wtorek, 10 listopada 2015

Ważne!

Ogłoszenia Parafialne!

Przepraszam wszystkich czekających na nowe rozdziały, oraz wszystkich moich kochanych czytelników, ale opowiadanie zostaje zawieszone!



Okej, just kidding. Będzie pisane dalej, ale już raczej nie na tej stronie. Od jakiegoś czasu piszę na wattpadzie 
(strona internetowa, oraz darmowa aplikacja na telefon)
To opowiadanie także tam przenoszę. Jeśli się zalogujecie, i zapiszecie opowiadanie w swojej bibliotece, będą wam przychodzić powiadomienia z każdym nowym rozdziałem. 
Oprócz tego opowiadania, są także dwa inne. Jedno w świecie Doctora Who, drugie wzorowane na Hellblazerze.
A więc ten tego, zapraszam tutaj!


czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 25

Mamo, wiem, że myślisz iż nie żyje...
Ale mamo, strasznie się boję
Nie wiem gdzie jestem
Mamo, potrzebuję cię...


Tęskniłaś...tęskniłaś...tęskniłaś...


Zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność, jedyne, co przebijało się przez mrok to ból. Chwilę zajęło mi pojęcie tego gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Siedziałam na metalowym krześle przymocowanym do betonowej podłogi. Nogi i ręce miałam skrępowane linami nasączonymi werbeną. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i jedyne co dostrzegłam to małe zasłonięte okienko na wprost mnie i stolik, na którym leżały drewniane przedmioty, noże, słoiki z cieczą i mój pierścień ochrony przed słońcem. Zaczęłam się szarpać, jedynie bardziej raniąc nadgarstki.
-Nie szarp się kochanie - Ten specyficzny głos. Znam go, a raczej znałam. Dawno temu. To nie były miłe wspomnienia...
-Pokaż się! - Szarpnęłam znowu, ale jedyne co się zmieniło, to ilość wypływającej z moich nadgarstków krwi. Mężczyzna podszedł do jakiejś liny, po pociągnięciu odsłoniło się okienko. 
-Agh! - Moja skóra zaczęła się sparzać, i prawie stanęłam w płomieniach gdy porywacz zasłonił okno i oświecił światło.
-To nie możliwe... - Nie mogłam uwierzyć on... on nie żył. Tak mi zawsze... on nie mógł żyć! Tym bardziej nie mógł wiedzieć kim jestem!
-Witaj skarbie, jesteś z powrotem w XXI wieku. Tęskniłaś za swoim tatusiem? - Mój ojciec... Matka opisywała go jako tyrana, ja zbyt wielu wspomnień nie miałam, ale każde było... złe.
-To... nie prawda! Mój ojciec nie żyje! Kim jesteś?! - Szarpałam się mocniej, ale tym razem ze strachu. Skąd się tu wziął? Skąd wie kim jestem? I co ma zamiar ze mną zrobić...
-Spokojnie skarbie, pomogę ci wszystko poukładać. Widzisz, paręnaście lat temu zostawiłem was by zostać łowcą. O nich chyba już coś wiesz, prawda? Wszystkie wielkie sprawy załatwiali twoi ukochani Winchesterzy, ale ktoś musiał się zając tymi pomniejszymi. Kiedy parę miesięcy temu polowałem na pewnego wampira i prawie go miałem, gdy jakaś kelnerka podała mu werbenę i zniknęła wraz z krwiopijcą. Wiedziałem, że to byłaś ty. Śledziłem cię aż do samych drzwi. Aż do średniowiecznej Bułgarii. Skąd cię zabrałem i oto jesteśmy. - Podrapał si po zaroście, jak to miał w zwyczaju gdy byłam dzieckiem.
-Dlaczego mnie związałeś? Czego ty chcesz? - Szarpnęłam ostatni raz utwierdzając się w przekonaniu, że łatwiej byłoby namówić Deana do oglądania My Little Pony, niż rozerwać te werbeniaste uwięzi.
-Chcę ci pomóc - Uśmiechnął się i podszedł do stolika. Nieufnie próbowałam spojrzeć co robi, ale wygięcie karku w taki sposób było nie możliwe. Gdy się odwrócił, trzymał w ręce zaostrzone narzędzie, po którym spływała najprawdopodobniej werbena.
-To nie jest pomoc! Krzywdzisz mnie! - Odchylałam się do tyłu jak tylko mogłam, ale moje siedzisko mi w tym przeszkadzało.
-Kochanie, robie tylko to, co ty niewinnym ludziom. Chcę ci pomóc, zwalczyć wampiryzm. Przestaniesz się żywić na ludziach, albo umrzesz
-Winchesterzy cię dopadną! Nie uda ci się! - Po moich słowach wbił nasączone narzędzie w mój brzuch. Po paru takich seriach, zemdlałam. 



