sobota, 23 sierpnia 2014

ONE SHOT

"DZIENNIK WINCHESTERA"

Angst






27.04.14
"Nie mam bladego pojęcia po co to robię, zacząłem od robienia listy zakupów, a teraz pisze ten pierdolony dziennik. Ja nawet nie czytam książek! Dobra, zacznę od początku. Nie będe tu pisał poematów, bo do kurwy nędzy nadal jestem sobą. Dzisiaj rano stało się coś dziwnego, a tym dziwnym czymś był fakt, iż się obudziłem. Cholera! Pamiętam moją śmierć! Pamiętam jak błysneło ostrze, które miał w ręce ten kurdupel Metatron. Pamiętam jak dobiegł do mnie mój mały Sammy. Pamiętam moje ostatnie słowa, a na końcu ciemność. Myślałem, że to koniec. Kurwa! To powinien być koniec! Kiedy już szykowałem plan ucieczki zobaczyłem osobę, której się najmniej spodziewałem; stała przede mną nasza mama. Miała na sobie zwykłą niebieską sukienkę do kolan i sandały. Zacząłem krzyczeć jak małe dziecko "mamo, mamusiu", ale ona powiedziała tylko "obiecałeś bronić swojego brata, masz jeszcze parę spraw na ziemi". Potem obudziłem się na łóżku jak nowy. Z tym, że miałem w ręce pierwsze ostrze i CHOLERNE CZARNE ŚLEPIA!! Starałem się je ukryć, ale na widok Sama w kuchni jakoś tak, same wyskoczyły. Hah, tej miny nie zapomnę do końca życia. Po jakichś dwóch, trzech godzinach tłumaczeń Crowleya, dlaczego do kurwy nędzy jestem demonem, ten sukinsyn poprosił mnie o pomoc! Dobrze, że przypomniałem sobie jak świetnie wyglądam w koronie. Czas na zmiay w piekle...

30.04.14
"Mineły trzy dni odkąd stałem się demonem. Myślałem że będze gorzej. Na początku kiedy zdegradowałem Crowleya, a sam objąłem władze było dość dziwnie tam na dole. Co prawda, demony mnie słuchają i są lojalne, ale nie w tym tkwił problem. Piekło nie wyglądało tak jakbym chciałem. Las a w samym jego środku mały domek, kiedy wszedł tam jakiś grzesznik, jak to tłumaczył mi jakiś czarnooki, trafiał prosto do klatki. Jeżeli był to ktoś, kto sprzedał dusze, trafiał tam gdzie ja kiedyś. Musiałem to zmienić. Teraz jest tam o wiele... ładniej? Wisząca w powietrzu skała, na niej wielki zamek wraz z mostem zwodzonym z wyrytym napisem "Welcome to the Hell". Na wieżach stały demony pilnujące, aby żadna dusza się nie wydostała. Usłyszałem parę rozmów typu "tak jest lepiej" albo "nareszcie w domu!". Zamek w środku to wiecie; parę "wystawnych" klatek po bokach, czerwony dywan, i wielki żelazny tron, na którym siedze oczywiście JA. Obok mnie siedzi Fabi, mój ogar. Mam własnego ogara, to jest zajebiste!"

08.05.14
"Spotkałem się dzisiaj z Sammym. Nadal jest łowcą. I dobrze. Chociaż denerwuję mnie momentami, kiedy odsyła moje demony. Pogadaliśmy, napiliśmy się troche w barze. Nawet pojechaliśmy zabić parę wampirów w Nowym Orleanie. Potem wziąłem go do mojego królestwa. Oprowadziłem go, oczywiście demony czasami posykiwały, ale Sam ich nie zabił. Nie martwiłem się nawet, że Samowi się coś stanie. Moje demony są zbyt lojalne. Po tym jak go oprowadziłem, mój młodszy brat zaczął bawić się z Fabią. To zabawne widzieć swojego małego braciszka bawiącego się z Piekielnym Ogarem. Bycie królem ciemności ma swoje plusy. Często trafiają do nas jakieś dziwki, cholera. Dzisiaj trafiła do nas zajebista brunetka. Powiem tyle, właśnie leżę z nią w mojej wielkiej sypialni, zanim Lora? Lara? Lena? Nie pamiętam jak ma na imię, w każdym razie zanim ta piękność sie obudzi będzie już w swojej klatce. Zabójstwo pięciu mężczyzn za zdradzanie. Troche to ironiczne. Zaraz czeka na mnie trochę księgowości, brakuje mi młodszego braciszka. Sammy by się tym zajął".

