wtorek, 24 marca 2015

Rozdział 20

(Okej, mała “ankieta” wolicie aby w tekście pojawiały się GIFy czy raczej nie? Piszcie w komentarzach)

-Dlaczego? - Spytałam zakładając nogę na nogę. Mężczyzna nic nie odpowiedział, jedynie odwrócił głowę w stronę okna. Westchnęłam cicho i także zwróciłam moją uwagę na krajobraz za oknem. Starałam się zapamiętać drogę, aby w razie czego uciec. Rozglądałam się, dopóki nie usłyszałam cichego szelestu za mną, wsłuchałam się bardziej ale gdy odwróciłam głowę, na moich oczach został zawiązany jakiś materiał, przez który nic nie widziałam.
-Hej! - Wrzasnęłam łapiąc za niego, ale ktoś dotknął mojej ręki.
-Spokojnie - Powiedział dość kojąco. Opuściłam dłoń w pełni gotowa żeby się bronić, ale nic takiego nie musiałam robić. Czarne Camaro stanęło po chwili a szmatka opadła z mojej twarzy. Rozejrzałam się i w wampirzym tempie napisałam “Szpital” i wysłałam smsa po kryjomu do Deana. Posunęłam się zdecydowanie za daleko, jak na nasz plan. Miałam tylko się rozejrzeć, a nie wplątać w to wszystko. No ale cóż, raz kozie śmierć, prawda? Huh…
Weszłam do opuszczonego szpitala prowadzona przez dwóch osiłków. Co prawda, położenie ich zajęło by mi… 10 sekund? Może nie całe, ale gdy tylko przekroczyłam próg mocny metaliczny zapach wbił mi się do nozdrzy. Prawie zemdlałam starając się ustać na nogach, jeśli wampiry są na miejscu, mogły już mnie rozpoznać. Przeszłam kawałek dalej, nim zachaczyłam o jakąś postać. Odwróciłam się momentalnie ale kobieta tylko poprawiła włosy i zawarczała na mnie. Ona… zawarczała? Może bardziej wydała z siebie dźwięk podobny do.. syczenia?
-Przepraszam… - Mruknęłam i przeszłam dalej. Spojrzałam jeszcze raz przez ramie udając, że poprawiam moje brąz włosy. Kobieta węszyła, co było dziwne, ale gorsze było to, że mogła mnie wyczuć. Spięłam się i przyśpieszyłam kroku.
-Tędy - Odezwał się jeden z pachołków łapiąc mnie za ramię i kierując w stronę wielkich drzwi. Prowadziły zapewne na sale operacyjną, co coraz mniej mi się podobało. Pchnęłam drzwi które tylko skrzypnęły i pozwoliły mi przejść dalej. To co zobaczyłam zdziwiło mnie, i to bardzo. Sala została przerobiona na biuro, po którego bokach były klatki… z dzieciakami w środku. żerują na bezbronnych nastolatkach! Jeden z osiłków popchnął mnie w stronę biurka i mężczyzny siedzącego za nim. Prychnęłam cicho i wyprostowałam się. Mężczyzna wyglądał dość młodo, miał kruczoczarne włosy układające się w delikatne fale i nieziemsko błękitne oczy.
-Damon - Przedstawił się krótko cudownie głębokim głosem. Skinął dłonią, na co pozostali wyszli i zostaliśmy sami. Na biurku zauważyłam parę kołków i innych broni, zaczynałam mieć mętlik w głowię, ale zanim cokolwiek zdążyłam przemyśleć Damon wstał.
-Nie jesteś człowiekiem, czuje to - Oparłam się o biurko ręką łapiąc ukratkiem za jeden kołek.
-Nie rozumiem - Odpowiedziałam udając, że nic nie wiem. Musiałam to ciągnąć tak długo, aż przyjadą Winchesterzy.
-Nie udawaj głupiej - Zbliżył się do mnie i złapał mnie za ramiona. Czułam jakby je miażdżył, więc w obronnym geście… zaatakowałam go.



Nie dał mi nawet szansy, odwrócił mnie i skręcił kark. Obudziłam się po jakimś czasie, uchylając jedno oko. Szarpnęłam rękoma, ale jedyne co poczułam to łańcuch na nich i na nogach. Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam się mocniej szarpać. W ustach miałam jakąś szmatkę.
-Spokojnie - Usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam ku jego źródłu i zobaczyłam Damona bawiącego się moim telefonem W jednej chwili pomyślałam o Winchesterach i napięłam wszystkie mięśnie starając się wydostać.
-Spokojnie, przywitamy ich… jak należy - Zaśmiał się rzucając telefonem w ścianę. Roztrzaskał się na kilkaset małych kawałków, a Damon wyszedł śmiejąc się.