Obudził mnie dopiero ból i swąd mojej palonej skóry.
-Widzę, że księżniczka wstała - Ojciec uśmiechnął się szeroko by zaraz schylić się i podeprzeć na podłokietnikach krzesła.
-Duży zły wampir już nie jest taki groźny, prawda? Kto cię obroni, jeśli nie zrobią tego Winchesterzy? - Zasłonił okno, a ja zaczęłam klnąć w duchu na szybkom regeneracje. 
Koszmar zacznie się od nowa. 

Sama nie wiem ile tam przesiedziałam, minute, godzinę, dzień, tydzień? Wydawało się, jakby były to długie lata. Moja niegdyś fioletowa bluzka, zrobiła się szkarłatna i prawie sztywna od zaschniętej krwi. Kasztanowe włosy oklapły a skóra poszarzała. Na zmianę budziłam się, cierpiałam i mdlałam. 

Mijała kolejna godzina mojego cierpienia, mężczyzna stojący nademną, niegdyś mój ojciec teraz oprawca, wbijał w moje ciało kolejny metalowy pręt. Szatyn stojący przede mną złapał mnie za szyję i pokazał palcem żebym była cicho.
-Zabij mnie, zrobisz mi przysługę - Ostatkiem sił zaczęłam krzyczeć. Znajdą mnie żywą, bądź martwą.



poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 23 Part 2, ale zaliczmy jako 24

Chodziliśmy po dość gęstym lesie jak głupcy, zanim dotarliśmy do jakiejś małej wioski. Oczywiście Dean musiał iść przedemną, ponieważ jego duma kazała mnie chronić. Jakbym sama nie mogła tego zrobić... Po przejściu niewielkiej "uliczki" liczącej około 4 domy, weszliśmy do tawerny. Upici wieśniacy, gruba baba za ladą, wszystko jak w książkach.
-Witajcie, nigdy was tu nie widziałam. Nowi? - Spytała kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Tak, poszukujemy pewnego mężczyzny. Wysoki, ciemne długawe włosy, podobny trochę do łosia - Zaśmiałam się cicho po wypowiedzeniu tego. Zawsze w bunkrze go tak nazywałam. Łosiek. Łosiek i jego brat Wiewiór. Prawdopodobnie przejęłam to po Crowleyu, ale to już inna historia.
-Ah, poszukujecie Samuela. Był tu jakiś czas temu i szukał jakiejś parki. Prawdopodobnie was. Minęliście się - Po tym, jak zamówiłam dwie szklanki trunku podobnego do whisky ale o dziwnej nazwie, Dean upewniając się, że nikt nie widzi, wyjął telefon z zamiarem napisania do Sama. I oh, co za niespodzianka. Brak zasięgu.



