wtorek, 10 listopada 2015

Ważne!

Ogłoszenia Parafialne!

Przepraszam wszystkich czekających na nowe rozdziały, oraz wszystkich moich kochanych czytelników, ale opowiadanie zostaje zawieszone!



Okej, just kidding. Będzie pisane dalej, ale już raczej nie na tej stronie. Od jakiegoś czasu piszę na wattpadzie 
(strona internetowa, oraz darmowa aplikacja na telefon)
To opowiadanie także tam przenoszę. Jeśli się zalogujecie, i zapiszecie opowiadanie w swojej bibliotece, będą wam przychodzić powiadomienia z każdym nowym rozdziałem. 
Oprócz tego opowiadania, są także dwa inne. Jedno w świecie Doctora Who, drugie wzorowane na Hellblazerze.
A więc ten tego, zapraszam tutaj!


czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 25

Mamo, wiem, że myślisz iż nie żyje...
Ale mamo, strasznie się boję
Nie wiem gdzie jestem
Mamo, potrzebuję cię...


Tęskniłaś...tęskniłaś...tęskniłaś...


Zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność, jedyne, co przebijało się przez mrok to ból. Chwilę zajęło mi pojęcie tego gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Siedziałam na metalowym krześle przymocowanym do betonowej podłogi. Nogi i ręce miałam skrępowane linami nasączonymi werbeną. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i jedyne co dostrzegłam to małe zasłonięte okienko na wprost mnie i stolik, na którym leżały drewniane przedmioty, noże, słoiki z cieczą i mój pierścień ochrony przed słońcem. Zaczęłam się szarpać, jedynie bardziej raniąc nadgarstki.
-Nie szarp się kochanie - Ten specyficzny głos. Znam go, a raczej znałam. Dawno temu. To nie były miłe wspomnienia...
-Pokaż się! - Szarpnęłam znowu, ale jedyne co się zmieniło, to ilość wypływającej z moich nadgarstków krwi. Mężczyzna podszedł do jakiejś liny, po pociągnięciu odsłoniło się okienko. 
-Agh! - Moja skóra zaczęła się sparzać, i prawie stanęłam w płomieniach gdy porywacz zasłonił okno i oświecił światło.
-To nie możliwe... - Nie mogłam uwierzyć on... on nie żył. Tak mi zawsze... on nie mógł żyć! Tym bardziej nie mógł wiedzieć kim jestem!
-Witaj skarbie, jesteś z powrotem w XXI wieku. Tęskniłaś za swoim tatusiem? - Mój ojciec... Matka opisywała go jako tyrana, ja zbyt wielu wspomnień nie miałam, ale każde było... złe.
-To... nie prawda! Mój ojciec nie żyje! Kim jesteś?! - Szarpałam się mocniej, ale tym razem ze strachu. Skąd się tu wziął? Skąd wie kim jestem? I co ma zamiar ze mną zrobić...
-Spokojnie skarbie, pomogę ci wszystko poukładać. Widzisz, paręnaście lat temu zostawiłem was by zostać łowcą. O nich chyba już coś wiesz, prawda? Wszystkie wielkie sprawy załatwiali twoi ukochani Winchesterzy, ale ktoś musiał się zając tymi pomniejszymi. Kiedy parę miesięcy temu polowałem na pewnego wampira i prawie go miałem, gdy jakaś kelnerka podała mu werbenę i zniknęła wraz z krwiopijcą. Wiedziałem, że to byłaś ty. Śledziłem cię aż do samych drzwi. Aż do średniowiecznej Bułgarii. Skąd cię zabrałem i oto jesteśmy. - Podrapał si po zaroście, jak to miał w zwyczaju gdy byłam dzieckiem.
-Dlaczego mnie związałeś? Czego ty chcesz? - Szarpnęłam ostatni raz utwierdzając się w przekonaniu, że łatwiej byłoby namówić Deana do oglądania My Little Pony, niż rozerwać te werbeniaste uwięzi.
-Chcę ci pomóc - Uśmiechnął się i podszedł do stolika. Nieufnie próbowałam spojrzeć co robi, ale wygięcie karku w taki sposób było nie możliwe. Gdy się odwrócił, trzymał w ręce zaostrzone narzędzie, po którym spływała najprawdopodobniej werbena.
-To nie jest pomoc! Krzywdzisz mnie! - Odchylałam się do tyłu jak tylko mogłam, ale moje siedzisko mi w tym przeszkadzało.
-Kochanie, robie tylko to, co ty niewinnym ludziom. Chcę ci pomóc, zwalczyć wampiryzm. Przestaniesz się żywić na ludziach, albo umrzesz
-Winchesterzy cię dopadną! Nie uda ci się! - Po moich słowach wbił nasączone narzędzie w mój brzuch. Po paru takich seriach, zemdlałam. 



