Od razu mówię, że jak co to P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M. Za feelsy, których nie obiecuję, bo każdy odbiera to inaczej :3 Zaznaczam także 2 inne sprawy
-Każdy Akapit, to inna postać Sam-Dean-John
- Jest to stare opowiadanie z mojego AO3 ( http://archiveofourown.org/works/2564960 )
Do czytania polecam także piosenkę Kansas-Carry on my wayward son w wersji "kołysanki" albo Kansas-Dust In the Wind :')
Dzień zaczynał się zwyczajnie. Mały Sammy wstał o ósmej rano i pobiegł zjeść śniadanie.
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Z samego rana powitał go krzyk ojca, traktował swoich synów jak żołnierzy i większość wpadek kończyła się paskiem, którego Sammy zapamięta do końca życia...
-Przepraszam tatusiu, pójdę się ubrać.- Dzieciak ze smutną miną wrócił po schodach do swojego pokoju. Po drodze zobaczył, że jego starszy brat jeszcze śpi.
-Dean wstawaj! Zaspałeś! Za godzinę masz autobus!- Sammy wskoczył na łóżko budząc swojego ulubieńca.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- Kolejna niemiła niespodzianka z rana, starszy brat warczący na Sama.
-Przepraszam- Szepnął i poszedł do pomieszczenia które służyło mu za sypialnie. W swoim pokoiku chłopiec miał popsute już klocki lego, parę komiksów, łóżko składające się z materaca twardego jak podłoga, koca i poduszeczki. Tapeta odchodziła od ścian, a podłoga skrzypiała. Po śmierci mamy, tatuś już się tak nie przejmował niczym oprócz znalezieniem złego pana który zrobił krzywdę mamusi. Sammy szybko ubrał się w jeansy, szary sweterek i szare trampeczki, które kupił mu starszy brat. Zszedł na dół, do kuchni i zjadł swoją porcje owsianki.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Chłopczyk znał już odpowiedź, ale pytał każdego ranka. Każdego ranka miał cichą nadzieje, że "Dowódca" zmieni się w tatusia, że w końcu będzie mieć chociaż jednego z rodziców. Ojciec posłał mu tylko surowe spojrzenie i poszedł robić coś przy aucie któremu jak to Sammy usłyszał "coś się w silniku spierdoliło". Chłopczyk siedział jeszcze parę minut w kuchni patrząc na miejsce gdzie kiedyś stała mamusia, potem poszedł na dwór bawić się małą czerwoną piłeczką. Podszedł jeszcze raz do swojego "Kaprala".
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- W końcu jego ojciec się przełamie i odpowie "oczywiście syneczku"... Sammy wciąż miał cichą nadzieje.
-Słuchaj mały, ile razy mam ci powtarzać! Zajęty jestem! Idź sobie!- Te słowa skutecznie odgoniły małego Sama, który poszedł kopać swoją małą czerwoną piłeczkę o mur. Chłopczyk za bardzo się zamachnął i piłeczka wyleciała na ulice. Sammy pobiegł aby ją złapać...
Dean obudził się równo z budzikiem. Dźwięk tego "cudownego" wynalazku dzwonił tak mocno, że w końcu wylądował na ścianie. Blondyn nie mógł podnieść się z łóżka po wczorajszym "wypadku". Przez słowo wypadek, myślał o wczorajszych nieudanych łowach i ojcu stojącym nad nim z paskiem w ręku. Nie mógł się ruszyć i już wiedział, że dzisiaj nie pójdzie do szkoły co skutkowało kolejnym laniem. Blizny był coraz większe, było ich coraz więcej. Grube kreski na ciele nastolatka. Tego skórzanego paska blondyn nigdy nie zapomni. Godząc się z wieczornym laniem, zielonooki położył się spać dalej. Nagle poczuł przeszywający ból w plecach. Tam gdzie dostał najmocniej. Został brutalnie obudzony przez młodszego brata.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- To jedyne kłamstwo na jakie było go stać, chociaż miał ochotę zrobić tak jak rok temu. Wziąć małego Sammiego i uciec. Dostał za to PORZĄDNĄ nauczkę i już nigdy tego nie powtórzy, to było głupie. Zanim wstał, musiał zaczekać aż Mały Sammy wyjdzie z jego pokoju. Pomimo, że potraktował go jak psa, to nadal był jego MAŁY SAMMY, jego jedyny skarb. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Dean chwiejnym krokiem podszedł do szafki, nie rozglądał się zbytnio po pokoju, wszystko brudne, zepsute albo po prostu brzydkie. Wyjął z szafy pierwszy lepszy t-shirt i jeansy, ale zanim je ubrał spojrzał jeszcze na swoje odbicie w połamanym lustrze. Na sam widok lustra przetarł rękę, to on je popsuł, cisnął w nie butem tydzień temu. Spojrzał na swoje wychudzone ciało, całe w śladach, pazury wilkołaka, nóż demona i pasek ojca. Zrezygnował z krótkiego rękawu i założył koszulę. Naciągnął na swoje stopy skarpetki, założył buty i zszedł na dół zrobić sobie śniadanie. Nikogo nie było więc wziął chleb, wyjął masło i szynke. Smarując kanapke usłyszał pisk opon. Spojrzał w okno, przeciął swoją skórę nożem. Wybiegł z domu ale było już za późno...