-Nie wiem na co liczyłeś, wiewiórze
-Idę go poszukać, a ty widzę, że masz plan się napić. Dowiedz się przy okazji czemu tu jesteśmy - Mówiąc to, wstał i wyszedł, poprawiając uwierającą go zbroję. Ja już domyślałam się, czemu tu jesteśmy. Jedno słowo, Gabriel.
-Proszę panienko, Widzę, że twój mężczyzna zwiał. Dziwne, mężczyźni zazwyczaj nie zostawiaj tak pięknych dam samych - Wypiłam szybkimi łykami obie szklanki, nie zważając na zdziwione miny
-Umiem o siebie zadbać - I tutaj zrobiłam typową minę nienawiści. Znaczy się wiecie, takie jak na facebooku zawsze pisałam do Katherine " :) ". Po trzech kolejnych szklankach i szybkich shotach z paroma mężczyznami wpadłam na świetny pomysł.
-Słuchajcie, potrzebuje stolik, 20 szklanek i wór wiśni, albo... śliwek, lub coś takiego - Gdy podchmieleni mężczyźni przynieśli wszystko, ustawiłam szklanki po dwóch stronach stołu układając je w trójkąty, nalałam do wszystkiego trunku i rozdzieliłam dwie drużyny tłumacząc zasady.
-Okej, rzucamy wiśnie drużynowo na zmianę, jeżeli trafię wy pijecie tą szklankę, zjadacie owoc i wykonujecie wymyślone przez nas zadanie. Zaczynacie! - Bawiliśmy się doskonale, pijąc, krzycząc, śpiewając i wykonując dziwne zadania, do momentu gdy drużyna przeciwna zaczynała ostro dostawać w dupę.
-Dobra, dobra. Charles, uspokójże się - Uśmiechnięta podeszłam do niego, lecz ten spity i mocno wkurzony zaczął na mnie krzyczeć. Byłam spokojna do słów "Kobieta nie powinna..."
-JA CI ZARAZ DAM TY SZOWINISTYCZNA ŚWINIO! - Krzyknęłam ale zanim coś zrobiłam wszystko potoczyło się... dziwnie. Jego pięść lecąca w moją stronę, krzyk Sama i Deana stojących w drzwiach, ja łapiąca jego dłoń, on na podłodze i Gabriel stojący za mną.
-Gdzie z tymi łapkami? - Usłyszałam głos Gabe, a potem tylko ciemność.


~~*~~


Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy, leżąca na jakimś twardym łóżku.
-Ouu - Zawyłam z bólu i podniosłam się delikatnie by zaraz poczuć dłoń na moim ramieniu.
-Jak się czujesz? - Spytał wiewiór.
-Chyba okey, gdzie jesteśmy i co się stało? - Spytałam z suchością w gardle. Chyba zbyt dawno nic nie "jadłam"
-Ten skurczybyk Gabriel pojawił się, wziął Sama i zniknął z powrotem do 21 wieku, więc pewnie zostaniemy tu jeszcze chwilę. A jesteśmy w małej chacie którą "pożyczyła" nam gospodyni karczmy, po tym jak dostałaś od tego wielkiego kolesia. - Ja?! Znokautowana?! Takiego wała!
-Yhym, muszę się przejść. Btw, nie licz na to, że będę ci gotować - Zaśmiałam się, a on przerzucił mnie sobie przez ramię... jak worek ziemniaków
-Kobieto, masz mnie słuchać, idziemy do kuchni! - Zaśmiał się, ale zaraz też mnie puścił. Wyszłam z chaty i zaraz spotkałam mężczyznę który przyczynił się do mojej migreny.
-Oh, witaj Scarlett. Chciałbym cię przeprosić za to wszystko. Byłem pijany i
-Nie szkodzi, nie żywię urazy. Przejdziemy się? - Ledwo weszliśmy do lasu, gdy go zahipnotyzowałam i "upiłam" trochę jego krwi. Tak kurwa, żywię urazę. Zaraz jednak zahipnotyzowałam go żeby zapomniał i odszedł. Wszystko niby ok, ale zanim wstałam oberwałam jeszcze mocnego kopniaka znikąd.
-Tęskniłaś?



















WITAJCIE Z POWROTEM! 
Domyślacie się kogo spotkała Scar? Bo ja mam dopiero zarys, więc jak ktoś poda fajny pomysł to się nie obrażę czy coś xD

poniedziałek, 5 października 2015

One Shot

Z góry zapowiem. Jeżeli nie jesteś fanem tej pary, jesteś przeciwny gejom albo tylko Dean+Cas, to nawet tu nie patrz. W sensie na ten post, bo nie chce mieć w komentarzach shit-sztormu ;') I tak, to jest w formie listu. No prawie xD Mam 2 z polaka nie czepiajcie się...


Drogi Samuelu Nie no, to nie ma sensu. Po prostu, nie uwierzysz co mi się wydarzyło!