29.06.14
"Cholera, nie mam czasu prawie na nic! Księgowość, papiery, łowcy, demony, pakty, ogary. Cyfry, literki, znaczki... wszystko mi się zaczyna mieszać. Czas płynie tu inaczej, ale ja nadal odczuwam ten "ziemski". Czytałem moje poprzednie wpisy. Od kiedy ja do cholery tak czule nazywam te poczwary?! Moje demony. Coś się we mnie zmienia. Odwiedziłem dzisiaj Castiela... Porozmawialiśmy trochę siedząc naprzeciw siebie (na łóżku) w jakimś obskurnym motelu. Po paru minutach Cas wstał i podszedł do okna. Padało. Małe krople uderzały o szybe, to było wkurwiające zwarzając na to co planowałem. Podszedłem do niego i złapałem go od tyłu za biodra. Ahh, kiedy się odwrócił byliśmy tak blisko siebie, że widziałem swoje odbicie w jego błękitnych, zdziwionych oczach. Przyciągnąłem go, jedną ręke wkładając mu za koszulkę i gładząc po plecach. Drugą nadal trzymałem na jego biodrach, wtedy mój anioł odchylił głowę, co pozwoliło mi na całowanie go po szyi. Nie będę się rozpisywał na temat jaka delikatna była jego skóra. Podniosłem go i zaniosłem na łóżko; zdjąłem swoją kurtke i bluzke, on (z moją pomocą) zdjał płaszcz, krawat i koszule. Castiel siedział na łóżku, a ja stałem naprzeciw niego, zaczął mi rozpinać pasek... reszty nawet głupek by się domyślił. Powiem po prostu, że ten dzień uznaje za udany i będe go wspominać go końca życia".

18.05.15
"Skrzywdziłem go...Skrzywdziłem mojego małego aniołka. Właściewie, nie zrobiłem mu nic własnoręcznie, ale to z mojej winy Cas... Ja nie wyrabiałem! Mnóstwo papierów! Musiałem zatwierdzić parę rzeczy...Moje demony są lojalne...Musiałem napisać swoje nazwisko...Wydałem na niego wyrok...Nie przeczytałem nazwiska! Boże, dlaczego akurat Castiel?! Dlaczego nie jakiś zwykły człowieczek! Dlaczego akurat ten wyrok podpisałem? Mój mały aniołek rozszarpywany przez Piekielne Ogary. Przez moją Fabi...Mam tego dość"

01.01.20
"Ten wpis jest ważniejszy od wszystkich innych. Chcę przeprosić wszystkie dusze, które uwięziłem, wszystkich ludzi, których zabiłem. Ale najważniejsze...Mój aniołku...Ja..."

