wtorek, 10 listopada 2015

Ważne!

Ogłoszenia Parafialne!

Przepraszam wszystkich czekających na nowe rozdziały, oraz wszystkich moich kochanych czytelników, ale opowiadanie zostaje zawieszone!



Okej, just kidding. Będzie pisane dalej, ale już raczej nie na tej stronie. Od jakiegoś czasu piszę na wattpadzie 
(strona internetowa, oraz darmowa aplikacja na telefon)
To opowiadanie także tam przenoszę. Jeśli się zalogujecie, i zapiszecie opowiadanie w swojej bibliotece, będą wam przychodzić powiadomienia z każdym nowym rozdziałem. 
Oprócz tego opowiadania, są także dwa inne. Jedno w świecie Doctora Who, drugie wzorowane na Hellblazerze.
A więc ten tego, zapraszam tutaj!


czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 25

Mamo, wiem, że myślisz iż nie żyje...
Ale mamo, strasznie się boję
Nie wiem gdzie jestem
Mamo, potrzebuję cię...


Tęskniłaś...tęskniłaś...tęskniłaś...


Zaczęłam powoli odzyskiwać przytomność, jedyne, co przebijało się przez mrok to ból. Chwilę zajęło mi pojęcie tego gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Siedziałam na metalowym krześle przymocowanym do betonowej podłogi. Nogi i ręce miałam skrępowane linami nasączonymi werbeną. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu i jedyne co dostrzegłam to małe zasłonięte okienko na wprost mnie i stolik, na którym leżały drewniane przedmioty, noże, słoiki z cieczą i mój pierścień ochrony przed słońcem. Zaczęłam się szarpać, jedynie bardziej raniąc nadgarstki.
-Nie szarp się kochanie - Ten specyficzny głos. Znam go, a raczej znałam. Dawno temu. To nie były miłe wspomnienia...
-Pokaż się! - Szarpnęłam znowu, ale jedyne co się zmieniło, to ilość wypływającej z moich nadgarstków krwi. Mężczyzna podszedł do jakiejś liny, po pociągnięciu odsłoniło się okienko. 
-Agh! - Moja skóra zaczęła się sparzać, i prawie stanęłam w płomieniach gdy porywacz zasłonił okno i oświecił światło.
-To nie możliwe... - Nie mogłam uwierzyć on... on nie żył. Tak mi zawsze... on nie mógł żyć! Tym bardziej nie mógł wiedzieć kim jestem!
-Witaj skarbie, jesteś z powrotem w XXI wieku. Tęskniłaś za swoim tatusiem? - Mój ojciec... Matka opisywała go jako tyrana, ja zbyt wielu wspomnień nie miałam, ale każde było... złe.
-To... nie prawda! Mój ojciec nie żyje! Kim jesteś?! - Szarpałam się mocniej, ale tym razem ze strachu. Skąd się tu wziął? Skąd wie kim jestem? I co ma zamiar ze mną zrobić...
-Spokojnie skarbie, pomogę ci wszystko poukładać. Widzisz, paręnaście lat temu zostawiłem was by zostać łowcą. O nich chyba już coś wiesz, prawda? Wszystkie wielkie sprawy załatwiali twoi ukochani Winchesterzy, ale ktoś musiał się zając tymi pomniejszymi. Kiedy parę miesięcy temu polowałem na pewnego wampira i prawie go miałem, gdy jakaś kelnerka podała mu werbenę i zniknęła wraz z krwiopijcą. Wiedziałem, że to byłaś ty. Śledziłem cię aż do samych drzwi. Aż do średniowiecznej Bułgarii. Skąd cię zabrałem i oto jesteśmy. - Podrapał si po zaroście, jak to miał w zwyczaju gdy byłam dzieckiem.
-Dlaczego mnie związałeś? Czego ty chcesz? - Szarpnęłam ostatni raz utwierdzając się w przekonaniu, że łatwiej byłoby namówić Deana do oglądania My Little Pony, niż rozerwać te werbeniaste uwięzi.
-Chcę ci pomóc - Uśmiechnął się i podszedł do stolika. Nieufnie próbowałam spojrzeć co robi, ale wygięcie karku w taki sposób było nie możliwe. Gdy się odwrócił, trzymał w ręce zaostrzone narzędzie, po którym spływała najprawdopodobniej werbena.
-To nie jest pomoc! Krzywdzisz mnie! - Odchylałam się do tyłu jak tylko mogłam, ale moje siedzisko mi w tym przeszkadzało.
-Kochanie, robie tylko to, co ty niewinnym ludziom. Chcę ci pomóc, zwalczyć wampiryzm. Przestaniesz się żywić na ludziach, albo umrzesz
-Winchesterzy cię dopadną! Nie uda ci się! - Po moich słowach wbił nasączone narzędzie w mój brzuch. Po paru takich seriach, zemdlałam. 



Obudził mnie dopiero ból i swąd mojej palonej skóry.
-Widzę, że księżniczka wstała - Ojciec uśmiechnął się szeroko by zaraz schylić się i podeprzeć na podłokietnikach krzesła.
-Duży zły wampir już nie jest taki groźny, prawda? Kto cię obroni, jeśli nie zrobią tego Winchesterzy? - Zasłonił okno, a ja zaczęłam klnąć w duchu na szybkom regeneracje. 
Koszmar zacznie się od nowa. 

Sama nie wiem ile tam przesiedziałam, minute, godzinę, dzień, tydzień? Wydawało się, jakby były to długie lata. Moja niegdyś fioletowa bluzka, zrobiła się szkarłatna i prawie sztywna od zaschniętej krwi. Kasztanowe włosy oklapły a skóra poszarzała. Na zmianę budziłam się, cierpiałam i mdlałam. 

Mijała kolejna godzina mojego cierpienia, mężczyzna stojący nademną, niegdyś mój ojciec teraz oprawca, wbijał w moje ciało kolejny metalowy pręt. Szatyn stojący przede mną złapał mnie za szyję i pokazał palcem żebym była cicho.
-Zabij mnie, zrobisz mi przysługę - Ostatkiem sił zaczęłam krzyczeć. Znajdą mnie żywą, bądź martwą.



poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 23 Part 2, ale zaliczmy jako 24

Chodziliśmy po dość gęstym lesie jak głupcy, zanim dotarliśmy do jakiejś małej wioski. Oczywiście Dean musiał iść przedemną, ponieważ jego duma kazała mnie chronić. Jakbym sama nie mogła tego zrobić... Po przejściu niewielkiej "uliczki" liczącej około 4 domy, weszliśmy do tawerny. Upici wieśniacy, gruba baba za ladą, wszystko jak w książkach.
-Witajcie, nigdy was tu nie widziałam. Nowi? - Spytała kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Tak, poszukujemy pewnego mężczyzny. Wysoki, ciemne długawe włosy, podobny trochę do łosia - Zaśmiałam się cicho po wypowiedzeniu tego. Zawsze w bunkrze go tak nazywałam. Łosiek. Łosiek i jego brat Wiewiór. Prawdopodobnie przejęłam to po Crowleyu, ale to już inna historia.
-Ah, poszukujecie Samuela. Był tu jakiś czas temu i szukał jakiejś parki. Prawdopodobnie was. Minęliście się - Po tym, jak zamówiłam dwie szklanki trunku podobnego do whisky ale o dziwnej nazwie, Dean upewniając się, że nikt nie widzi, wyjął telefon z zamiarem napisania do Sama. I oh, co za niespodzianka. Brak zasięgu.