Było ciepłe czerwcowe popołudnie, ni chmurki na niebie, ni wiatru. Zbliżało się zakończenie kolejnego roku szkolnego. Młody licealista, czyli ja, siedział na apelu myśląc jedynie o swoich przyszłych wakacyjnych przygodach. Wyjazdy ze znajomymi, grille z bratem lub wycieczki rodzinne. Rozmyślał o wolności nie zauważając nawet kiedy skończył się apel. Pożegnał się ze swoją klasą oraz z nauczycielami i zmierzał do wyjścia, gdy nagle zaczepiła go Jo.
-Winchester! Uważaj jak będziesz szedł do domu. Słyszałam dzisiaj, że zaczęły się jakieś protesty czy bunty! - Blondynka machnęła teatralnie rękoma zaraz patrząc mi prosto w zielone jak świeża trawa oczy.
-Obiecaj, że będziesz uważać! Ludzie z takich buntów są niebezpieczni! - Szybko się z nią zgodziłem, przeklinając się w duchu iż zostawiłem swój motor niedaleko pobliskiego kina. Jeżeli w mieści był jakiś bunt, to na pewno tam! Idąc po kamiennym chodniku rozpiąłem delikatnie białą koszulę i zarzuciłem na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Pomijając fakt, iż było około 30 stopni. Dochodząc do mojego harleya, zauważyłem grupkę ludzi skandujących pod kinem.
-Wiedziałem... - Mruknąłem do siebie i przyspieszyłem, zaraz pakując swój tyłek na motocykl. Gdy zacząłem zakładać skórzane rękawice usłyszałem strzały. Prawdopodobnie policja zajęła się buntem. Oh Sammy, gdybyś widział moją minę, gdy jakiś szalony punk wskoczył mi na motor i krzyknął łapiąc za ramiona
-Jedź, kurwa, jedź! - Obejrzałem się szybko sprawdzając kto to i jakimś cudem zaufałem mu. Nie umiem tego wyjaśnić, ale mu zaufałem i odpaliłem silnik usuwając się z miejsca całego zdarzenia. Zaparkowałem machinalnie pod moim domem i wyłączyłem silnik.
-Dzięki - Odezwał się do mnie szatyn i zszedł z mojej bestii. Powtórowałem za nim
-Nie ma sprawy, jestem Dean Winchester
-Castiel Milton


Tak właśnie, Sammy, poznałem mojego ukochanego Castiela. A nie mówiłem młody, że nie uwierzysz?

Ps. Niedługo wracam do domu, pozdrów rodziców.

Kochający braciszek Dean

Rozdział 23

Weszłam w końcu do baru i ubrałam fartuszek stając za ladą. Kiwnęłam lekko głową do Rufusa podającego drinki. Wspomniałam już, że odurzyliśmy i związaliśmy obsługę baru zastępując ją przyjaciółmi-łowcami? Nie? No to wspominam...
-3 stolik, nie złożył jeszcze zamówienia - Powiedział mijając mnie, podeszłam do wyznaczonego klienta machając seksownie biodrami i wyjęłam z fartuszka notatnik oraz długopis.
-Co podać? - Spytałam patrząc na niego spod moich długich rzęs.
-Hmm, whisky z lodem i twój numer piękna - Powiedział uśmiechając się. odpowiedziałam uśmiechem i odeszłam. Upewniając się, że nikt nie patrzy, dolałam pod ladą do jego whisky werbenę i podałam mu picie. Kilka minut później usłyszałam jak dławi się i wypluwa krew na chusteczkę. Momentalnie uciekł z baru a ja pobiegłam za nim pisząc szybko smsa do Winchesterów "mam go". Przygwoździłam go do ściany za barem.
-Słuchaj mnie młodziku! - Krzyknęłam lecz on wciąż się szarpał i syczał na mnie ukazując kły. Wkurwiłam się i wystawiłam moje o wiele dłuższe kły warcząc na niego. Uspokoił się
-Pomóż mi! Tu są łowcy ja... ja nie chce umierać. To nie moja wina, on mi to zrobił i mnie zostawił... - Mówił szybko więc go puściłam i stanęłam obok.
-Spokojnie pomo - Nie zdążyłam dokończyć, usłyszałam ruch za sobą i schyliłam się momentalnie. Zobaczyłam jeszcze tylko ostrze tuż nad moją głową i zaraz potem widziałam młodzika leżącego przede mną w dwóch częściach.
-Hej! Już go miałam! - Krzyknęłam spodziewając się Deana za mną, ale to co zobaczyłam... wow...
-Ty... ty jesteś aktorem! To t-ty Robert Pattinson!Ten ze zmierzchu! - Zaczęłam piszczeć bo... cholera KOCHAŁAM  KIEDYŚ ZMIERZCH!
-I cholernie nienawidzę wampirów - Odezwał się ironicznie. Kurwa, przecież WSZYSCY kojarzą go z roli wampira! Po tym zdaniu odszedł w stronę ulicy mijając samochód Winchesterów którzy zaraz do mnie przybiegli. Stałam jak wryta patrząc ciągle w jedno miejsce.
-Scar co tu się stało? Jak ty to zrobiłaś?
-Właśnie... chyba właśnie poznałam Edwarda Cullena w wersji łowcy...