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 19

( Tak przy okazji, chciałabym was poprosić o zagłosowanie na grupę "Matczanators" w filmiku o nazwię "MATCZANATORS - W SŁUSZNEJ SPRAWIE HIGIENA WŚRÓD NASTOLATKÓW TO PODSTAWA". Cały konkurs jest organizowany przez sieć sklepów Rossman (link) )

-Okej, czyli wiemy, że znikają głównie kobiety - Odezwał się Sammy zdejmując krawat i trzymając notatnik w ręku. Co chwilę otwierał go i zamykał starając się wyszukać cokolwiek, co mogliśmy przeoczyć.
-A nastolatkowie w całym mieście zaczęli się dziwnie zachowywać - Dopowiedziałam leżąc na łóżku i rzucając małą czarno-zieloną piłeczką, którą kiedyś dostałam od matki na imieniny.
-I dobrze wiemy czemu, cała młodzież spotyka się w starych magazynach, pali trawkę, słucha rocka i nikt na to nawet nie reaguję. Czy tylko mi tu coś nie pasuje? - Punkt dla Deana.
-Potrzebujemy planu - Stwierdziłam. Minęło parę sekund zanim się skapnęłam, że bracia patrzą na mnie.
-Co? - Spytałam a piłka spadła gdzieś na podłogę.
-Nie! Nie,nie,nie,nie,nie! - Broniłam się wstając. Nie ma mowy, że pójdę na zwiady!

~Pare błagań Winchesterów i godzin później~

Szary i gęsty dym niczym piana rozpływał się po pomieszczeniu pełnym rozgrzanych ciał. Słyszałam dźwięki pociąganych strun gitary, oraz wiele innych nut układających się w "Come as you are" zespołu Nirvana. Odsunęłam kotarę nie wiedząc co czeka mnie po drugiej stronię. Mogłam się spodziewać wszystkiego. Czerwony materiał opadł za mną, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tynk odpadał z niektórych ścian, wszędzie wisiały plakaty. Na środku stała scena, na której jakiś zespół całkiem nieźle coverował piosenki. Na kanapach siedziały jakieś nastolatki a na podłogach chłopacy palili szisze. Wszyscy byli nieźle ujarani. Poprawiłam swój za mały top z napisem "TDG"* oraz skórzane spodnie i ruszyłam w stronę grupki dzieciaków. Musiałam wtopić się w tłum, żeby przyjęli mnie jako swoją.
-Heeej piękna - Odezwał się chłopak oddając ustnik koledze -Siadaj i zapal sobię trochę.
-Chętnie - Powiedziałam najbardziej wyluzowanym tonem jakim potrafiłam i usiadłam. Z leniwym uśmiechem wzięłam od niego blanta i zaciągnęłam się, dobrze że nie był to pierwszy raz...
-Więc, co cię do nas sprowadza? - Spytała mnie dziewczyna leżąca na podartej kanapie. Jej pstrokate włosy odbijały światło chyba w każdą stronę
-Chcę się wyluzować - Skłamałam. Nie muszą wiedzieć, że poluję na psychicznego morderce-wampira/wiedźmę który nawet może takowym nie być, prawda?
-Masz szczęście, akurat dzisiaj pojawi się trawa, w tajemnicy ci powiem, że ma dla nas nowe zadanie - Dziewczyna musiała być nieźle ujarana, powiedziała mi wszystko a ja nawet nie pytałam! To taka mała wygrana, prawda?
-Tak w ogóle, jestem Penny, a ty? - Pstrokata spuściła głowę z kanapy i uśmiechnęła w moją stronę
-Scar - Powiedziałam krótko i usłyszałam, że zespół zmienia repertuar. Z Nirvany przerzucili się na Three Days Grace.
-I'm Machine I never sleep I keep My Eyes wide open! - Zaczęłam śpiewać wraz z paroma osobami. Cholera, kocham tą piosenkę! Zgrałam się z tymi dzieciakami śmiejąc się, śpiewając i popalając trawkę. I pomyśleć, że Winchesterzy właśnie teraz ślęczą nad książkami! Cała podskoczyłam kiedy ktoś położył lodowatą ręke na moim nagim ramieniu.
-Ktoś nowy, witaj - Powiedział krótką i stanął na scenie przerywając piosenkę. Udawałam, że wciąż bawię się z nastolatkami, mimo iż tak naprawdę przygotowywałam się do nagłej ucieczki, bądź ataku. W jednej chwili wszyscy ucichli i spojrzeli na mężczyznę ubranego w całkiem niezły i zapewne drogi garnitur.
-Kochani, dzisiaj nadszedł wielki dzień - Powiedział do młodzieży i zapewne mnie.
-Tak jak obiecałem, wybiorę pare osób, które zaznają życia wiecznego. Wiecznego, bezproblemowego i wyluzowanego. - Wszyscy zaczęli mu wiwatować, biedne, nieświadome dzieci.
-Trawa teraz przejdzie się miedzy nami. Jeśli cię wybierze, wstań i idź za nim. Będziesz szczęściarą jeśli to zrobi! - Wyszeptała... Penny? Chyba tak miała na imię. Wysoki brunet podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę ręke i pomógł wstać. Jestem jakimś dzieckiem szczęścia, czy co? Najdziwniejsze było to, że nikogo innego nie wziął. Tylko mnie i z dzikim uśmiechem wyszedł trzymając mnie za ręke. Weszliśmy do jego samochodu.