Tego wpisu Dean nie dokończył. Wielka łza spłyneła na kartkę rozmazując atrament. Władca miał dość własnego królestwa. Winchester odłożył dziennik na środek swojego wielkiego łóżka na którym znajdowała się czerwona, aksamitna pościel i parę puchatych poduszek. Jednym pstryknięciem pojawił się na swoim ulubionym fotelu w bukrze. Naprzeciw niego siedział Sammy.
- Cześć Dean! Jak ta...Dean? Czy ty płaczesz? - głos młodszego brata nigdy nie wywiercał mu takiej dziury w brzuchu. Pokazał Samowi, że jego starszy brat pękł.
- Sammy...Mam, mam do ciebie prośbę.. - odezwał się w końcu po paru minutach. Musiał robić przerwy między wyrazami aby złapać oddech.
-Dean, dla ciebie wszystko - młodszy brat chyba naprawdę nie spodziewał się co starszy z Winchesterów ma zamiar zrobić. Ale Dean zamiast coś powiedzieć, podał Samowi kartkę. Zwykłą, wymiętoloną białą kartkę. Łowca ją otworzył, przeczytał w myślach tylko jedno słowo...Łzy napłynęły mu do oczu. Już wiedział, co jego brat planuje. Sammy chciał się odezwać, ale słowa utknęły mu w gardle.
-Sammy...Proszę. Nie wytrzymam tego dłużej. Sześć lat to za dużo, nawet dla mnie - świetnie. Dean Winchester. Postrach wszystkiego co chodzi, lata, pływa lub pełza. Zawiódł swojego młodszego brata Sama...Zawiódł swojego kochanka Casa...Zawiódł matkę Mary...Swojego ojca Johna...Wujka Bobbiego...Dean Winchester zawiódł wszystkich.
- Nie mogę ci tego zrobić - Teraz nawet młodszy Winchester się rozpłakał. Obaj wstali, Sam wtulił się w swojego brata. Nie chciał tego, ale nie chciał także skazywać go na dalsze cierpienie. Starszy Winchester gładził Sama po włosach uspokajając go.
-Spokojnie Sammy, nie płacz. Wiem, że to dla ciebie za wiele, ale proszę cię...- staneli naprzeciwko siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy. Głęboka szklana zieleń, którą Sam zawsze będzie mieć już przed oczami, oraz zapłakany brąz, który nigdy nie opuści pamięci Deana. Żadnego z nich ten obraz nigdy nie opuści. Oboje wiedzieli co zaraz nastąpi. Dean otarł łzy i uśmiechnął się do brata. Zdążył jeszcze szepnąć "Będzie dobrze", po czym zamknął oczy. Młodszy Winchester pare razy otwierał i zamykał usta zanim wydusił z siebie
- Exorcizamus te..

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 13

Rozpłakałam się, JA, SCARLETT WHITE rozbeczałam się jak dziecko. Nie chodziło już o samo jedzenie. Do cholery! Byłam kreaturą na którą zawsze polowaliśmy. Byłam maszyną do zabijania! Nie chciałam dłużej tak żyć, zbiegłam na dół i naładowałam pierwszy lepszy pistolet. Usiadłam w kącie a łzy znowu spływały mi po policzkach. "Zawiodłaś wszystkich, mame, tate, Castiela, Sama i Deana. Zawiodłaś Deana. Zasługujesz na śmierć!" Te słowa ciągle powracały, wciąż bębniły w mojej głowie. "Zawiodłaś, zawiodłaś, zawiodłaś..."


Bracia Winchester i Gabriel pobiegli jak najszybciej do piwnicy. Konkretniej do "zbrojowni" gdzie trzymali broń. Szybko odnaleźli przyczyne głośnego huku. Na samym końcu w rogu siedziała jakaś skulona postać, Samowi pare sekund zajeło zanim krzyknął.
-Scarlett?! - Siedziałam tam, wpół śmiejąc się, a wpół płacząc. Podniosłam wzrok kiedy usłyszałam swoje imie, z mojej klatki piersiowej sączyła się krew. Ciemniejsza od ludzkiej, ale wciąż krew.




-Huh, pocisk ze srebra zmieszanego z solą. Ugh, boli jak cholera, ale najwidoczniej nie działa - Prawda, ból przeszywał całą pierś, musiałam jak najszybciej pozbyć się pocisku. Dean pierwszy do mnie podbiegł. Objął mnie swoimi ramionami, poczułam jak cały świat się rozpływa. Byłam tylko ja i on...