~Parę godzin później~

Jechaliśmy już parę godzin w stronę bunkru, gdy nagle znikąd rozbłysło się jasne, wręcz rażące białe światło. Dean nagle zahamował a ja szybko wybiegłam z samochodu i stanęłam patrząc w stronę źródła światła. 
-Widzieliście to?! - Krzyknęłam, ale zanim się zorientowałam oni już biegli z bronią w pole. Dosłownie, w pole. Pobiegłam za nimi wyprzedzając braci dzięki wampirzym zdolnością i w ostatniej chwili się zatrzymałam.
-To są jakieś pieprzone drzwi... - Wysapał starszy Winchester zaraz przybiegając do mnie. Obok pojawił się też wielkolud znany jako Sam. Przed nami jak wół stały wielkie, świecące się drzwi. Bez żadnej ściany czy czegokolwiek. 
-Te drzwi pewnie... - Sammi nie zdążył dokończyć, gdyż Dean otworzył je i wskoczył do środka
-Ten idiota nas wszystkich pozabija! - Zamarudziłam gdy weszliśmy za nim.

Obudził mnie świeży zapach mokrego lasu oraz hałas wiewiórki nieopodal. Nie myśląc za wiele poderwałam się na nogi i zaatakowałam ją by choć trochę się pożywić
-Mhmmm - Zamruczałam, by po chwili otworzyć ociężałe oczy. Byłam w lesie. Całkowicie sama, a do tego ubrana w jakąś dziwną suknie. Dotknęłam delikatnie swojej twarzy oraz włosów. 
-Co jest... - Wstałam z powrotem oglądając się dookoła. Gdyby nie mój nadprzyrodzony słuch, sądziłabym, że w pobliżu nie ma żywej duszy. 
-Sammy! Scarlett! - Pobiegłam w stronę Deana




Gdy tylko dobiegłam na miejsce roześmiałam się jak głupia padając na kolana. Widok Deana... tak ubranego. Do tego walczącego na miecze z jakimś rycerzem... to było coś. Pokonał go bez problemu, pozwalając dzieciakowi uciec i przyjrzał mi się.
-Wasza królewska mość - Zaśmiał się i skłonił. Dałam mu kuksańca w bok.
-Wytłumaczysz mi może gdzie my kurwa jesteśmy? - Spytałam w końcu.
-W lesie
-To może inaczej kochanie, kiedy my kurwa jesteśmy?! 
-Patrząc na stroje i moją męską wal...
-Męską, phi. Pokonałeś dzieciaka
-Ekhem, patrząc na stroję i moją męską walkę z rycerzem zapewne w średniowieczu.














Jak tam kochani, podoba się? Wytrwał ktoś aż do teraz? :') Napiszcie jakkolwiek mogłam podnieść poziom tego opowiadania. Postaram się poprawić! ^.^


niedziela, 6 września 2015

Rozdział 22

~Kilka tygodni później~ (pisane przy Jen Titus - O'Death )

Od całego zajścia minęło parę tygodni, cały czas próbowałam wypytywać Winchesterów o co chodziło z "uważaj na nich" tamtego wampira. Wykręcali się mówiąc o tym że są łowcami ale ich puls przyspieszał za każdym razem. Kłamali.