-Nie wiem na co liczyłeś, wiewiórze
-Idę go poszukać, a ty widzę, że masz plan się napić. Dowiedz się przy okazji czemu tu jesteśmy - Mówiąc to, wstał i wyszedł, poprawiając uwierającą go zbroję. Ja już domyślałam się, czemu tu jesteśmy. Jedno słowo, Gabriel.
-Proszę panienko, Widzę, że twój mężczyzna zwiał. Dziwne, mężczyźni zazwyczaj nie zostawiaj tak pięknych dam samych - Wypiłam szybkimi łykami obie szklanki, nie zważając na zdziwione miny
-Umiem o siebie zadbać - I tutaj zrobiłam typową minę nienawiści. Znaczy się wiecie, takie jak na facebooku zawsze pisałam do Katherine " :) ". Po trzech kolejnych szklankach i szybkich shotach z paroma mężczyznami wpadłam na świetny pomysł.
-Słuchajcie, potrzebuje stolik, 20 szklanek i wór wiśni, albo... śliwek, lub coś takiego - Gdy podchmieleni mężczyźni przynieśli wszystko, ustawiłam szklanki po dwóch stronach stołu układając je w trójkąty, nalałam do wszystkiego trunku i rozdzieliłam dwie drużyny tłumacząc zasady.
-Okej, rzucamy wiśnie drużynowo na zmianę, jeżeli trafię wy pijecie tą szklankę, zjadacie owoc i wykonujecie wymyślone przez nas zadanie. Zaczynacie! - Bawiliśmy się doskonale, pijąc, krzycząc, śpiewając i wykonując dziwne zadania, do momentu gdy drużyna przeciwna zaczynała ostro dostawać w dupę.
-Dobra, dobra. Charles, uspokójże się - Uśmiechnięta podeszłam do niego, lecz ten spity i mocno wkurzony zaczął na mnie krzyczeć. Byłam spokojna do słów "Kobieta nie powinna..."
-JA CI ZARAZ DAM TY SZOWINISTYCZNA ŚWINIO! - Krzyknęłam ale zanim coś zrobiłam wszystko potoczyło się... dziwnie. Jego pięść lecąca w moją stronę, krzyk Sama i Deana stojących w drzwiach, ja łapiąca jego dłoń, on na podłodze i Gabriel stojący za mną.
-Gdzie z tymi łapkami? - Usłyszałam głos Gabe, a potem tylko ciemność.


~~*~~


Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy, leżąca na jakimś twardym łóżku.
-Ouu - Zawyłam z bólu i podniosłam się delikatnie by zaraz poczuć dłoń na moim ramieniu.
-Jak się czujesz? - Spytał wiewiór.
-Chyba okey, gdzie jesteśmy i co się stało? - Spytałam z suchością w gardle. Chyba zbyt dawno nic nie "jadłam"
-Ten skurczybyk Gabriel pojawił się, wziął Sama i zniknął z powrotem do 21 wieku, więc pewnie zostaniemy tu jeszcze chwilę. A jesteśmy w małej chacie którą "pożyczyła" nam gospodyni karczmy, po tym jak dostałaś od tego wielkiego kolesia. - Ja?! Znokautowana?! Takiego wała!
-Yhym, muszę się przejść. Btw, nie licz na to, że będę ci gotować - Zaśmiałam się, a on przerzucił mnie sobie przez ramię... jak worek ziemniaków
-Kobieto, masz mnie słuchać, idziemy do kuchni! - Zaśmiał się, ale zaraz też mnie puścił. Wyszłam z chaty i zaraz spotkałam mężczyznę który przyczynił się do mojej migreny.
-Oh, witaj Scarlett. Chciałbym cię przeprosić za to wszystko. Byłem pijany i
-Nie szkodzi, nie żywię urazy. Przejdziemy się? - Ledwo weszliśmy do lasu, gdy go zahipnotyzowałam i "upiłam" trochę jego krwi. Tak kurwa, żywię urazę. Zaraz jednak zahipnotyzowałam go żeby zapomniał i odszedł. Wszystko niby ok, ale zanim wstałam oberwałam jeszcze mocnego kopniaka znikąd.
-Tęskniłaś?



















WITAJCIE Z POWROTEM! 
Domyślacie się kogo spotkała Scar? Bo ja mam dopiero zarys, więc jak ktoś poda fajny pomysł to się nie obrażę czy coś xD

poniedziałek, 5 października 2015

One Shot

Z góry zapowiem. Jeżeli nie jesteś fanem tej pary, jesteś przeciwny gejom albo tylko Dean+Cas, to nawet tu nie patrz. W sensie na ten post, bo nie chce mieć w komentarzach shit-sztormu ;') I tak, to jest w formie listu. No prawie xD Mam 2 z polaka nie czepiajcie się...


Drogi Samuelu Nie no, to nie ma sensu. Po prostu, nie uwierzysz co mi się wydarzyło!

Było ciepłe czerwcowe popołudnie, ni chmurki na niebie, ni wiatru. Zbliżało się zakończenie kolejnego roku szkolnego. Młody licealista, czyli ja, siedział na apelu myśląc jedynie o swoich przyszłych wakacyjnych przygodach. Wyjazdy ze znajomymi, grille z bratem lub wycieczki rodzinne. Rozmyślał o wolności nie zauważając nawet kiedy skończył się apel. Pożegnał się ze swoją klasą oraz z nauczycielami i zmierzał do wyjścia, gdy nagle zaczepiła go Jo.
-Winchester! Uważaj jak będziesz szedł do domu. Słyszałam dzisiaj, że zaczęły się jakieś protesty czy bunty! - Blondynka machnęła teatralnie rękoma zaraz patrząc mi prosto w zielone jak świeża trawa oczy.
-Obiecaj, że będziesz uważać! Ludzie z takich buntów są niebezpieczni! - Szybko się z nią zgodziłem, przeklinając się w duchu iż zostawiłem swój motor niedaleko pobliskiego kina. Jeżeli w mieści był jakiś bunt, to na pewno tam! Idąc po kamiennym chodniku rozpiąłem delikatnie białą koszulę i zarzuciłem na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Pomijając fakt, iż było około 30 stopni. Dochodząc do mojego harleya, zauważyłem grupkę ludzi skandujących pod kinem.
-Wiedziałem... - Mruknąłem do siebie i przyspieszyłem, zaraz pakując swój tyłek na motocykl. Gdy zacząłem zakładać skórzane rękawice usłyszałem strzały. Prawdopodobnie policja zajęła się buntem. Oh Sammy, gdybyś widział moją minę, gdy jakiś szalony punk wskoczył mi na motor i krzyknął łapiąc za ramiona
-Jedź, kurwa, jedź! - Obejrzałem się szybko sprawdzając kto to i jakimś cudem zaufałem mu. Nie umiem tego wyjaśnić, ale mu zaufałem i odpaliłem silnik usuwając się z miejsca całego zdarzenia. Zaparkowałem machinalnie pod moim domem i wyłączyłem silnik.
-Dzięki - Odezwał się do mnie szatyn i zszedł z mojej bestii. Powtórowałem za nim
-Nie ma sprawy, jestem Dean Winchester
-Castiel Milton


Tak właśnie, Sammy, poznałem mojego ukochanego Castiela. A nie mówiłem młody, że nie uwierzysz?