-Jesteś bardzo wyjątkowa, wiesz o tym?

wtorek, 17 marca 2015

ONE SHOT. Dzień, którego Winchesterzy nigdy nie zapomną

Od razu mówię, że jak co to P-R-Z-E-P-R-A-S-Z-A-M. Za feelsy, których nie obiecuję, bo każdy odbiera to inaczej :3  Zaznaczam także 2 inne sprawy
-Każdy Akapit, to inna postać Sam-Dean-John
- Jest to stare opowiadanie z mojego AO3 ( http://archiveofourown.org/works/2564960 )
Do czytania polecam także piosenkę Kansas-Carry on my wayward son w wersji "kołysanki" albo Kansas-Dust In the Wind :')


Dzień zaczynał się zwyczajnie. Mały Sammy wstał o ósmej rano i pobiegł zjeść śniadanie.
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Z samego rana powitał go krzyk ojca, traktował swoich synów jak żołnierzy i większość wpadek kończyła się paskiem, którego Sammy zapamięta do końca życia...
-Przepraszam tatusiu, pójdę się ubrać.- Dzieciak ze smutną miną wrócił po schodach do swojego pokoju. Po drodze zobaczył, że jego starszy brat jeszcze śpi.
-Dean wstawaj! Zaspałeś! Za godzinę masz autobus!- Sammy wskoczył na łóżko budząc swojego ulubieńca.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- Kolejna niemiła niespodzianka z rana, starszy brat warczący na Sama.
-Przepraszam- Szepnął i poszedł do pomieszczenia które służyło mu za sypialnie. W swoim pokoiku chłopiec miał popsute już klocki lego, parę komiksów, łóżko składające się z materaca twardego jak podłoga, koca i poduszeczki. Tapeta odchodziła od ścian, a podłoga skrzypiała. Po śmierci mamy, tatuś już się tak nie przejmował niczym oprócz znalezieniem złego pana który zrobił krzywdę mamusi. Sammy szybko ubrał się w jeansy, szary sweterek i szare trampeczki, które kupił mu starszy brat. Zszedł na dół, do kuchni i zjadł swoją porcje owsianki.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Chłopczyk znał już odpowiedź, ale pytał każdego ranka. Każdego ranka miał cichą nadzieje, że "Dowódca" zmieni się w tatusia, że w końcu będzie mieć chociaż jednego z rodziców. Ojciec posłał mu tylko surowe spojrzenie i poszedł robić coś przy aucie któremu jak to Sammy usłyszał "coś się w silniku spierdoliło". Chłopczyk siedział jeszcze parę minut w kuchni patrząc na miejsce gdzie kiedyś stała mamusia, potem poszedł na dwór bawić się małą czerwoną piłeczką. Podszedł jeszcze raz do swojego "Kaprala".
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- W końcu jego ojciec się przełamie i odpowie "oczywiście syneczku"... Sammy wciąż miał cichą nadzieje.
-Słuchaj mały, ile razy mam ci powtarzać! Zajęty jestem! Idź sobie!- Te słowa skutecznie odgoniły małego Sama, który poszedł kopać swoją małą czerwoną piłeczkę o mur. Chłopczyk za bardzo się zamachnął i piłeczka wyleciała na ulice. Sammy pobiegł aby ją złapać...