Dzisiejszego, jakże pięknego i spokojnego ranka, gdy leżałam sobie spokojnie na kanapie i popalałam e-papierosa do mojego pokoju wbiegł Dean, trzaskając przy tym drzwiami i sprawiając, że ze strachu cała podskoczyłam.
-Czyś ty postradał zmysły?! Chcesz, żebym padła na zawał?! - Zaczęłam krzyczeć, ale on tylko uśmiechał się szeroko.
-Zaczynamy trening. Sammy jedzie rozwiązać z Gabrielem jakąś sprawę, a ja cię nauczę paru sposobów walki. Nigdy nie mieliśmy na to czasu - Okej, zwariował.
-Jestem wampirem, nie potrzebuje tego. A teraz kochanie, wypad z mojego pokoju bo oglądam serial. - Jedyne co nie zmieniło się w moim sposobie życia od przemiany w wampira, to moja miłość do seriali.
-Potrzebujesz i nie gadaj głupot, wstawaj - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, stałam już na polanie za bunkrem gdzie... Można powiedzieć, że Dean się całkiem nieźle przygotował. Myślałam, że trening będzie polegał na... no nie wiem, walce z nim? Zamiast tego na łące stało parę manekinów do walki, stolik z różnego rodzaju bronią i jakiś mężczyzna z którym blondyn się przywitał.
-Scarlett, to jest Benny. Wampir który pomoże nam w nauce - Kiwnęłam do niego głową na powitanie, a on odpowiedział tym samym. Że niby będę się z nim bić?! To chyba jakaś kpina.
-Zaczniemy od czegoś prostego, na stoliku leżą różne bronie, wybierz jakąś, wyceluj i strzel w Bennego - ... jego chyba pojebało
-Dean, to nie jest dobry pomysł - Odpowiedziałam, ale zanim coś zrobiłam, obok mnie przeleciała strzała. Jebana, strzała! Taka z grotem i w ogóle! Odwróciłam się i spojrzałam na wampira który odkładał łuk
-Mniej gadania, więcej strzelania - Podniósł mi ciśnienie, więc złapałam szybko za pierwszego lepszego gnata i wystrzeliłam. Musielibyście widzieć moją minę gdy w trakcie sekundy, Benny dosłownie złapał pociski i rzucił na trawę.
-Whoa, ja też tak mogę?! - Spytałam z dziecinną ciekawością odwracając się do Deana który stał za mną. Momentalnie poczułam ręce na moich barkach i zostałam przyciśnięta do ziemi
-Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika - Powiedział spokojnie brunet zawisając nade mną.
 -Ała? - Powiedziała zdziwiona i próbowałam się wyrwać ale mocno mnie trzymał. Spojrzałam na Deana ale miał minę w stylu "Radź sobie sama". Wykorzystałam to, że trzyma mnie za ramiona i dłońmi odepchnęłam go z całą siłą. Ledwo go to ruszyło, ale na tyle bym mogła się cudem uwolnić.
-Cholera, silny jesteś! - Krzyknęłam przybierając "pozycje bojową"
-Tak wiem, szybki także - Udowodnił mi to cholernie dobrze. Nie zdążyłam nic zobaczyć, a jedynym dowodem na jego prędkość był metalowy, nie groźny dla mojego życia pocisk w moim boku. Niby mnie nie zabije, ale kurwa jak boli!
-Ahh! Czy ciebie pojebało?! - Krzyknęłam i ledwo się odsunęłam gdy zobaczyłam jego sylwetke tuż przede mną. Szybko wyjęłam pocisk i rzuciłam się na niego przyciskając go do drzewa. Odrzucił mnie bez problemu i skręcił mi nadgarstek.
-Kurwa!
-Mniej gadania, działaj - Tak jak powiedział nastawiłam go i uderzyłam wampira w tchawice tak, że zaczął się dusić. Dusił się przez dobre 3 sekundy... nosz kurwa!
-Dobrze! Ale pamiętam, jestem silniejszy i starszy. Musisz być sprytniejsza - Powiedział spokojnie i oddał mi ciosem w splot słoneczny. Upadłam na ziemie łapiąc powietrze.
Walczyliśmy, a raczej trenowaliśmy przez cały dzień. Przy zachodzie słońca Benny pożegnał się z nami i zniknął. Gdy tylko weszliśmy do bunkru padłam na moje łóżko a Dean położył się obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytał delikatnie całując mnie w skroń.
-Wszystko mnie boli, nic nie czuje... - Odpowiedziałam patrząc pusto w sufit.