Ps. Niedługo wracam do domu, pozdrów rodziców.

Kochający braciszek Dean

Rozdział 23

Weszłam w końcu do baru i ubrałam fartuszek stając za ladą. Kiwnęłam lekko głową do Rufusa podającego drinki. Wspomniałam już, że odurzyliśmy i związaliśmy obsługę baru zastępując ją przyjaciółmi-łowcami? Nie? No to wspominam...
-3 stolik, nie złożył jeszcze zamówienia - Powiedział mijając mnie, podeszłam do wyznaczonego klienta machając seksownie biodrami i wyjęłam z fartuszka notatnik oraz długopis.
-Co podać? - Spytałam patrząc na niego spod moich długich rzęs.
-Hmm, whisky z lodem i twój numer piękna - Powiedział uśmiechając się. odpowiedziałam uśmiechem i odeszłam. Upewniając się, że nikt nie patrzy, dolałam pod ladą do jego whisky werbenę i podałam mu picie. Kilka minut później usłyszałam jak dławi się i wypluwa krew na chusteczkę. Momentalnie uciekł z baru a ja pobiegłam za nim pisząc szybko smsa do Winchesterów "mam go". Przygwoździłam go do ściany za barem.
-Słuchaj mnie młodziku! - Krzyknęłam lecz on wciąż się szarpał i syczał na mnie ukazując kły. Wkurwiłam się i wystawiłam moje o wiele dłuższe kły warcząc na niego. Uspokoił się
-Pomóż mi! Tu są łowcy ja... ja nie chce umierać. To nie moja wina, on mi to zrobił i mnie zostawił... - Mówił szybko więc go puściłam i stanęłam obok.
-Spokojnie pomo - Nie zdążyłam dokończyć, usłyszałam ruch za sobą i schyliłam się momentalnie. Zobaczyłam jeszcze tylko ostrze tuż nad moją głową i zaraz potem widziałam młodzika leżącego przede mną w dwóch częściach.
-Hej! Już go miałam! - Krzyknęłam spodziewając się Deana za mną, ale to co zobaczyłam... wow...
-Ty... ty jesteś aktorem! To t-ty Robert Pattinson!Ten ze zmierzchu! - Zaczęłam piszczeć bo... cholera KOCHAŁAM  KIEDYŚ ZMIERZCH!
-I cholernie nienawidzę wampirów - Odezwał się ironicznie. Kurwa, przecież WSZYSCY kojarzą go z roli wampira! Po tym zdaniu odszedł w stronę ulicy mijając samochód Winchesterów którzy zaraz do mnie przybiegli. Stałam jak wryta patrząc ciągle w jedno miejsce.
-Scar co tu się stało? Jak ty to zrobiłaś?
-Właśnie... chyba właśnie poznałam Edwarda Cullena w wersji łowcy...




~Parę godzin później~

Jechaliśmy już parę godzin w stronę bunkru, gdy nagle znikąd rozbłysło się jasne, wręcz rażące białe światło. Dean nagle zahamował a ja szybko wybiegłam z samochodu i stanęłam patrząc w stronę źródła światła. 
-Widzieliście to?! - Krzyknęłam, ale zanim się zorientowałam oni już biegli z bronią w pole. Dosłownie, w pole. Pobiegłam za nimi wyprzedzając braci dzięki wampirzym zdolnością i w ostatniej chwili się zatrzymałam.
-To są jakieś pieprzone drzwi... - Wysapał starszy Winchester zaraz przybiegając do mnie. Obok pojawił się też wielkolud znany jako Sam. Przed nami jak wół stały wielkie, świecące się drzwi. Bez żadnej ściany czy czegokolwiek. 
-Te drzwi pewnie... - Sammi nie zdążył dokończyć, gdyż Dean otworzył je i wskoczył do środka
-Ten idiota nas wszystkich pozabija! - Zamarudziłam gdy weszliśmy za nim.

Obudził mnie świeży zapach mokrego lasu oraz hałas wiewiórki nieopodal. Nie myśląc za wiele poderwałam się na nogi i zaatakowałam ją by choć trochę się pożywić
-Mhmmm - Zamruczałam, by po chwili otworzyć ociężałe oczy. Byłam w lesie. Całkowicie sama, a do tego ubrana w jakąś dziwną suknie. Dotknęłam delikatnie swojej twarzy oraz włosów. 
-Co jest... - Wstałam z powrotem oglądając się dookoła. Gdyby nie mój nadprzyrodzony słuch, sądziłabym, że w pobliżu nie ma żywej duszy. 
-Sammy! Scarlett! - Pobiegłam w stronę Deana




Gdy tylko dobiegłam na miejsce roześmiałam się jak głupia padając na kolana. Widok Deana... tak ubranego. Do tego walczącego na miecze z jakimś rycerzem... to było coś. Pokonał go bez problemu, pozwalając dzieciakowi uciec i przyjrzał mi się.
-Wasza królewska mość - Zaśmiał się i skłonił. Dałam mu kuksańca w bok.
-Wytłumaczysz mi może gdzie my kurwa jesteśmy? - Spytałam w końcu.
-W lesie
-To może inaczej kochanie, kiedy my kurwa jesteśmy?! 
-Patrząc na stroje i moją męską wal...
-Męską, phi. Pokonałeś dzieciaka
-Ekhem, patrząc na stroję i moją męską walkę z rycerzem zapewne w średniowieczu.














Jak tam kochani, podoba się? Wytrwał ktoś aż do teraz? :') Napiszcie jakkolwiek mogłam podnieść poziom tego opowiadania. Postaram się poprawić! ^.^


niedziela, 6 września 2015

Rozdział 22

~Kilka tygodni później~ (pisane przy Jen Titus - O'Death )

Od całego zajścia minęło parę tygodni, cały czas próbowałam wypytywać Winchesterów o co chodziło z "uważaj na nich" tamtego wampira. Wykręcali się mówiąc o tym że są łowcami ale ich puls przyspieszał za każdym razem. Kłamali.