Obudził mnie dopiero ból i swąd mojej palonej skóry.
-Widzę, że księżniczka wstała - Ojciec uśmiechnął się szeroko by zaraz schylić się i podeprzeć na podłokietnikach krzesła.
-Duży zły wampir już nie jest taki groźny, prawda? Kto cię obroni, jeśli nie zrobią tego Winchesterzy? - Zasłonił okno, a ja zaczęłam klnąć w duchu na szybkom regeneracje. 
Koszmar zacznie się od nowa. 

Sama nie wiem ile tam przesiedziałam, minute, godzinę, dzień, tydzień? Wydawało się, jakby były to długie lata. Moja niegdyś fioletowa bluzka, zrobiła się szkarłatna i prawie sztywna od zaschniętej krwi. Kasztanowe włosy oklapły a skóra poszarzała. Na zmianę budziłam się, cierpiałam i mdlałam. 

Mijała kolejna godzina mojego cierpienia, mężczyzna stojący nademną, niegdyś mój ojciec teraz oprawca, wbijał w moje ciało kolejny metalowy pręt. Szatyn stojący przede mną złapał mnie za szyję i pokazał palcem żebym była cicho.
-Zabij mnie, zrobisz mi przysługę - Ostatkiem sił zaczęłam krzyczeć. Znajdą mnie żywą, bądź martwą.



poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 23 Part 2, ale zaliczmy jako 24

Chodziliśmy po dość gęstym lesie jak głupcy, zanim dotarliśmy do jakiejś małej wioski. Oczywiście Dean musiał iść przedemną, ponieważ jego duma kazała mnie chronić. Jakbym sama nie mogła tego zrobić... Po przejściu niewielkiej "uliczki" liczącej około 4 domy, weszliśmy do tawerny. Upici wieśniacy, gruba baba za ladą, wszystko jak w książkach.
-Witajcie, nigdy was tu nie widziałam. Nowi? - Spytała kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Tak, poszukujemy pewnego mężczyzny. Wysoki, ciemne długawe włosy, podobny trochę do łosia - Zaśmiałam się cicho po wypowiedzeniu tego. Zawsze w bunkrze go tak nazywałam. Łosiek. Łosiek i jego brat Wiewiór. Prawdopodobnie przejęłam to po Crowleyu, ale to już inna historia.
-Ah, poszukujecie Samuela. Był tu jakiś czas temu i szukał jakiejś parki. Prawdopodobnie was. Minęliście się - Po tym, jak zamówiłam dwie szklanki trunku podobnego do whisky ale o dziwnej nazwie, Dean upewniając się, że nikt nie widzi, wyjął telefon z zamiarem napisania do Sama. I oh, co za niespodzianka. Brak zasięgu.