Dean obudził się równo z budzikiem. Dźwięk tego "cudownego" wynalazku dzwonił tak mocno, że w końcu wylądował na ścianie. Blondyn nie mógł podnieść się z łóżka po wczorajszym "wypadku". Przez słowo wypadek, myślał o wczorajszych nieudanych łowach i ojcu stojącym nad nim z paskiem w ręku. Nie mógł się ruszyć i już wiedział, że dzisiaj nie pójdzie do szkoły co skutkowało kolejnym laniem. Blizny był coraz większe, było ich coraz więcej. Grube kreski na ciele nastolatka. Tego skórzanego paska blondyn nigdy nie zapomni. Godząc się z wieczornym laniem, zielonooki położył się spać dalej. Nagle poczuł przeszywający ból w plecach. Tam gdzie dostał najmocniej. Został brutalnie obudzony przez młodszego brata.
-Spadaj młody, nie widzisz że jestem chory!- To jedyne kłamstwo na jakie było go stać, chociaż miał ochotę zrobić tak jak rok temu. Wziąć małego Sammiego i uciec. Dostał za to PORZĄDNĄ nauczkę i już nigdy tego nie powtórzy, to było głupie. Zanim wstał, musiał zaczekać aż Mały Sammy wyjdzie z jego pokoju. Pomimo, że potraktował go jak psa, to nadal był jego MAŁY SAMMY, jego jedyny skarb. Kiedy drzwi się zatrzasnęły, Dean chwiejnym krokiem podszedł do szafki, nie rozglądał się zbytnio po pokoju, wszystko brudne, zepsute albo po prostu brzydkie. Wyjął z szafy pierwszy lepszy t-shirt i jeansy, ale zanim je ubrał spojrzał jeszcze na swoje odbicie w połamanym lustrze. Na sam widok lustra przetarł rękę, to on je popsuł, cisnął w nie butem tydzień temu. Spojrzał na swoje wychudzone ciało, całe w śladach, pazury wilkołaka, nóż demona i pasek ojca. Zrezygnował z krótkiego rękawu i założył koszulę. Naciągnął na swoje stopy skarpetki, założył buty i zszedł na dół zrobić sobie śniadanie. Nikogo nie było więc wziął chleb, wyjął masło i szynke. Smarując kanapke usłyszał pisk opon. Spojrzał w okno, przeciął swoją skórę nożem. Wybiegł z domu ale było już za późno...



John znowu nie przespał nocy. Za każdym razem kiedy zamykał oczy miał przed sobą obraz swojej żony. Wszędzie krew i ogień. Wstał koło 5 nad ranem i poszedł do kuchni, zrzucając po drodze każde jej zdjęcie. Każdą jej rzecz. Nie chciał tego widzieć. Tapetę w domu wybierała Mary, panele także. Do dzisiaj będzie pamiętać jak krzyczeli na siebie w sklepie, bo Mary chciała różową tapetę. Tak na siebie krzyczeli, że wokół nich zaczął zbierać się niezły tłum. Ostatecznie zaczęli się śmiać i poszli na kompromis. W całym domu jest różowa tapeta... tak wygląda kompromis w małżeństwie. John się zagapił co w ostateczności skończyło się tym, że spadł z ostatnich dwóch stopni na schodach. Niezbyt go to ruszyło, fakt plecy go bolały, ale to złamane serce dominowało. W końcu złapie tego skurwiela co zabił mu żonę! Dotarł do kuchni, gdzie zabrał się za robienie owsianki dla młodszego synka. Zajęło mu to parę minut gdy nagle Sammy wparował do kuchni. Mimo późnej godziny (jaką stanowiła 8 ) ten dzieciak nadał był w nie ubrany. Tyle razy John powtarzał, że nie wolno im przychodzić na śniadanie w pidżamie!!!
-Znowu przybiegłeś w pidżamie! Ile razy mam ci powtarzać, że zanim zejdziesz mógłbyś się ubrać?!- Wiedział, że za bardzo nakrzyczał na synka. Słabo znosił śmierć swojej żony. Wieczorami szlochał nad jej zdjęciem, popadł nawet w alkoholizm! Ale ucieczka jego synów wybiła mu to z głowy. Usłyszał szybkie "przepraszam" swojego synka. Wybiegł z kuchni. Znowu wystraszył swojego małego synusia. John odwrócił się do blatu. Gorzkie łzy spłynęły po jego nieogolonej twarzy. Usłyszał krzyki braci, ale postanowił to zignorować. Synek wrócił do kuchni po paru minutach już ubrany. Zjadł grzecznie to co ojciec mu zrobił.
-Tatusiu pobawisz się ze mną- Znowu się o to spytał! Od roku John powtarza, że nie ma czasu, a ten dzieciak ciągle się o to pyta. Ojciec nie chciał już na niego krzyczeć więc tylko się na niego spojrzał i wyszedł naprawiać auto. Cholerne klocki hamulcowe! Naprawia je kolejny raz, dobrze że kiedyś był mechanikiem. Był w połowie naprawy kiedy podszedł do niego Sammy.
-Tatusiu, proszę cie. Pokopiesz ze mną piłeczkę?- Po tym pytaniu, John za bardzo wydarł się na syna. Młody odszedł ze łzami w oczach. Serce ojca właśnie zbiło się na jeszcze mniejsze kawałeczki. Minęło 15 minut i samochód wreszcie odpalił. John wsiadł do auta i wyjechał na ulice. Nie ujechał parę metrów gdy nagle samochód podskoczył, a spod kół wyturlała się mała czerwona piłeczka...

