Rozpłakałam się, JA, SCARLETT WHITE rozbeczałam się jak dziecko. Nie chodziło już o samo jedzenie. Do cholery! Byłam kreaturą na którą zawsze polowaliśmy. Byłam maszyną do zabijania! Nie chciałam dłużej tak żyć, zbiegłam na dół i naładowałam pierwszy lepszy pistolet. Usiadłam w kącie a łzy znowu spływały mi po policzkach. "Zawiodłaś wszystkich, mame, tate, Castiela, Sama i Deana. Zawiodłaś Deana. Zasługujesz na śmierć!" Te słowa ciągle powracały, wciąż bębniły w mojej głowie. "Zawiodłaś, zawiodłaś, zawiodłaś..."
Bracia Winchester i Gabriel pobiegli jak najszybciej do piwnicy. Konkretniej do "zbrojowni" gdzie trzymali broń. Szybko odnaleźli przyczyne głośnego huku. Na samym końcu w rogu siedziała jakaś skulona postać, Samowi pare sekund zajeło zanim krzyknął.
-Scarlett?! - Siedziałam tam, wpół śmiejąc się, a wpół płacząc. Podniosłam wzrok kiedy usłyszałam swoje imie, z mojej klatki piersiowej sączyła się krew. Ciemniejsza od ludzkiej, ale wciąż krew.
-Huh, pocisk ze srebra zmieszanego z solą. Ugh, boli jak cholera, ale najwidoczniej nie działa - Prawda, ból przeszywał całą pierś, musiałam jak najszybciej pozbyć się pocisku. Dean pierwszy do mnie podbiegł. Objął mnie swoimi ramionami, poczułam jak cały świat się rozpływa. Byłam tylko ja i on...
Obudziłam się pare godzin po całym zajściu, pamiętałam wszystko jak przez mgłe. Kuchnia, zejście do piwnicy, broń, pocisk i... Szybko dotarło do mnie co zrobiłam, złapałam się za miejsce, gdzie powinna się znajdować mała rana, ale jej tam nie było. Najwidoczniej któryś z Winchesterów wyjął pocisk. Resztą zajeła sie szybka regeneracja. Opadłam znów na łóżko, czarne poduszki delikatnie uginały się pod moim ciężarem.
-Myślisz, że już się obudziła?
-Nie Dean, daj jej jeszcze troche czasu, straciła sporo krwi.
-Mam nadzieje, że nic jej nie jest
Usłyszałam kawałek rozmowy prowadzonej jakieś trzy pokoje dalej. Nie zastanawiałam się nad tym, od razu ruszyłam do salonu. Otworzyłam drzwi mojego pokoju i szłam przed siebie. Kiedy tylko Winchesterzy usłyszeli moje kroki ich puls przyśpieszył. Tak jakby coś ukrywali.
-Scar - Głos Sama był niezwykle spokojny - Dlaczego?
-Co dlaczego? - Nie miałam ochoty prowadzić tej rozmowy, odwlekałam to najdłużej jak mogłam.
-Dlaczego TO zrobiłaś?! - Spokój Deana, jak każdy wiedział, ma swoje granice. Jak widać, właśnie je znalazłam.
-Spójrzcie na mnie. Nic nadzwyczajnego, prawda? Na pierwszy rzut oka nie widać nic, ale ja to czuje. Kły wyrastające spod warg nie są nawet takie złe, gorszy jest głód. Patrze na was, słysze wasz puls, słysze jak płynie wasza krew. Walcze z tym aby się na was nie rzucić! - Nigdy specjalnie nie byłam rykwą, ale łzy znowu pojawiły się na moich policzkach. Cholera jasna jestem potworem!
-Sammy, zostawisz nas? Prosze - To nie zapowiadało się zbyt dobrze. Kiedy w pomieszczeniu znajdował się młodszy Winchester, jego brat był spokojniejszy. Bo przecież, rzucanie butelkami, przeklinanie i machanie rękami było dość normalne jak dla blondyna. Sam nic nie mówiąc poszedł do biblioteki, przechodząc obok mnie szepnął jeszcze "powodzenia", poczym zniknął z mojego pola widzenia.
Wspaniały jak zawsze, życzę weny i czekam na następny ! (:
OdpowiedzUsuńNastępny już jest, czekam na zbetowanie i postaram się jutro/pojutrze wrzucić :)
UsuńWplączesz braci Salvatore? :3 Super rozdział. Czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńW sumie, nie głupi pomysł. Może będzie jakiś wątek :)
UsuńCudowny;-) Kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńCiągle czekam na zbetowanie :/
UsuńJak dylko dostane, to wrzuce :)