-Nie wiem na co liczyłeś, wiewiórze
-Idę go poszukać, a ty widzę, że masz plan się napić. Dowiedz się przy okazji czemu tu jesteśmy - Mówiąc to, wstał i wyszedł, poprawiając uwierającą go zbroję. Ja już domyślałam się, czemu tu jesteśmy. Jedno słowo, Gabriel.
-Proszę panienko, Widzę, że twój mężczyzna zwiał. Dziwne, mężczyźni zazwyczaj nie zostawiaj tak pięknych dam samych - Wypiłam szybkimi łykami obie szklanki, nie zważając na zdziwione miny
-Umiem o siebie zadbać - I tutaj zrobiłam typową minę nienawiści. Znaczy się wiecie, takie jak na facebooku zawsze pisałam do Katherine " :) ". Po trzech kolejnych szklankach i szybkich shotach z paroma mężczyznami wpadłam na świetny pomysł.
-Słuchajcie, potrzebuje stolik, 20 szklanek i wór wiśni, albo... śliwek, lub coś takiego - Gdy podchmieleni mężczyźni przynieśli wszystko, ustawiłam szklanki po dwóch stronach stołu układając je w trójkąty, nalałam do wszystkiego trunku i rozdzieliłam dwie drużyny tłumacząc zasady.
-Okej, rzucamy wiśnie drużynowo na zmianę, jeżeli trafię wy pijecie tą szklankę, zjadacie owoc i wykonujecie wymyślone przez nas zadanie. Zaczynacie! - Bawiliśmy się doskonale, pijąc, krzycząc, śpiewając i wykonując dziwne zadania, do momentu gdy drużyna przeciwna zaczynała ostro dostawać w dupę.
-Dobra, dobra. Charles, uspokójże się - Uśmiechnięta podeszłam do niego, lecz ten spity i mocno wkurzony zaczął na mnie krzyczeć. Byłam spokojna do słów "Kobieta nie powinna..."
-JA CI ZARAZ DAM TY SZOWINISTYCZNA ŚWINIO! - Krzyknęłam ale zanim coś zrobiłam wszystko potoczyło się... dziwnie. Jego pięść lecąca w moją stronę, krzyk Sama i Deana stojących w drzwiach, ja łapiąca jego dłoń, on na podłodze i Gabriel stojący za mną.
-Gdzie z tymi łapkami? - Usłyszałam głos Gabe, a potem tylko ciemność.


~~*~~


Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy, leżąca na jakimś twardym łóżku.
-Ouu - Zawyłam z bólu i podniosłam się delikatnie by zaraz poczuć dłoń na moim ramieniu.
-Jak się czujesz? - Spytał wiewiór.
-Chyba okey, gdzie jesteśmy i co się stało? - Spytałam z suchością w gardle. Chyba zbyt dawno nic nie "jadłam"
-Ten skurczybyk Gabriel pojawił się, wziął Sama i zniknął z powrotem do 21 wieku, więc pewnie zostaniemy tu jeszcze chwilę. A jesteśmy w małej chacie którą "pożyczyła" nam gospodyni karczmy, po tym jak dostałaś od tego wielkiego kolesia. - Ja?! Znokautowana?! Takiego wała!
-Yhym, muszę się przejść. Btw, nie licz na to, że będę ci gotować - Zaśmiałam się, a on przerzucił mnie sobie przez ramię... jak worek ziemniaków
-Kobieto, masz mnie słuchać, idziemy do kuchni! - Zaśmiał się, ale zaraz też mnie puścił. Wyszłam z chaty i zaraz spotkałam mężczyznę który przyczynił się do mojej migreny.
-Oh, witaj Scarlett. Chciałbym cię przeprosić za to wszystko. Byłem pijany i
-Nie szkodzi, nie żywię urazy. Przejdziemy się? - Ledwo weszliśmy do lasu, gdy go zahipnotyzowałam i "upiłam" trochę jego krwi. Tak kurwa, żywię urazę. Zaraz jednak zahipnotyzowałam go żeby zapomniał i odszedł. Wszystko niby ok, ale zanim wstałam oberwałam jeszcze mocnego kopniaka znikąd.
-Tęskniłaś?



















WITAJCIE Z POWROTEM! 
Domyślacie się kogo spotkała Scar? Bo ja mam dopiero zarys, więc jak ktoś poda fajny pomysł to się nie obrażę czy coś xD