John znowu nie przespał nocy. Za każdym razem kiedy zamykał oczy miał przed sobą obraz swojej żony. Wszędzie krew i ogień. Wstał koło 5 nad ranem i poszedł do kuchni, zrzucając po drodze każde jej zdjęcie. Każdą jej rzecz. Nie chciał tego widzieć. Tapetę w domu wybierała Mary, panele także. Do dzisiaj będzie pamiętać jak krzyczeli na siebie w sklepie, bo Mary chciała różową tapetę. Tak na siebie krzyczeli, że wokół nich zaczął zbierać się niezły tłum. Ostatecznie zaczęli się śmiać i poszli na kompromis. W całym domu jest różowa tapeta... tak wygląda kompromis w małżeństwie. John się zagapił co w ostateczności skończyło się tym, że spadł z ostatnich dwóch stopni na schodach. Niezbyt go to ruszyło, fakt plecy go bolały, ale to złamane serce dominowało. W końcu złapie tego skurwiela co zabił mu żonę! Dotarł do kuchni, gdzie zabrał się za robienie owsianki dla młodszego synka. Zajęło mu to parę minut gdy nagle Sammy wparował do kuchni. Mimo późnej godziny (jaką stanowiła 8 ) ten dzieciak nadał był w nie ubrany. Tyle razy John powtarzał, że nie wolno im przychodzić na śniadanie w pidżamie!!!
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Wiedział, że za bardzo nakrzyczał na synka. Słabo znosił śmierć swojej żony. Wieczorami szlochał nad jej zdjęciem, popadł nawet w alkoholizm! Ale ucieczka jego synów wybiła mu to z głowy. Usłyszał szybkie "przepraszam" swojego synka. Wybiegł z kuchni. Znowu wystraszył swojego małego synusia. John odwrócił się do blatu. Gorzkie łzy spłynęły po jego nieogolonej twarzy. Usłyszał krzyki braci, ale postanowił to zignorować. Synek wrócił do kuchni po paru minutach już ubrany. Zjadł grzecznie to co ojciec mu zrobił.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Znowu się o to spytał! Od roku John powtarza, że nie ma czasu, a ten dzieciak ciągle się o to pyta. Ojciec nie chciał już na niego krzyczeć więc tylko się na niego spojrzał i wyszedł naprawiać auto. Cholerne klocki hamulcowe! Naprawia je kolejny raz, dobrze że kiedyś był mechanikiem. Był w połowie naprawy kiedy podszedł do niego Sammy.
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- Po tym pytaniu, John za bardzo wydarł się na syna. Młody odszedł ze łzami w oczach. Serce ojca właśnie zbiło się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Minęło 15 minut i samochód wreszcie odpalił. John wsiadł do auta i wyjechał na ulice. Nie ujechał parę metrów gdy nagle samochód podskoczył, a spod kół wyturlała się mała czerwona piłeczka...
Jest mi słabo, łamiesz mi serce. Mogłaś ostrzec !!! Znów nie miałam chusteczek, aż mnie w dołku tak mocno boli ...
OdpowiedzUsuńTrzeba napisać drukowanymi, bez chusteczek nie podchodź .... :'( Boże nie usnę teraz, mam przed oczami cały czas turlającą się czerwoną piłeczkę ....
Ale...ale... ale ja napisałam ;___; "P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M. Za feelsy" T,T T^T Pseplasam!
UsuńSamo przepraszam nie wystarczy ... Trzeba napisać, że bez chusteczek nie podchodź do monitora, a jeśli masz paczkę to weź jeszcze ze trzy, to wtedy mój mózg to odbierze ;)
Usuń