Obudziłam się pare godzin po całym zajściu, pamiętałam wszystko jak przez mgłe. Kuchnia, zejście do piwnicy, broń, pocisk i... Szybko dotarło do mnie co zrobiłam, złapałam się za miejsce, gdzie powinna się znajdować mała rana, ale jej tam nie było. Najwidoczniej któryś z Winchesterów wyjął pocisk. Resztą zajeła sie szybka regeneracja. Opadłam znów na łóżko, czarne poduszki delikatnie uginały się pod moim ciężarem.
-Myślisz, że już się obudziła?
-Nie Dean, daj jej jeszcze troche czasu, straciła sporo krwi.
-Mam nadzieje, że nic jej nie jest

Usłyszałam kawałek rozmowy prowadzonej jakieś trzy pokoje dalej. Nie zastanawiałam się nad tym, od razu ruszyłam do salonu. Otworzyłam drzwi mojego pokoju i szłam przed siebie. Kiedy tylko Winchesterzy usłyszeli moje kroki ich puls przyśpieszył. Tak jakby coś ukrywali.
-Scar - Głos Sama był niezwykle spokojny - Dlaczego?
-Co dlaczego? - Nie miałam ochoty prowadzić tej rozmowy, odwlekałam to najdłużej jak mogłam.
-Dlaczego TO zrobiłaś?! - Spokój Deana, jak każdy wiedział, ma swoje granice. Jak widać, właśnie je znalazłam.




-Spójrzcie na mnie. Nic nadzwyczajnego, prawda? Na pierwszy rzut oka nie widać nic, ale ja to czuje. Kły wyrastające spod warg nie są nawet takie złe, gorszy jest głód. Patrze na was, słysze wasz puls, słysze jak płynie wasza krew. Walcze z tym aby się na was nie rzucić! - Nigdy specjalnie nie byłam rykwą, ale łzy znowu pojawiły się na moich policzkach. Cholera jasna jestem potworem!
-Sammy, zostawisz nas? Prosze - To nie zapowiadało się zbyt dobrze. Kiedy w pomieszczeniu znajdował się młodszy Winchester, jego brat był spokojniejszy. Bo przecież, rzucanie butelkami, przeklinanie i machanie rękami było dość normalne jak dla blondyna. Sam nic nie mówiąc poszedł do biblioteki, przechodząc obok mnie szepnął jeszcze "powodzenia", poczym zniknął z mojego pola widzenia.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 12

Puls Deana ciągle przyśpieszał, co oznaczało że się czymś denerwował. Jego mina wskazywała na to, że prowadzi właśnie jakąś wymiane zdań w swojej głowie.
-Dean, ja przepraszam. Nie chciałam tego zrobić, to tak poprostu... wyszło. Wiem, że nie przywróce życia tej dziewczynie, ale ja naprawde niechciałam! - Postanowiłam zacząć, ale w miare jak słowa uciekały mi z ust, tak łzy uciekały mi z oczu. Wreszcie spojrzał mi w oczy. Nie widziałam nienawiści, był tam tylko żal i smutek.
-Nie Scar, ja cię w to wciągnąłem. To moja wina, przepraszam. Krew tej dziewczyny jest na moich rękach. - Spojrzał na mnie, serce mi się dosłownie krajało. Przypominało mi to, moment w którym Sammy musiał zabić swoją przyjaciółkę, bo zmieniła się w arachne*.
-Przestań - Musiałam to przerwać - To nie jest twoja wina, tak poprostu wyszło, może i jestem niepoprawną optymistką, ale polowania będą szły o... Dean, moge z wami jeszcze polować, tak? - Na początku podobała mi się wizja szybkich polowań, ale blondynowi nie było do śmiechu.
-Jesteśmy rodziną, oczywiście, że tak. - Po tych słowach łowca odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Jak zwykle uciekał od emocji. Ja także pobiegłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i założyłam słuchawki, które leżały zgniecione pod aksamitną poduszką. Puściłam pierwszą lepszą piosenkę, trafiając na "Warrant-Cherry Pie". Mimo dynamicznej i rockowej melodii, łzy i tak napływały z coraz większą siłą. Może to efekty przemiany, a może Deana? Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Zakryłam oczy leżącą obok poduszką i krzyczałam w nią, trwałoby to pewnie dłużej niż 24 minuty gdybym nie zgłodniała. To się niestety nie zmieniło, nadal mój żołądek odzywał się co pare minut. Wstałam odkładając moje ulubione czarne słuchawki i powlekłam się do kuchni. Kiedy tylko tam trafiłam, wyjełam moj ulubione składniki; biały chleb i nutella. Pare minut później przeżuwałam już moje ulubione danie które smakowało jak... Cholera smakowało inaczej! Rzuciłam to obrzydliwe danie spowrotem na stół.
-Boże, dlaczego?! - To było dobre pytanie, jako "ta istota" nic już nie smakowało tak dobrze jak ten cudowny, szkarłatny płyn...

