niedziela, 6 września 2015

Rozdział 22

~Kilka tygodni później~ (pisane przy Jen Titus - O'Death )

Od całego zajścia minęło parę tygodni, cały czas próbowałam wypytywać Winchesterów o co chodziło z "uważaj na nich" tamtego wampira. Wykręcali się mówiąc o tym że są łowcami ale ich puls przyspieszał za każdym razem. Kłamali.

Dzisiejszego, jakże pięknego i spokojnego ranka, gdy leżałam sobie spokojnie na kanapie i popalałam e-papierosa do mojego pokoju wbiegł Dean, trzaskając przy tym drzwiami i sprawiając, że ze strachu cała podskoczyłam.
-Czyś ty postradał zmysły?! Chcesz, żebym padła na zawał?! - Zaczęłam krzyczeć, ale on tylko uśmiechał się szeroko.
-Zaczynamy trening. Sammy jedzie rozwiązać z Gabrielem jakąś sprawę, a ja cię nauczę paru sposobów walki. Nigdy nie mieliśmy na to czasu - Okej, zwariował.
-Jestem wampirem, nie potrzebuje tego. A teraz kochanie, wypad z mojego pokoju bo oglądam serial. - Jedyne co nie zmieniło się w moim sposobie życia od przemiany w wampira, to moja miłość do seriali.
-Potrzebujesz i nie gadaj głupot, wstawaj - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, stałam już na polanie za bunkrem gdzie... Można powiedzieć, że Dean się całkiem nieźle przygotował. Myślałam, że trening będzie polegał na... no nie wiem, walce z nim? Zamiast tego na łące stało parę manekinów do walki, stolik z różnego rodzaju bronią i jakiś mężczyzna z którym blondyn się przywitał.
-Scarlett, to jest Benny. Wampir który pomoże nam w nauce - Kiwnęłam do niego głową na powitanie, a on odpowiedział tym samym. Że niby będę się z nim bić?! To chyba jakaś kpina.
-Zaczniemy od czegoś prostego, na stoliku leżą różne bronie, wybierz jakąś, wyceluj i strzel w Bennego - ... jego chyba pojebało
-Dean, to nie jest dobry pomysł - Odpowiedziałam, ale zanim coś zrobiłam, obok mnie przeleciała strzała. Jebana, strzała! Taka z grotem i w ogóle! Odwróciłam się i spojrzałam na wampira który odkładał łuk
-Mniej gadania, więcej strzelania - Podniósł mi ciśnienie, więc złapałam szybko za pierwszego lepszego gnata i wystrzeliłam. Musielibyście widzieć moją minę gdy w trakcie sekundy, Benny dosłownie złapał pociski i rzucił na trawę.
-Whoa, ja też tak mogę?! - Spytałam z dziecinną ciekawością odwracając się do Deana który stał za mną. Momentalnie poczułam ręce na moich barkach i zostałam przyciśnięta do ziemi
-Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika - Powiedział spokojnie brunet zawisając nade mną.
 -Ała? - Powiedziała zdziwiona i próbowałam się wyrwać ale mocno mnie trzymał. Spojrzałam na Deana ale miał minę w stylu "Radź sobie sama". Wykorzystałam to, że trzyma mnie za ramiona i dłońmi odepchnęłam go z całą siłą. Ledwo go to ruszyło, ale na tyle bym mogła się cudem uwolnić.
-Cholera, silny jesteś! - Krzyknęłam przybierając "pozycje bojową"
-Tak wiem, szybki także - Udowodnił mi to cholernie dobrze. Nie zdążyłam nic zobaczyć, a jedynym dowodem na jego prędkość był metalowy, nie groźny dla mojego życia pocisk w moim boku. Niby mnie nie zabije, ale kurwa jak boli!
-Ahh! Czy ciebie pojebało?! - Krzyknęłam i ledwo się odsunęłam gdy zobaczyłam jego sylwetke tuż przede mną. Szybko wyjęłam pocisk i rzuciłam się na niego przyciskając go do drzewa. Odrzucił mnie bez problemu i skręcił mi nadgarstek.
-Kurwa!
-Mniej gadania, działaj - Tak jak powiedział nastawiłam go i uderzyłam wampira w tchawice tak, że zaczął się dusić. Dusił się przez dobre 3 sekundy... nosz kurwa!
-Dobrze! Ale pamiętam, jestem silniejszy i starszy. Musisz być sprytniejsza - Powiedział spokojnie i oddał mi ciosem w splot słoneczny. Upadłam na ziemie łapiąc powietrze.
Walczyliśmy, a raczej trenowaliśmy przez cały dzień. Przy zachodzie słońca Benny pożegnał się z nami i zniknął. Gdy tylko weszliśmy do bunkru padłam na moje łóżko a Dean położył się obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytał delikatnie całując mnie w skroń.
-Wszystko mnie boli, nic nie czuje... - Odpowiedziałam patrząc pusto w sufit.