Dzisiejszego, jakże pięknego i spokojnego ranka, gdy leżałam sobie spokojnie na kanapie i popalałam e-papierosa do mojego pokoju wbiegł Dean, trzaskając przy tym drzwiami i sprawiając, że ze strachu cała podskoczyłam.
-Czyś ty postradał zmysły?! Chcesz, żebym padła na zawał?! - Zaczęłam krzyczeć, ale on tylko uśmiechał się szeroko.
-Zaczynamy trening. Sammy jedzie rozwiązać z Gabrielem jakąś sprawę, a ja cię nauczę paru sposobów walki. Nigdy nie mieliśmy na to czasu - Okej, zwariował.
-Jestem wampirem, nie potrzebuje tego. A teraz kochanie, wypad z mojego pokoju bo oglądam serial. - Jedyne co nie zmieniło się w moim sposobie życia od przemiany w wampira, to moja miłość do seriali.
-Potrzebujesz i nie gadaj głupot, wstawaj - Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, stałam już na polanie za bunkrem gdzie... Można powiedzieć, że Dean się całkiem nieźle przygotował. Myślałam, że trening będzie polegał na... no nie wiem, walce z nim? Zamiast tego na łące stało parę manekinów do walki, stolik z różnego rodzaju bronią i jakiś mężczyzna z którym blondyn się przywitał.
-Scarlett, to jest Benny. Wampir który pomoże nam w nauce - Kiwnęłam do niego głową na powitanie, a on odpowiedział tym samym. Że niby będę się z nim bić?! To chyba jakaś kpina.
-Zaczniemy od czegoś prostego, na stoliku leżą różne bronie, wybierz jakąś, wyceluj i strzel w Bennego - ... jego chyba pojebało
-Dean, to nie jest dobry pomysł - Odpowiedziałam, ale zanim coś zrobiłam, obok mnie przeleciała strzała. Jebana, strzała! Taka z grotem i w ogóle! Odwróciłam się i spojrzałam na wampira który odkładał łuk
-Mniej gadania, więcej strzelania - Podniósł mi ciśnienie, więc złapałam szybko za pierwszego lepszego gnata i wystrzeliłam. Musielibyście widzieć moją minę gdy w trakcie sekundy, Benny dosłownie złapał pociski i rzucił na trawę.
-Whoa, ja też tak mogę?! - Spytałam z dziecinną ciekawością odwracając się do Deana który stał za mną. Momentalnie poczułam ręce na moich barkach i zostałam przyciśnięta do ziemi
-Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika - Powiedział spokojnie brunet zawisając nade mną.
 -Ała? - Powiedziała zdziwiona i próbowałam się wyrwać ale mocno mnie trzymał. Spojrzałam na Deana ale miał minę w stylu "Radź sobie sama". Wykorzystałam to, że trzyma mnie za ramiona i dłońmi odepchnęłam go z całą siłą. Ledwo go to ruszyło, ale na tyle bym mogła się cudem uwolnić.
-Cholera, silny jesteś! - Krzyknęłam przybierając "pozycje bojową"
-Tak wiem, szybki także - Udowodnił mi to cholernie dobrze. Nie zdążyłam nic zobaczyć, a jedynym dowodem na jego prędkość był metalowy, nie groźny dla mojego życia pocisk w moim boku. Niby mnie nie zabije, ale kurwa jak boli!
-Ahh! Czy ciebie pojebało?! - Krzyknęłam i ledwo się odsunęłam gdy zobaczyłam jego sylwetke tuż przede mną. Szybko wyjęłam pocisk i rzuciłam się na niego przyciskając go do drzewa. Odrzucił mnie bez problemu i skręcił mi nadgarstek.
-Kurwa!
-Mniej gadania, działaj - Tak jak powiedział nastawiłam go i uderzyłam wampira w tchawice tak, że zaczął się dusić. Dusił się przez dobre 3 sekundy... nosz kurwa!
-Dobrze! Ale pamiętam, jestem silniejszy i starszy. Musisz być sprytniejsza - Powiedział spokojnie i oddał mi ciosem w splot słoneczny. Upadłam na ziemie łapiąc powietrze.
Walczyliśmy, a raczej trenowaliśmy przez cały dzień. Przy zachodzie słońca Benny pożegnał się z nami i zniknął. Gdy tylko weszliśmy do bunkru padłam na moje łóżko a Dean położył się obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytał delikatnie całując mnie w skroń.
-Wszystko mnie boli, nic nie czuje... - Odpowiedziałam patrząc pusto w sufit.



Od tamtego dnia trenowaliśmy prawie codziennie a ja stawałam się coraz lepsza. Nie miałam już problemu z pokonaniem wampira, ale łowcy nadal byli problematyczni. Poznałam parę osób, między innymi Bobby'ego który jest dla mnie jak ojciec, śmiesznego i dziecinnego wilkołaka Gartha, dwie cudowne łowczynie Ellen i Jo, oraz Crowleya. Zawsze byłam nastawiona na "Demony, zło" ale nie powiem, Crowley nie jest taki zły. Fajnie się z nim spędza czas, mogę go porównać do mojego kuzyna, z którym zawsze wymykałam się z domu do jakiegoś klubu. Oni zastępowali mi rodzinę, za którą strasznie tęskniłam.

Żyłam w tej dziwnej rutynie aż do wczoraj gdy Sam oświadczył, że ma sprawę dla nas. Kolejny wampir nawet niedaleko nas. Wyruszyliśmy z samego rana. Pierwszy trop prowadził do kostnicy gdzie leżała ofiara. Udaliśmy się tam ubrani jak federalni i obejrzeliśmy ciało. 
-Tak jak myślałam - Powiedziałam zaciągając się zapachem. Plusem mojego wampiryzmu było to, że mogłam wyczuć zapach innego krwiopijcy. 
-Miałeś rację Sam, to jakiś młodzik. Niedoświadczony. Zostawił wiele śladów. - Podeszłam do ciała i nachyliłam się, dosłownie "obwąchując" ciało mężczyzny.
-Nie wyssał go do cna, facet umierał w męczarniach po odejściu wampira. Młody musiał się wystraszyć i uciec. Współczuje mu...
-Ofierze? - Spytał Dean kładąc dłoń na moim ramieniu.
-Wampirowi - Odpowiedziała wychodząc. Zaraz potem udałam się do pobliskiego baru, musiałam się napić. Weszłam do obskurnego baru i usiadłam przy barze. Chwile później barman podszedł do mnie
-Ciężki dzień? - Spytał patrząc na moją twarz.
-Nawet nie wie pan jak... whisky - Odpowiedziałam i zaraz już popijałam bursztynowy płyn. Nie musiałam się nawet odwracać, żeby wiedzieć iż Winchesterzy wchodzą do baru. Stali przez chwilę zanim "łaskawie" i "bardzo szybko" dopiłam whisky i wstałam, żeby do nich podejść.
-Tak? - Spytałam podpierając się na biodrze.
-Wszystko okej? - Spytał mnie Sammy, ale zanim coś powiedziała, przerwał mi starszy Winchester.
-Nie jest cienka, młody.  Teraz musimy obmyśleć plan działania.

Koniec końców plan był.. debilny. Ale tylko taki wymyśliliśmy. Ja miałam zgrywać kelnerkę w barze gdzie niedawno wykryliśmy podejrzaną osobę, a oni czekali na smsa ode mnie. Kierowałam się już do baru w przykrótkim fioletowym topie, czarnych skórzanych spodniach i długich czarnych kozaczkach na wysokim obcasie. Już miałam wejść do pomieszczenia gdy usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam się momentalnie w pozycji gotowej do ataku gdy ujrzałam znajomą twarz. 
-Witaj Castielu, a może raczej oszuście? - Powiedziałam. Nadal nie wyjaśniliśmy sprawy z przed... dość długa.
-Nie rozumiem o co ci chodzi - Odpowiedział przekręcając głową. Nigdy nie widziałam go... takiego. Takiego poważnego i w ogóle.
-Powiedz mi, czy coś z tego było prawdziwe? Nasza przyjaźń cokolwiek? - Łzy same cisnęły mi się do oczu, ale nie były to łzy smutku, a raczej łzy złości.
-Scarlett, źle rozumiesz całą tą sytuacje. Musiałem cię obserwować bo byłaś zawsze w centrum zainteresowania nieba i piekła. 
-Czyli byłeś moim ochroniarzem? Nie przyjacielem?
-Scarlett, musisz zrozumieć... - To było ostatnie co powiedział zanim zniknął.
-Tja...