~~*~~
W pokoju Sama ( Krótkie coś specjalnie dla Laury <3 )

-Jak myślisz, o czym rozmawiają? - Sam był naprawde zaciekawiony. Fakt, że Scarlett jest wampirem był przerażający ale interesujący. Gabriel usiadł na łóżku obok bruneta.
-Spokojnie, nic im nie będzie. Ale coś dobrego wynikło z tej sytuacji, nieuważasz? - Ręka anioła wylądowała na udzie łowcy.
-Co takiego? - Spytał zdziwiony Sam. Co dobrego mogło wyniknąć z tej sytuacji? Gabriel pochylił się nad Sammym.
-Jesteśmy wreszcie sami - Mruknął mu do ucha poczym popchnął łowce na łóżko. Ich usta złączył się w długim pocałunku. Najpierw delikatnie. Gabriel rozsunął wargi Sama swoim językiem, całowali się co chwile podgryzając sobie wargi, potem coraz bardziej łapczywie.
-Dzisiaj jesteś tylko mój - Powiedział przerywając na chwile pocałunek. Łowca uśmiechnął mu się prosto w usta
-Jak sobie życzysz, mój aniele. - Sammy wplątał ręke w Gabrielowskie włosy łącząc znowu ich usta w długim pocałunku. Przerwał im głośny huk, wybiegli z pokoju...


*Arachne ma ludzką postać, ale owadzie możliwości (sposób widzenia czy poruszania się i więzi swe ofiary w sieci przypominającej kokon. Można je zabić jedynie odcinając mu głowę.W mitologii greckiej Arachne była córką farbiarza Idmona z Lidii. Jej pycha i wysokie
mniemanie o sobie (uważała się za lepszą tkaczkę od Ateny) rozgniewały boginię, która
wyzwała ją na pojedynek. Atena utkała wizerunki bóstw Olimpu, zaś Arachne równie piękne przedstawienie związków miłosnych pomiędzy bogami i śmiertelnicami. Rozzłoszczona
Atena rozdarła płótno Arachne i zaczęła bić ją czółnem tkackim. Zrozpaczona dziewczyna powiesiła się. Bogini widząc to, poczuła smutek i zamieniła sznur, na którym Arachne się powiesiła w pajęczą nić, zaś Arachne w pająka. Arachne była ponoć uczennicą Ateny. Od słowa "arachni" wzięła się arachnologia, nauka zajmująca się pająkami, oraz arachnofobia,czyli lęk przed pająkami.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 11

Klęczałam nad martwą dziewczyną, szkarłatny płyn robił sobie małe ścieżki w dół po mojej brodzie. Przez pare minut szarpałam jeszcze ramiona brunetki z nadzieją, że otworzy oczy.
-Scar zostaw ją, nic już nie zrobisz- Głos młodszego Winchestera był dość spokojny, ale słyszałam jak jego serce przyśpiesza. To dziwne słyszeć bicie czyjegoś serca. Dean stał jak wryty i poprostu się na mnie patrzył. Nie wiem co było gorsze, to że zabiłam niewinną dziewczyne czy to, że Winchesterzy mogą mnie znienawidzieć, albo co gorsza, zabić...
-Wracasz ze mną do bunkru, Sammy zakop ciało. - W zwyczajnej sytuacji kłóciłabym się z blondynem, ale dość już narozrabiałam.
-Ja... nie chciałam. Przepraszam - Słowa były skierowane do brunetki leżącej pod drzewem, odróciłam się i poszłam za Deanem. Ukradkiem spojrzałam jeszcze na Sama ale ten nie zwrócił nawet na mnie uwagi. Wejście do lasu zajeło mi pare sekund, ale wychodząc musiałam czekać na starszego z braci. Nagle usłyszałam jakiś szmer w liściach. Dean nie reagował więc postanowiłam iść dalej, pewnie jakaś wiewiórka czy coś. Szliśmy jeszcze piętnaście minut gdy znienacka zza krzaków wyskoczył jakiś facet. Był średniej wielkości i miał włosy przefarbowane na fioletowy kolor. Rzucił się na blondyna który w tym momencie upuścił strzelbe.
-Cholerny demon!- Krzyk Winchestera mieszał się z sykiem stwora. Pan fioletowe włosy szybkim ruchem przejechał pazurami po twarzy Deana. Pojawiły się krwawiące rany. Poczułam, że musze coś zrobić. Tak jakby to było moje zadanie. Miałam to wpisane w geny, każdy mój atom krzyczał "Ratuj Deana Winchestera". W ułamku sekundy spod warg poczułam wyrastające kły, rzuciłam się na faceta odciągając go tym samym od Dean'a.