Od tamtego dnia trenowaliśmy prawie codziennie a ja stawałam się coraz lepsza. Nie miałam już problemu z pokonaniem wampira, ale łowcy nadal byli problematyczni. Poznałam parę osób, między innymi Bobby'ego który jest dla mnie jak ojciec, śmiesznego i dziecinnego wilkołaka Gartha, dwie cudowne łowczynie Ellen i Jo, oraz Crowleya. Zawsze byłam nastawiona na "Demony, zło" ale nie powiem, Crowley nie jest taki zły. Fajnie się z nim spędza czas, mogę go porównać do mojego kuzyna, z którym zawsze wymykałam się z domu do jakiegoś klubu. Oni zastępowali mi rodzinę, za którą strasznie tęskniłam.

Żyłam w tej dziwnej rutynie aż do wczoraj gdy Sam oświadczył, że ma sprawę dla nas. Kolejny wampir nawet niedaleko nas. Wyruszyliśmy z samego rana. Pierwszy trop prowadził do kostnicy gdzie leżała ofiara. Udaliśmy się tam ubrani jak federalni i obejrzeliśmy ciało. 
-Tak jak myślałam - Powiedziałam zaciągając się zapachem. Plusem mojego wampiryzmu było to, że mogłam wyczuć zapach innego krwiopijcy. 
-Miałeś rację Sam, to jakiś młodzik. Niedoświadczony. Zostawił wiele śladów. - Podeszłam do ciała i nachyliłam się, dosłownie "obwąchując" ciało mężczyzny.
-Nie wyssał go do cna, facet umierał w męczarniach po odejściu wampira. Młody musiał się wystraszyć i uciec. Współczuje mu...
-Ofierze? - Spytał Dean kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Wampirowi - Odpowiedziała wychodząc. Zaraz potem udałam się do pobliskiego baru, musiałam się napić. Weszłam do obskurnego baru i usiadłam przy barze. Chwile później barman podszedł do mnie
-Ciężki dzień? - Spytał patrząc na moją twarz.
-Nawet nie wie pan jak... whisky - Odpowiedziałam i zaraz już popijałam bursztynowy płyn. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć iż Winchesterzy wchodzą do baru. Stali przez chwilę zanim "łaskawie" i "bardzo szybko" dopiłam whisky i wstałam, żeby do nich podejść.
-Tak? - Spytałam podpierając się na biodrze.
-Wszystko okej? - Spytał mnie Sammy, ale zanim coś powiedziała, przerwał mi starszy Winchester.
-Nie jest cienka, młody.  Teraz musimy obmyśleć plan działania.

Koniec końców plan był.. debilny. Ale tylko taki wymyśliliśmy. Ja miałam zgrywać kelnerkę w barze gdzie niedawno wykryliśmy podejrzaną osobę, a oni czekali na smsa ode mnie. Kierowałam się już do baru w przykrótkim fioletowym topie, czarnych skórzanych spodniach i długich czarnych kozaczkach na wysokim obcasie. Już miałam wejść do pomieszczenia gdy usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam się momentalnie w pozycji gotowej do ataku gdy ujrzałam znajomą twarz. 
-Witaj Castielu, a może raczej oszuście? - Powiedziałam. Nadal nie wyjaśniliśmy sprawy z przed... dość długa.
-Nie rozumiem o co ci chodzi - Odpowiedział przekręcając głową. Nigdy nie widziałam go... takiego. Takiego poważnego i w ogóle.
-Powiedz mi, czy coś z tego było prawdziwe? Nasza przyjaźń cokolwiek? - Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie były to łzy smutku, a raczej łzy złości.
-Scarlett, źle rozumiesz całą tą sytuacje. Musiałem cię obserwować bo byłaś zawsze w centrum zainteresowania nieba i piekła. 
-Czyli byłeś moim ochroniarzem? Nie przyjacielem?
-Scarlett, musisz zrozumieć... - To było ostatnie co powiedział zanim zniknął.
-Tja...