Ludziska, cud! Dłuższy rozdział wyszedł! I jak zwykle, standardowo, P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M za nieobecność ;_;

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 21

Przepraszam za dłuuuuugą nieobecność ;-; Aktualnie przerzuciłam się na aplikacje Wattpad i tam wrzucam moje opowiadania... no w sumie tego tam nie ma ale możliwe, że skopiuje i tam wrzuce. Ale nie bójcie się, tutaj też będą się pojawiać nowe rozdziały! A właśnie, co do samych rozdziałów... nope, nadal nie są długie i nie sądze że kiedyś będą ;-;





Szarpałam się przez następną godzinę próbując sie uwolnić. Jeśli bracia tu przyjdą, będą martwi. Wysłałam ich na pewną śmierć... Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu szukając czegokolwiek żeby się uwolnić z łańcuchów. Białe ściany jeszcze za czasów działalności szpitala. Jedyne co się zmieniło to wielkie biurko na środku pomieszczenia... no i klatki z nastolatkami. Już chciałam się do nich odezwać gdy
-Wiesz, wyczułem jak tylko weszłaś do pomieszczenia. Nie wiem czemu ale dobrze się maskujesz. Moi ludzie cię nie rozpoznali - Zagadnął Damon sunąc kołkiem po mojej szyi
-Najwyraźniej twoi ludzie nie są tak dobrzy jak myślisz
-Albo ty jesteś wyjątkowa - Chciałam zapytać o co mu chodzi, ale usłyszałam hałąs. Nie byle jak hałas, ale odgłosy walki. Syczenie wampirów i łamane kości...
-Nasi goście już przybyli - Stwierdził Damon z szerokim uśmiechem i stanął obok mnie. Drewniany kołek zamienił na naostrzoną maczete. Cholera. Szarpnęłam łańcuch jeszcze parę razy i poczułam jak powoli moje ręce zaczynają się uwalniać. W tym momencie przez drzwi wleciało zakołkowane ciało. Upadło tuż przed moimi stopami przez co zaczęłam szarpać mocniej. Ciało kobiety było całe poszarzałe z widocznymi żyłami. Miała złamaną rękę co dało mi do myślenia jak się wydostać z łańcuchów, ale zanim coś zrobiłam do pomieszczenia wbiegli bracia.
-Za wami! - Krzyknęłam przy okazji wyłamując sobie kciuki i uwalniając się z łańcuchów, Bogu dziękuję za szybką regeneracje! Złapałam za jeden kołek ze stołu i pobiegłam chcąc im pomóc. NIm to zrobiłam poczułam zimną dłoń na ramieniu, Damon pociągnął mnie do tyłu i rzucił mną o biurko które pod moim ciężarem się złamało.
-Ugh! - Wyciągnęłam odłamek drewna z ramienia i skoczyłam na wampira. Winchesterzy musieli sami poradzić sobie z tamtymi.
-Daj sobie spokój młoda, nie dasz mi rady - Zrobił kolejny unik na co ja pchnęłam kołek w powietrze i dostałam z pięści w plecy. Uderzyłam w klatke i szybko wyłamałam zamek
-Uciekaj! - Krzyknęłam do przerażonej fioletowo-włosej dziewczyny. Poczułam szarpnięcie za kołnierz bluzki i uderzyłam plecami w klatkę piersiową Damona
-Spokój! - Krzyknął do wszystkich trzymając kołek tuż przy moim sercu. Wszyscy zatrzymali się jakby czas stanął w miejscu. Co prawda wampiry były martwe więc i tak dużo by się nie ruszyły.
-Zostaw ją! - Wrzasnął wściekły Dean, chciał skoczyć w naszą stronę ale Sam złapał do za ramie
-Czemu jesteś taka wyjątkowa, hm? - Spytał Damon odsuwając moje włosy. Poczym dodał
-Miejsce wampira nigdy nie będzie wśród ludzi. Zostań ze mną - Polizał mnie po szyi, oczy Deana pałały nienawiścią. Wykorzystałam chwilę gdy wampir był rozproszony i obróciłam się odbierając mu kołek i rzucając nim o podłoge, co swoją droge było cholernie ciężkie. Bez oporu wbiłam mu kołek w brzuch, pare milimetrów od serca.
-Uważaj na nich - Szepnął odsuwając kosmyk czarnych włosów z mojej twarzy. Bez wachania wbiłam drewno mocniej i przebiłam mu serce.
-Dziwak...



środa, 15 kwietnia 2015

Liebster Award 2

Zostałam nominowana przez blog : http://historianaszybko.blogspot.com

Odpowiedzi

1. Twoja ulubiona potrawa, którą mogłabyś jeść codziennie?
-Nie lubię monotonności jeśli chodzi o jedzenia. Codziennie staram się wykombino... kogo ja oszukuje... pierogi z truskawkami

2. Masz jakieś pasje?
-Często szkicuję i czytam książki

3.Cytat na dziś?
-"Ci co śnią za dnia, wiedzą o wielu rzeczach niedostępnych dla tych, co śnią tylko nocą" ~Edgar Allan Poe

4. Co, lub kto sprawia że się uśmiechasz?
-Przyjaciele <3

5. Jaką książkę czytasz, lub przeczytałaś?
-Przeczytałam dużo książek ale aktualnie staram się przebrnąć przez "Cmętarz Zwieżąt" Stephena Kinga

6. Refleksyjna i skomplikowana

7. Masz dziwne nawyki?
-Hmm... cóż, litry kawy? Uwielbiam ją pić, i pisząc "litry" nie przesadzam...

8. Masz jakiś fetysz?
-MNÓSTWO! Uszka, ogony... i wiele innych

9.Jesteś na coś uczulona?
-NA LUDZI

10. Jesteś raczej spokojną i opanowaną osobą, czy szaloną i pełną energii? :D
-Raczej spokojną i opanowaną

11.Twoja ulubiona piosenka, ktora poprawia ci humor?
-Three Days Grace "Animal I Have Become"

Pytanka:
1. Masz jakieś uzależnienia?
2.Oglądasz jakieś seriale?
3.Gdybyś został/a ostatnią osobą na świecie co byś zrobił/a?
4.Masz rodzeństwo?
5.Jesteś kocią czy psią osobą?
6.Ulubiona piosenka?
7.Największe problemy?
8.Masz jakieś szczęśliwe przedmioty?
9.Wierzysz w przesądy?
10.Jesteś osobą religijną?
11.Masz kogoś ukochanego?