Wbiłam się w niego ale tym razem nie po to aby się pożywić, tylko po to aby rozszarpać jego tętnice. Z prędkością wampira (którym w sumie jestem) wyrwałam z niego moje zęby. Nad jego szyją unosiła się teraz fontanna szkarłatnej cieczy. Była o wiele ciemniejsza niż tamtej dziewczyny. Od tego widoku zakręciło mi się w głowie, słyszałam jak bije jego serce, słyszałam jak w żyłach Deana pulsuje krew. Słyszałam nawet jak bardzo Sam się zmęczył zakopując ciało. Widziałam wszystko za mgłą, postać w którą dość niedawno się wgryzłam leżała bez ruchu, jej serce już nie biło. Jakaś druga postać szła w moją strone. Za każdym krokiem tajemniczego kształtu w moją strone, ja odsuwałam się do tyłu. Uderzyłam o drzewo. Postać mnie złapała, musiałam atakować ale ona mnie uprzedziła. Poczułam silne ręce na moich ramionach.
-Spokojnie tygrysico. To ja Dean. - Wzrok wrócił do normy, poczułam jak moje kły wracają na swoje miejsce. Cisze przerwał dziwny dźwięk. Jakby gniecionych liści.
-Jest ich więcej. Biegnij do domu, ja wróce po Sama - Byli coraz bliżej, słyszałam bicie jakichś... siedmiu serc. Odliczając Winchesterów, jest pięciu napastników.
-Nie zostawie cie tu razem pobie..
-Nie! Nie ma czasu, biegnij - Odwróciłam się i zniknełam z jego pola widzenia. Miałam tylko nadzieje, że zdąży dobiec do bunkru. W pare sekund dotarłam do Sama, szedł powoli w strone naszej nory.
-Superprędkość? I to mi sie podoba! - Cieszył się, że mnie widzi. Chyba już oswoił się z myślą, że w bunkrze będą teraz Winchesterzy, anioł-gej i wampirzyca.  Hmm, dość nietypowa z nas rodzinka.
-Nie ma czasu, pięć demonów. Dean biegnie do naszej nory złap mnie za ręke w pare sekund będziemy przy nim! - Podawał mi już ręke ale rozbłysneło złote światło. Świetnie teraz wszystkie demony biegną w naszą strone.
-Gabriel! - Młodszy Winchester rzucił łopate i strzelbe. Wtulił się w swojego chłopaka.
-Nie mamy czasu! Gabe zabierz go do bunkru i upewnij się, że jest tam Dean. Ja mam coś do załatwienia. - Sammy już otwierał usta ale nie zdążył. Złote światło oślepiło mnie na sekunde i zostalam sama.
-Zabawimy sie? - Usłyszałam to tuż za moimi plecami. Biedny demon. Chyba nie wiem z kim zadarł.
-Moge prosić do tańca?- Brunet ruszył w moją strone, ale zanim zbliżył się chociażby o metr. Przygwoździłam go do najbliższego drzewa.
-Jak ty to zrobiłaś? - Facet naprawde nie wiedział czym jestem. Nadszedł czas aby go uświadomić. Kły wysuneły się jak na zwołanie. Wbiłam się w jego tętnice. To troche zabawne. Byłam wampirem od paru godzin a był już moją trzecią ofiarą.