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 18

Rzuciłam swoją torbę na jedno z motelowych łóżek, oznaczając je jako moje. W pokoju były także dwa inne, więc kiedy Dean położył swoją na tym samym łóżku spojrzałam na niego groźnie. Nadal byłam zła przez poprzedni incydent.
-Wychodzę się rozejrzeć - Stwierdziłam krótko wychodząc i zostawiając ich bez słowa. Trzasnęłam za sobą dębowymi i obitymi drzwiami idąc w stronę pobliskiego baru.
-Whisky - Skinęłam do barmana siadając za barkiem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu zwracając uwagę na każdego po kolei. Moją uwagę przykuła grupa mężczyzn siedzących przy oknie. Z wyglądu, byli całkiem normalni, tyle że kto normalny siedzi w barze, nic nie pije i nawet się nie odzywa?! Nie mając żadnego innego tropu podeszłam zaczęłam im się przyglądać. Zaczesałam włosy za ucho, żeby lepiej słyszeć, gdyby zdecydowali się odezwać. Po jakimś czasie stwierdziłam, że tu nudne i wstałam poprawiając ubranie
-Barman - Powiedziałam wołając go. Gdy tylko podszedł uśmiechnęłam się i kazałam mu zanieść piwa dla facetów. Odwróciłam się czekając na ich reakcję, ale oni nawet nie spojrzeli na alkohol. Rzuciłam na ladę odpowiednią ilość pieniędzy i wróciłam do motelu dzwoniąc po drodze do Sama i objaśniając mu całą sytuację.
-Scarlett, nie sądzę żeby to był jakiś trop - Odezwał się młodszy Winchester gdy tylko przeszłam przez drzwi.
-Dlaczego? - Spytałam zdziwiona. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to było podejrzane.
-Może… czekali na kogoś?
-W obskurnym barze za rogiem? - Spytałam ironicznie. Dean spojrzał na mnie, wzrokiem mówiąc abym skończyła ten temat.
-Jak chcecie… - Zrobiłam jak mi “kazał” i poszłam się przebrać do łazienki. Wyszłam w czymś podobnym do damskiego garnituru i z odznaką FBI schowaną w kieszeni marynarki.
-Jak sobie chcecie - Warknęłam wychodząc i zostawiając ich bez słowa. Udałam się na komisariat policji. Przechodząc przez park zauważyłam coś dziwnego… jakby… ciało pod wodą?! Podeszłam do brzegu i spojrzałam w dół, dlaczego nie wyczuwałam nic?! Zrzuciłam z siebie marynarkę i nie zważając na ludzi gapiących się wskoczyłam do wody. Teraz już wyraźnie widziałam pod taflą wody młodą kobietę… martwą i osuszoną z krwi. Złapałam ciało za ramię i w pasie wypływając z wody. Kiedy tylko wyszłam na brzeg była tam już policja i karetka. Zabrali ciało a ja wyciągnęłam odznakę i podbiegłam do jednego z umundurowanych mężczyzn.
-Agentka Johanson, które to już? -Spytałam nie owijając w bawełnę. Policjant wyglądał na zdezorientowanego.
-Umm, siódme… w tym tygodniu. Ogólnie dziesiąte - Odpowiedział szybko i wszedł do radiowozu zostawiając mnie mokrą… Zdziwi się gdy będę na komendzie szybciej niż on. W wampirzym tempie pojawiłam się niedaleko komisariatu, żeby nikt się nie domyślił. Weszłam do środka już sucha poprawiając swoje brązowe włosy.
-FBI, Johnson. Proszę do komisarza - Powiedziałam krótko oczekując, że młodzik mnie zaprowadzi.
-Kolejny federalny - Powiedział po cichu przez co się spięłam, ale poszłam za nim. Gdy tylko weszłam do biura zobaczyłam Winchesterów, czyli jednak wzięli się za robotę…
-A o to nasza partnerka, agent...
-Johnson - Wyprzedziłam Deana, wiedząc, że nie zna mojego nazwiska.