Hmm... nominuję tylko jeden blog:

http://unfaithfully-y0urs.blogspot.com/

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 20

(Okej, mała “ankieta” wolicie aby w tekście pojawiały się GIFy czy raczej nie? Piszcie w komentarzach)

-Dlaczego? - Spytałam zakładając nogę na nogę. Mężczyzna nic nie odpowiedział, jedynie odwrócił głowę w stronę okna. Westchnęłam cicho i także zwróciłam moją uwagę na krajobraz za oknem. Starałam się zapamiętać drogę, aby w razie czego uciec. Rozglądałam się, dopóki nie usłyszałam cichego szelestu za mną, wsłuchałam się bardziej ale gdy odwróciłam głowę, na moich oczach został zawiązany jakiś materiał, przez który nic nie widziałam.
-Hej! - Wrzasnęłam łapiąc za niego, ale ktoś dotknął mojej ręki.
-Spokojnie - Powiedział dość kojąco. Opuściłam dłoń w pełni gotowa żeby się bronić, ale nic takiego nie musiałam robić. Czarne Camaro stanęło po chwili a szmatka opadła z mojej twarzy. Rozejrzałam się i w wampirzym tempie napisałam “Szpital” i wysłałam smsa po kryjomu do Deana. Posunęłam się zdecydowanie za daleko, jak na nasz plan. Miałam tylko się rozejrzeć, a nie wplątać w to wszystko. No ale cóż, raz kozie śmierć, prawda? Huh…
Weszłam do opuszczonego szpitala prowadzona przez dwóch osiłków. Co prawda, położenie ich zajęło by mi… 10 sekund? Może nie całe, ale gdy tylko przekroczyłam próg mocny metaliczny zapach wbił mi się do nozdrzy. Prawie zemdlałam starając się ustać na nogach, jeśli wampiry są na miejscu, mogły już mnie rozpoznać. Przeszłam kawałek dalej, nim zachaczyłam o jakąś postać. Odwróciłam się momentalnie ale kobieta tylko poprawiła włosy i zawarczała na mnie. Ona… zawarczała? Może bardziej wydała z siebie dźwięk podobny do.. syczenia?
-Przepraszam… - Mruknęłam i przeszłam dalej. Spojrzałam jeszcze raz przez ramie udając, że poprawiam moje brąz włosy. Kobieta węszyła, co było dziwne, ale gorsze było to, że mogła mnie wyczuć. Spięłam się i przyśpieszyłam kroku.
-Tędy - Odezwał się jeden z pachołków łapiąc mnie za ramię i kierując w stronę wielkich drzwi. Prowadziły zapewne na sale operacyjną, co coraz mniej mi się podobało. Pchnęłam drzwi które tylko skrzypnęły i pozwoliły mi przejść dalej. To co zobaczyłam zdziwiło mnie, i to bardzo. Sala została przerobiona na biuro, po którego bokach były klatki… z dzieciakami w środku. żerują na bezbronnych nastolatkach! Jeden z osiłków popchnął mnie w stronę biurka i mężczyzny siedzącego za nim. Prychnęłam cicho i wyprostowałam się. Mężczyzna wyglądał dość młodo, miał kruczoczarne włosy układające się w delikatne fale i nieziemsko błękitne oczy.
-Damon - Przedstawił się krótko cudownie głębokim głosem. Skinął dłonią, na co pozostali wyszli i zostaliśmy sami. Na biurku zauważyłam parę kołków i innych broni, zaczynałam mieć mętlik w głowię, ale zanim cokolwiek zdążyłam przemyśleć Damon wstał.
-Nie jesteś człowiekiem, czuje to - Oparłam się o biurko ręką łapiąc ukratkiem za jeden kołek.
-Nie rozumiem - Odpowiedziałam udając, że nic nie wiem. Musiałam to ciągnąć tak długo, aż przyjadą Winchesterzy.
-Nie udawaj głupiej - Zbliżył się do mnie i złapał mnie za ramiona. Czułam jakby je miażdżył, więc w obronnym geście… zaatakowałam go.



Nie dał mi nawet szansy, odwrócił mnie i skręcił kark. Obudziłam się po jakimś czasie, uchylając jedno oko. Szarpnęłam rękoma, ale jedyne co poczułam to łańcuch na nich i na nogach. Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam się mocniej szarpać. W ustach miałam jakąś szmatkę.
-Spokojnie - Usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam ku jego źródłu i zobaczyłam Damona bawiącego się moim telefonem W jednej chwili pomyślałam o Winchesterach i napięłam wszystkie mięśnie starając się wydostać.
-Spokojnie, przywitamy ich… jak należy - Zaśmiał się rzucając telefonem w ścianę. Roztrzaskał się na kilkaset małych kawałków, a Damon wyszedł śmiejąc się.

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 19

( Tak przy okazji, chciałabym was poprosić o zagłosowanie na grupę "Matczanators" w filmiku o nazwię "MATCZANATORS - W SŁUSZNEJ SPRAWIE HIGIENA WŚRÓD NASTOLATKÓW TO PODSTAWA". Cały konkurs jest organizowany przez sieć sklepów Rossman (link) )

-Okej, czyli wiemy, że znikają głównie kobiety - Odezwał się Sammy zdejmując krawat i trzymając notatnik w ręku. Co chwilę otwierał go i zamykał starając się wyszukać cokolwiek, co mogliśmy przeoczyć.
-A nastolatkowie w całym mieście zaczęli się dziwnie zachowywać - Dopowiedziałam leżąc na łóżku i rzucając małą czarno-zieloną piłeczką, którą kiedyś dostałam od matki na imieniny.
-I dobrze wiemy czemu, cała młodzież spotyka się w starych magazynach, pali trawkę, słucha rocka i nikt na to nawet nie reaguję. Czy tylko mi tu coś nie pasuje? - Punkt dla Deana.
-Potrzebujemy planu - Stwierdziłam. Minęło parę sekund zanim się skapnęłam, że bracia patrzą na mnie.
-Co? - Spytałam a piłka spadła gdzieś na podłogę.
-Nie! Nie,nie,nie,nie,nie! - Broniłam się wstając. Nie ma mowy, że pójdę na zwiady!