Tak samo szybko poradziłam sobie z resztą. Mineło pół godziny zanim wróciłam do braci.
-Yhym, mogłabyś chociaż - Gabriel zamiast dokończyć poprostu podrapał się po brodzie.
-A tak. Przepraszam. Pozbyłam się tamtych czubków o czarnych oczach. - Sammy rzucił mi paczke chusteczek. Wyjełam jedną i otarłam twarz. No dobra, kogo ja oszukuje. Wyjełam sześć, jedna nie starczyłaby. Dean patrzył się na mnie, robiąc mi dziure w brzuchu. Co chwile otwierał usta tylko po to żeby je zamknąć. Jego puls był najgłośniejszy i najszybszy, jednym słowem, był zdenerwowany. Cokolwiek miało sie stać, nie było to coś dobrego.
-Musimy pogadać... na osobności - Czyli tak będzie wyglądał mój koniec. Kołek w sercu albo pocisk w głowie. Miałam cichą nadzieje, że Sam albo Gabriel coś powiedzą, zaprotestuję albo chociaż mnie obronią. Nic z tego, poszli do pokoju Sama...

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 10


Mineło pięć godzin od tamtego wydarzenia. Sama i Deana opuszczały resztki nadzieji, że Scarlett jeszcze kiedykolwiek się obudzi. Jechali trzy godziny samochodem aż dotarli spowrotem do schronu. Bracia siedzieli w pokoju przy łóżku dziewczyny. Oboje byli cicho, nikt się nie odzywał. Jakby od tego zależało jej życie. Nagle coś drgneło.
-Sammy! Ona sie budzi!