Od tamtego dnia trenowaliśmy prawie codziennie a ja stawałam się coraz lepsza. Nie miałam już problemu z pokonaniem wampira, ale łowcy nadal byli problematyczni. Poznałam parę osób, między innymi Bobby'ego który jest dla mnie jak ojciec, śmiesznego i dziecinnego wilkołaka Gartha, dwie cudowne łowczynie Ellen i Jo, oraz Crowleya. Zawsze byłam nastawiona na "Demony, zło" ale nie powiem, Crowley nie jest taki zły. Fajnie się z nim spędza czas, mogę go porównać do mojego kuzyna, z którym zawsze wymykałam się z domu do jakiegoś klubu. Oni zastępowali mi rodzinę, za którą strasznie tęskniłam.

Żyłam w tej dziwnej rutynie aż do wczoraj gdy Sam oświadczył, że ma sprawę dla nas. Kolejny wampir nawet niedaleko nas. Wyruszyliśmy z samego rana. Pierwszy trop prowadził do kostnicy gdzie leżała ofiara. Udaliśmy się tam ubrani jak federalni i obejrzeliśmy ciało. 
-Tak jak myślałam - Powiedziałam zaciągając się zapachem. Plusem mojego wampiryzmu było to, że mogłam wyczuć zapach innego krwiopijcy. 
-Miałeś rację Sam, to jakiś młodzik. Niedoświadczony. Zostawił wiele śladów. - Podeszłam do ciała i nachyliłam się, dosłownie "obwąchując" ciało mężczyzny.
-Nie wyssał go do cna, facet umierał w męczarniach po odejściu wampira. Młody musiał się wystraszyć i uciec. Współczuje mu...
-Ofierze? - Spytał Dean kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Wampirowi - Odpowiedziała wychodząc. Zaraz potem udałam się do pobliskiego baru, musiałam się napić. Weszłam do obskurnego baru i usiadłam przy barze. Chwile później barman podszedł do mnie
-Ciężki dzień? - Spytał patrząc na moją twarz.
-Nawet nie wie pan jak... whisky - Odpowiedziałam i zaraz już popijałam bursztynowy płyn. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć iż Winchesterzy wchodzą do baru. Stali przez chwilę zanim "łaskawie" i "bardzo szybko" dopiłam whisky i wstałam, żeby do nich podejść.
-Tak? - Spytałam podpierając się na biodrze.
-Wszystko okej? - Spytał mnie Sammy, ale zanim coś powiedziała, przerwał mi starszy Winchester.
-Nie jest cienka, młody.  Teraz musimy obmyśleć plan działania.

Koniec końców plan był.. debilny. Ale tylko taki wymyśliliśmy. Ja miałam zgrywać kelnerkę w barze gdzie niedawno wykryliśmy podejrzaną osobę, a oni czekali na smsa ode mnie. Kierowałam się już do baru w przykrótkim fioletowym topie, czarnych skórzanych spodniach i długich czarnych kozaczkach na wysokim obcasie. Już miałam wejść do pomieszczenia gdy usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam się momentalnie w pozycji gotowej do ataku gdy ujrzałam znajomą twarz. 
-Witaj Castielu, a może raczej oszuście? - Powiedziałam. Nadal nie wyjaśniliśmy sprawy z przed... dość długa.
-Nie rozumiem o co ci chodzi - Odpowiedział przekręcając głową. Nigdy nie widziałam go... takiego. Takiego poważnego i w ogóle.
-Powiedz mi, czy coś z tego było prawdziwe? Nasza przyjaźń cokolwiek? - Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie były to łzy smutku, a raczej łzy złości.
-Scarlett, źle rozumiesz całą tą sytuacje. Musiałem cię obserwować bo byłaś zawsze w centrum zainteresowania nieba i piekła. 
-Czyli byłeś moim ochroniarzem? Nie przyjacielem?
-Scarlett, musisz zrozumieć... - To było ostatnie co powiedział zanim zniknął.
-Tja...









Ludziska, cud! Dłuższy rozdział wyszedł! I jak zwykle, standardowo, P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M za nieobecność ;_;