~Pare błagań Winchesterów i godzin później~

Szary i gęsty dym niczym piana rozpływał się po pomieszczeniu pełnym rozgrzanych ciał. Słyszałam dźwięki pociąganych strun gitary, oraz wiele innych nut układających się w "Come as you are" zespołu Nirvana. Odsunęłam kotarę nie wiedząc co czeka mnie po drugiej stronię. Mogłam się spodziewać wszystkiego. Czerwony materiał opadł za mną, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tynk odpadał z niektórych ścian, wszędzie wisiały plakaty. Na środku stała scena, na której jakiś zespół całkiem nieźle coverował piosenki. Na kanapach siedziały jakieś nastolatki a na podłogach chłopacy palili szisze. Wszyscy byli nieźle ujarani. Poprawiłam swój za mały top z napisem "TDG"* oraz skórzane spodnie i ruszyłam w stronę grupki dzieciaków. Musiałam wtopić się w tłum, żeby przyjęli mnie jako swoją.
-Heeej piękna - Odezwał się chłopak oddając ustnik koledze -Siadaj i zapal sobię trochę.
-Chętnie - Powiedziałam najbardziej wyluzowanym tonem jakim potrafiłam i usiadłam. Z leniwym uśmiechem wzięłam od niego blanta i zaciągnęłam się, dobrze że nie był to pierwszy raz...
-Więc, co cię do nas sprowadza? - Spytała mnie dziewczyna leżąca na podartej kanapie. Jej pstrokate włosy odbijały światło chyba w każdą stronę
-Chcę się wyluzować - Skłamałam. Nie muszą wiedzieć, że poluję na psychicznego morderce-wampira/wiedźmę który nawet może takowym nie być, prawda?
-Masz szczęście, akurat dzisiaj pojawi się trawa, w tajemnicy ci powiem, że ma dla nas nowe zadanie - Dziewczyna musiała być nieźle ujarana, powiedziała mi wszystko a ja nawet nie pytałam! To taka mała wygrana, prawda?
-Tak w ogóle, jestem Penny, a ty? - Pstrokata spuściła głowę z kanapy i uśmiechnęła w moją stronę
-Scar - Powiedziałam krótko i usłyszałam, że zespół zmienia repertuar. Z Nirvany przerzucili się na Three Days Grace.
-I'm Machine I never sleep I keep My Eyes wide open! - Zaczęłam śpiewać wraz z paroma osobami. Cholera, kocham tą piosenkę! Zgrałam się z tymi dzieciakami śmiejąc się, śpiewając i popalając trawkę. I pomyśleć, że Winchesterzy właśnie teraz ślęczą nad książkami! Cała podskoczyłam kiedy ktoś położył lodowatą ręke na moim nagim ramieniu.
-Ktoś nowy, witaj - Powiedział krótką i stanął na scenie przerywając piosenkę. Udawałam, że wciąż bawię się z nastolatkami, mimo iż tak naprawdę przygotowywałam się do nagłej ucieczki, bądź ataku. W jednej chwili wszyscy ucichli i spojrzeli na mężczyznę ubranego w całkiem niezły i zapewne drogi garnitur.
-Kochani, dzisiaj nadszedł wielki dzień - Powiedział do młodzieży i zapewne mnie.
-Tak jak obiecałem, wybiorę pare osób, które zaznają życia wiecznego. Wiecznego, bezproblemowego i wyluzowanego. - Wszyscy zaczęli mu wiwatować, biedne, nieświadome dzieci.
-Trawa teraz przejdzie się miedzy nami. Jeśli cię wybierze, wstań i idź za nim. Będziesz szczęściarą jeśli to zrobi! - Wyszeptała... Penny? Chyba tak miała na imię. Wysoki brunet podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę ręke i pomógł wstać. Jestem jakimś dzieckiem szczęścia, czy co? Najdziwniejsze było to, że nikogo innego nie wziął. Tylko mnie i z dzikim uśmiechem wyszedł trzymając mnie za ręke. Weszliśmy do jego samochodu.

-Jesteś bardzo wyjątkowa, wiesz o tym?

wtorek, 17 marca 2015

ONE SHOT. Dzień, którego Winchesterzy nigdy nie zapomną

Od razu mówię, że jak co to P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M. Za feelsy, których nie obiecuję, bo każdy odbiera to inaczej :3  Zaznaczam także 2 inne sprawy
-Każdy Akapit, to inna postać Sam-Dean-John
- Jest to stare opowiadanie z mojego AO3 ( http://archiveofourown.org/works/2564960 )
Do czytania polecam także piosenkę Kansas-Carry on my wayward son w wersji "kołysanki" albo Kansas-Dust In the Wind :')


Dzień zaczynał się zwyczajnie. Mały Sammy wstał o ósmej rano i pobiegł zjeść śniadanie.
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Z samego rana powitał go krzyk ojca, traktował swoich synów jak żołnierzy i większość wpadek kończyła się paskiem, którego Sammy zapamięta do końca życia...
-Przepraszam tatusiu, pójdę się ubrać.- Dzieciak ze smutną miną wrócił po schodach do swojego pokoju. Po drodze zobaczył, że jego starszy brat jeszcze śpi.
-Dean wstawaj! Zaspałeś! Za godzinę masz autobus!- Sammy wskoczył na łóżko budząc swojego ulubieńca.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- Kolejna niemiła niespodzianka z rana, starszy brat warczący na Sama.
-Przepraszam- Szepnął i poszedł do pomieszczenia które służyło mu za sypialnie. W swoim pokoiku chłopiec miał popsute już klocki lego, parę komiksów, łóżko składające się z materaca twardego jak podłoga, koca i poduszeczki. Tapeta odchodziła od ścian, a podłoga skrzypiała. Po śmierci mamy, tatuś już się tak nie przejmował niczym oprócz znalezieniem złego pana który zrobił krzywdę mamusi. Sammy szybko ubrał się w jeansy, szary sweterek i szare trampeczki, które kupił mu starszy brat. Zszedł na dół, do kuchni i zjadł swoją porcje owsianki.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Chłopczyk znał już odpowiedź, ale pytał każdego ranka. Każdego ranka miał cichą nadzieje, że "Dowódca" zmieni się w tatusia, że w końcu będzie mieć chociaż jednego z rodziców. Ojciec posłał mu tylko surowe spojrzenie i poszedł robić coś przy aucie któremu jak to Sammy usłyszał "coś się w silniku spierdoliło". Chłopczyk siedział jeszcze parę minut w kuchni patrząc na miejsce gdzie kiedyś stała mamusia, potem poszedł na dwór bawić się małą czerwoną piłeczką. Podszedł jeszcze raz do swojego "Kaprala".
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- W końcu jego ojciec się przełamie i odpowie "oczywiście syneczku"... Sammy wciąż miał cichą nadzieje.
-Słuchaj mały, ile razy mam ci powtarzać! Zajęty jestem! Idź sobie!- Te słowa skutecznie odgoniły małego Sama, który poszedł kopać swoją małą czerwoną piłeczkę o mur. Chłopczyk za bardzo się zamachnął i piłeczka wyleciała na ulice. Sammy pobiegł aby ją złapać...



Dean obudził się równo z budzikiem. Dźwięk tego "cudownego" wynalazku dzwonił tak mocno, że w końcu wylądował na ścianie. Blondyn nie mógł podnieść się z łóżka po wczorajszym "wypadku". Przez słowo wypadek, myślał o wczorajszych nieudanych łowach i ojcu stojącym nad nim z paskiem w ręku. Nie mógł się ruszyć i już wiedział, że dzisiaj nie pójdzie do szkoły co skutkowało kolejnym laniem. Blizny był coraz większe, było ich coraz więcej. Grube kreski na ciele nastolatka. Tego skórzanego paska blondyn nigdy nie zapomni. Godząc się z wieczornym laniem, zielonooki położył się spać dalej. Nagle poczuł przeszywający ból w plecach. Tam gdzie dostał najmocniej. Został brutalnie obudzony przez młodszego brata.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- To jedyne kłamstwo na jakie było go stać, chociaż miał ochotę zrobić tak jak rok temu. Wziąć małego Sammiego i uciec. Dostał za to PORZĄDNĄ nauczkę i już nigdy tego nie powtórzy, to było głupie. Zanim wstał, musiał zaczekać aż Mały Sammy wyjdzie z jego pokoju. Pomimo, że potraktował go jak psa, to nadal był jego MAŁY SAMMY, jego jedyny skarb. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Dean chwiejnym krokiem podszedł do szafki, nie rozglądał się zbytnio po pokoju, wszystko brudne, zepsute albo po prostu brzydkie. Wyjął z szafy pierwszy lepszy t-shirt i jeansy, ale zanim je ubrał spojrzał jeszcze na swoje odbicie w połamanym lustrze. Na sam widok lustra przetarł rękę, to on je popsuł, cisnął w nie butem tydzień temu. Spojrzał na swoje wychudzone ciało, całe w śladach, pazury wilkołaka, nóż demona i pasek ojca. Zrezygnował z krótkiego rękawu i założył koszulę. Naciągnął na swoje stopy skarpetki, założył buty i zszedł na dół zrobić sobie śniadanie. Nikogo nie było więc wziął chleb, wyjął masło i szynke. Smarując kanapke usłyszał pisk opon. Spojrzał w okno, przeciął swoją skórę nożem. Wybiegł z domu ale było już za późno...