Ludziska, cud! Dłuższy rozdział wyszedł! I jak zwykle, standardowo, P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M za nieobecność ;_;

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 21

Przepraszam za dłuuuuugą nieobecność ;-; Aktualnie przerzuciłam się na aplikacje Wattpad i tam wrzucam moje opowiadania... no w sumie tego tam nie ma ale możliwe, że skopiuje i tam wrzuce. Ale nie bójcie się, tutaj też będą się pojawiać nowe rozdziały! A właśnie, co do samych rozdziałów... nope, nadal nie są długie i nie sądze że kiedyś będą ;-;





Szarpałam się przez następną godzinę próbując sie uwolnić. Jeśli bracia tu przyjdą, będą martwi. Wysłałam ich na pewną śmierć... Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu szukając czegokolwiek żeby się uwolnić z łańcuchów. Białe ściany jeszcze za czasów działalności szpitala. Jedyne co się zmieniło to wielkie biurko na środku pomieszczenia... no i klatki z nastolatkami. Już chciałam się do nich odezwać gdy
-Wiesz, wyczułem jak tylko weszłaś do pomieszczenia. Nie wiem czemu ale dobrze się maskujesz. Moi ludzie cię nie rozpoznali - Zagadnął Damon sunąc kołkiem po mojej szyi
-Najwyraźniej twoi ludzie nie są tak dobrzy jak myślisz
-Albo ty jesteś wyjątkowa - Chciałam zapytać o co mu chodzi, ale usłyszałam hałąs. Nie byle jak hałas, ale odgłosy walki. Syczenie wampirów i łamane kości...
-Nasi goście już przybyli - Stwierdził Damon z szerokim uśmiechem i stanął obok mnie. Drewniany kołek zamienił na naostrzoną maczete. Cholera. Szarpnęłam łańcuch jeszcze parę razy i poczułam jak powoli moje ręce zaczynają się uwalniać. W tym momencie przez drzwi wleciało zakołkowane ciało. Upadło tuż przed moimi stopami przez co zaczęłam szarpać mocniej. Ciało kobiety było całe poszarzałe z widocznymi żyłami. Miała złamaną rękę co dało mi do myślenia jak się wydostać z łańcuchów, ale zanim coś zrobiłam do pomieszczenia wbiegli bracia.
-Za wami! - Krzyknęłam przy okazji wyłamując sobie kciuki i uwalniając się z łańcuchów, Bogu dziękuję za szybką regeneracje! Złapałam za jeden kołek ze stołu i pobiegłam chcąc im pomóc. NIm to zrobiłam poczułam zimną dłoń na ramieniu, Damon pociągnął mnie do tyłu i rzucił mną o biurko które pod moim ciężarem się złamało.
-Ugh! - Wyciągnęłam odłamek drewna z ramienia i skoczyłam na wampira. Winchesterzy musieli sami poradzić sobie z tamtymi.
-Daj sobie spokój młoda, nie dasz mi rady - Zrobił kolejny unik na co ja pchnęłam kołek w powietrze i dostałam z pięści w plecy. Uderzyłam w klatke i szybko wyłamałam zamek
-Uciekaj! - Krzyknęłam do przerażonej fioletowo-włosej dziewczyny. Poczułam szarpnięcie za kołnierz bluzki i uderzyłam plecami w klatkę piersiową Damona
-Spokój! - Krzyknął do wszystkich trzymając kołek tuż przy moim sercu. Wszyscy zatrzymali się jakby czas stanął w miejscu. Co prawda wampiry były martwe więc i tak dużo by się nie ruszyły.
-Zostaw ją! - Wrzasnął wściekły Dean, chciał skoczyć w naszą stronę ale Sam złapał do za ramie
-Czemu jesteś taka wyjątkowa, hm? - Spytał Damon odsuwając moje włosy. Poczym dodał
-Miejsce wampira nigdy nie będzie wśród ludzi. Zostań ze mną - Polizał mnie po szyi, oczy Deana pałały nienawiścią. Wykorzystałam chwilę gdy wampir był rozproszony i obróciłam się odbierając mu kołek i rzucając nim o podłoge, co swoją droge było cholernie ciężkie. Bez oporu wbiłam mu kołek w brzuch, pare milimetrów od serca.
-Uważaj na nich - Szepnął odsuwając kosmyk czarnych włosów z mojej twarzy. Bez wachania wbiłam drewno mocniej i przebiłam mu serce.
-Dziwak...