Ostatnie co pamiętałam to ból na całym ciele i drewniany sufit. Potem zamknełam oczy, lecz kiedy je otworzyłam, byłam spowrotem u siebie w pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, jedynym dodatkowym elementem byli bracia. Zdziwione a także uradowane spojrzenia były skierowane prosto na mnie. Nagle zaczeło drażnić mnie wszystko dookoła; sztuczne światło, latająca po pokoju mucha, nawet to jak głośno Sammy oddychał. Usłyszałam uradowany krzyk starszego z Winchesterów. Wytrąciło mnie to kompletnie z równowagi, próbowałam jakoś szybko wstać. Nieudało mi się, ponieważ nagły ból i zawroty w głowie mi na to nie pozwoliły, upadłam na łóżko.
-Dlaczego do cholery miałabym się nie obudzić?!- Chłopacy spojrzeli się na siebie ze zdziwieniem a potem na mnie.
-Ty, nic nie pamiętasz? Scar, przypomnij sobie- Słowa Sama przypomniały mi wszystko. Dwór Dowkinsów, gzymzy, wampirzyce oraz jej kły. Potem krzyk Deana i pustka.
-Czy... czy ja umarłam?- To pytanie było bezsensu. Jakbym nie żyła, to by mnie tu nie było!
-Scarlett - Ton Deana mi sie nie podobał - nie wariuj, okey? - To robiło się chore - Jesteś tak jakby, no wiesz. Wampirem...- Spojrzałam się w sufit, przecież ja nie mogłam być wampirem, to był nonsens. Czemu miałabym nim być? Nagle łzy popłyneły mi z oczu, ten ból który wtedy poczułam... ona skręciła mi kark...
-Słyszycie to?- Jakiś dźwięk dostał się do moich uszu.
"W dzisiejszych wiadomościach dowiecie się państwo o pożarze w małym miasteczku niedaleko Kansas. Tragiczny wypadek, młoda dziewczyna wraz z paroma nierozpoznanymi osobami spłoneła w starym młynie państwa Owenów. Pańswo White są załamani i nadal mają nadzieje, że ofiara została błędnie zidentyfikowana. Mają nadzieje że Scarlett White nadal żyje"
Pobiegłam przed telewizor w salonie. Na moje nieszczęście jakimś cudem biegłam o wiele za szybko <dużo szybciej niż człowiek?> i się potknełam. Jednak bóg mnie kocha i wylądowałam na kanapie, Winchesterzy pobiegli za mną.
-Ja... naprawde nie żyje- Słuch mni nie mylił. Prezenterka opowiadała o mojej śmierci.
-Musieliśmy coś wymyśleć, Dean podkradł trzy trupy z kostnicy a ja podpaliłem młyn. Scar nie możesz się tak pokazać rodzicom.
-JAK?!- Krzyknełam, niekontrolowanym ruchem ręki żuciłam pilotem w ekran. Telewizor wylądował w ścianie która była pół metra za nim. Teraz już nie wiedziałam z jakiego powodu płacze. To dlatego, że umarłam czy z bólu jaki czułam pod wargami. Rozpłakałam się jak dziecko, teraz już z bólu. Sammy pobiegł po jakieś leki przeciw bólowe, kiedy zostałam sama z Deanem w pokoju i spojrzałam się na niego ze łzami spływającymi po mojej (teraz już) bladej skórze.
-Prosze, zatrzymaj to. To boli...
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- chłopak podszedł do mnie i rozłożył ramiona, wtuliłam się w niego. Schowałam głowę z jego szyji, poczułam jego puls. Był tak głośny, tak równy. Wręcz krzyczał do mnie. Odrzuciłam od siebie Deana.
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
-Kiedy byłaś nie przytomna poczytaliśmy trochę. Nie chcieliśmy podejmować wyboru bez ciebie.- W głosie Sama słychać było litość, nie zdążył dokończyć bo przerwał mu jego starszy brat.
-Ty nie chciałeś! Ja chciałem aby ona przeżyła!- Dean wpadł w szał ale uspokoił się pochwili i przejął inicjatywe.
-Albo wypijesz czyjąś krew, albo umrzesz- Umrzesz... umrzesz... u-m-r-z-e-s-z... to słowo obijało się o ściany w jej głowie.
-Nie musisz go zabijać, wystarczy, że napijesz się tylko troche mojej krwi- Sammy oburzył się na słowa Dean, ale nic się nie odezwał. Rozumiałam to, starszy brat nie chciał narażać brata na takie niebezpieczeństwo, mogłam się nie powstrzymać. Byłam zbyt niebezpieczna dla Winchesterów, teraz już nie myślałam co robie. Musze się stąd wydostać.
-Nie, ja... nie moge. Nie moge was skrzywdzić! - W wampirzym tempie (czytaj, jakieś 100 razy szybciej niż biegnący człowiek) wydostałam się z bunkru. Dopiero teraz zauważyłam pierścionek z lapizem na moim palcu. Odbijało się od niego niebieskie światło. Nie mogłam stać tuż pod naszym "domem" więc pobiegłam... przed siebie. Trafiłam do jakiegoś lasu, miałam nadzieje, że nie spotkam tu nikogo, że niekogo nie skrzywdze... Usiadłam pod jakimś drzewem, siedziałam tam jakieś trzy godziny. Ból narastał, wibracje pod wargami i zawroty głowy były nie do zniesienia. Teraz czułam także wielki głód. Usłyszałam nagle śmiech jakiejś dziewczyny. Sądze że trzy kilometry stąd. Pobiegłam tam, siedziała pod wielką sosną, i się uśmiechałam. Głód był niedowytrzymania.
-Przepraszam...- Szepnełam do niej, poczym zza warg wyrosły mi dwa wielkie kły. Zatopiłam je w tej biednej dziewczynie. Poczułam jak wypływa z niej życie. Szkarłatny płyn trafiał mi prosto do ust, zanim się spostrzegłam, płyn przestał cieknąć. Trzymałam w ręku truchło brunetki. Łzy spłyneły mi z policzków. Odrzuciłam od siebie tą biedną dziewczyne o kasztanowych oczach.
-Ja, nie. Ja nie chciałam. Przepraszam, ty żyjesz. Cholera walcz!- Próbowałam ją obudzić, ale przerwał mi odgłos ludzkiego oddechu. Naprzeciw mnie stali Winchesterzy...