John znowu nie przespał nocy. Za każdym razem kiedy zamykał oczy miał przed sobą obraz swojej żony. Wszędzie krew i ogień. Wstał koło 5 nad ranem i poszedł do kuchni, zrzucając po drodze każde jej zdjęcie. Każdą jej rzecz. Nie chciał tego widzieć. Tapetę w domu wybierała Mary, panele także. Do dzisiaj będzie pamiętać jak krzyczeli na siebie w sklepie, bo Mary chciała różową tapetę. Tak na siebie krzyczeli, że wokół nich zaczął zbierać się niezły tłum. Ostatecznie zaczęli się śmiać i poszli na kompromis. W całym domu jest różowa tapeta... tak wygląda kompromis w małżeństwie. John się zagapił co w ostateczności skończyło się tym, że spadł z ostatnich dwóch stopni na schodach. Niezbyt go to ruszyło, fakt plecy go bolały, ale to złamane serce dominowało. W końcu złapie tego skurwiela co zabił mu żonę! Dotarł do kuchni, gdzie zabrał się za robienie owsianki dla młodszego synka. Zajęło mu to parę minut gdy nagle Sammy wparował do kuchni. Mimo późnej godziny (jaką stanowiła 8 ) ten dzieciak nadał był w nie ubrany. Tyle razy John powtarzał, że nie wolno im przychodzić na śniadanie w pidżamie!!!
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Wiedział, że za bardzo nakrzyczał na synka. Słabo znosił śmierć swojej żony. Wieczorami szlochał nad jej zdjęciem, popadł nawet w alkoholizm! Ale ucieczka jego synów wybiła mu to z głowy. Usłyszał szybkie "przepraszam" swojego synka. Wybiegł z kuchni. Znowu wystraszył swojego małego synusia. John odwrócił się do blatu. Gorzkie łzy spłynęły po jego nieogolonej twarzy. Usłyszał krzyki braci, ale postanowił to zignorować. Synek wrócił do kuchni po paru minutach już ubrany. Zjadł grzecznie to co ojciec mu zrobił.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Znowu się o to spytał! Od roku John powtarza, że nie ma czasu, a ten dzieciak ciągle się o to pyta. Ojciec nie chciał już na niego krzyczeć więc tylko się na niego spojrzał i wyszedł naprawiać auto. Cholerne klocki hamulcowe! Naprawia je kolejny raz, dobrze że kiedyś był mechanikiem. Był w połowie naprawy kiedy podszedł do niego Sammy.
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- Po tym pytaniu, John za bardzo wydarł się na syna. Młody odszedł ze łzami w oczach. Serce ojca właśnie zbiło się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Minęło 15 minut i samochód wreszcie odpalił. John wsiadł do auta i wyjechał na ulice. Nie ujechał parę metrów gdy nagle samochód podskoczył, a spod kół wyturlała się mała czerwona piłeczka...

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 18

Rzuciłam swoją torbę na jedno z motelowych łóżek, oznaczając je jako moje. W pokoju były także dwa inne, więc kiedy Dean położył swoją na tym samym łóżku spojrzałam na niego groźnie. Nadal byłam zła przez poprzedni incydent.
-Wychodzę się rozejrzeć - Stwierdziłam krótko wychodząc i zostawiając ich bez słowa. Trzasnęłam za sobą dębowymi i obitymi drzwiami idąc w stronę pobliskiego baru.
-Whisky - Skinęłam do barmana siadając za barkiem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu zwracając uwagę na każdego po kolei. Moją uwagę przykuła grupa mężczyzn siedzących przy oknie. Z wyglądu, byli całkiem normalni, tyle że kto normalny siedzi w barze, nic nie pije i nawet się nie odzywa?! Nie mając żadnego innego tropu podeszłam zaczęłam im się przyglądać. Zaczesałam włosy za ucho, żeby lepiej słyszeć, gdyby zdecydowali się odezwać. Po jakimś czasie stwierdziłam, że tu nudne i wstałam poprawiając ubranie
-Barman - Powiedziałam wołając go. Gdy tylko podszedł uśmiechnęłam się i kazałam mu zanieść piwa dla facetów. Odwróciłam się czekając na ich reakcję, ale oni nawet nie spojrzeli na alkohol. Rzuciłam na ladę odpowiednią ilość pieniędzy i wróciłam do motelu dzwoniąc po drodze do Sama i objaśniając mu całą sytuację.
-Scarlett, nie sądzę żeby to był jakiś trop - Odezwał się młodszy Winchester gdy tylko przeszłam przez drzwi.
-Dlaczego? - Spytałam zdziwiona. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to było podejrzane.
-Może… czekali na kogoś?
-W obskurnym barze za rogiem? - Spytałam ironicznie. Dean spojrzał na mnie, wzrokiem mówiąc abym skończyła ten temat.
-Jak chcecie… - Zrobiłam jak mi “kazał” i poszłam się przebrać do łazienki. Wyszłam w czymś podobnym do damskiego garnituru i z odznaką FBI schowaną w kieszeni marynarki.
-Jak sobie chcecie - Warknęłam wychodząc i zostawiając ich bez słowa. Udałam się na komisariat policji. Przechodząc przez park zauważyłam coś dziwnego… jakby… ciało pod wodą?! Podeszłam do brzegu i spojrzałam w dół, dlaczego nie wyczuwałam nic?! Zrzuciłam z siebie marynarkę i nie zważając na ludzi gapiących się wskoczyłam do wody. Teraz już wyraźnie widziałam pod taflą wody młodą kobietę… martwą i osuszoną z krwi. Złapałam ciało za ramię i w pasie wypływając z wody. Kiedy tylko wyszłam na brzeg była tam już policja i karetka. Zabrali ciało a ja wyciągnęłam odznakę i podbiegłam do jednego z umundurowanych mężczyzn.
-Agentka Johanson, które to już? -Spytałam nie owijając w bawełnę. Policjant wyglądał na zdezorientowanego.
-Umm, siódme… w tym tygodniu. Ogólnie dziesiąte - Odpowiedział szybko i wszedł do radiowozu zostawiając mnie mokrą… Zdziwi się gdy będę na komendzie szybciej niż on. W wampirzym tempie pojawiłam się niedaleko komisariatu, żeby nikt się nie domyślił. Weszłam do środka już sucha poprawiając swoje brązowe włosy.
-FBI, Johnson. Proszę do komisarza - Powiedziałam krótko oczekując, że młodzik mnie zaprowadzi.
-Kolejny federalny - Powiedział po cichu przez co się spięłam, ale poszłam za nim. Gdy tylko weszłam do biura zobaczyłam Winchesterów, czyli jednak wzięli się za robotę…
-A o to nasza partnerka, agent...
-Johnson - Wyprzedziłam Deana, wiedząc, że nie zna mojego nazwiska.