wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 5

"Przestań wydzwaniać, przestań wydzwaniać..."
To jedyna rzecz o której mogłam myśleć. Nie, czekaj... Chevrolet. Czarny. Staje naprzeciwko mnie.
-Wsiadaj.-To był ten sam męski głos co w telefonie. Nie widziałam jego twarzy. Odruchowo przekręciłam głową. Byłam na straconej pozycji. Sama na przystanku. W głowie miałam miliony zakończeń tej historii, głównie ja leżąca gdzieś na poboczu z nożem w brzuchu...
-Wsiadaj, bez gadania- Powiedział głos, bardziej niż prośba brzmiało to jak rozkaz
-O-okey- "Co ja robie. Wsiadam do czyjegoś samochodu z przyciemnionymi szybami z nieznanym jej MĘŻCZYZNĄ starszym odemnie." Mój umysł powtarzał to, wysyłał impuls do każdego skrawka mojego ciała, ale ono jak zachipnotyzowane, każdy nawet najmniejszy atom w moim ciele rozkazywał mi wsiąść.
-Wsiadłaś- Powiedział ochryple, nie musiałam na niego patrzeć, byłam pewna, że się uśmiecha.
-Kazałeś- W tym momencie się na niego spojrzałam, w moim spojrzeniu był nie tylko strach ale i ciekawość.
-To dobrze- Powiedział zdejmując okulary. Te oczy. Głęboka zieleń. Rysy twarzy były tak idealne, był przystojny i to bardzo. Musiałam przyjrzeć mu sie bardziej. Ciemne-blond krótkie włosy. Twarz cholernie symetryczna. Miał na sobie koszule, kurtkę skórzaną i jeansy. Zwykłe buty, okulary aktualnie miał założone na włosach, które się miękko pod nimi uginały. Kiedy mu sie bardziej przyjrzałam, stwierdziałam, że jest młodszy niż myślałam. Ja co prawda miałam dopiero siedemnaście lat, ale on wyglądała na jakieś... dwadzieścia? Radio z którego wydobywało sie właśnie AC/DC było jeszcze na kasety. To było dziwne miałam na sobie koszulke tego zespołu a w radio "Higway To Hell"
Nie wróżyło to zbyt dobrze. Autostradą do piekła. Świetnie...
-Kim jesteś? -Spytałam w końcu. Chociarz nie wiem czemu, czułam że go znam.
-Dean -Odpowiedział krótko przystojny nieznajomy.
-Dean, co? - Spytałam jakby śmielej.
-Dean Winchester. Dwadzieścia-trzy lata, zielone oczy, wolny. Coś jeszcze chcesz wiedzieć Scarletto? - Spytał uśmiechając sie. W tym momencie zapomniałam o wszystkim. Z jednej strony ten uśmiech, ale z drugiej coś mnie w nim nie pokoiło, może chodziło o to, że mnie zna? Niewiadomo ile o mnie wie.
-Okej, więc...-Zaczełam nieśmiało rozmowe, co mogłam powiedzieć facotowi z którym gadałam pierwszy raz?
-Więc...- Powtórzył wraz z jego nonszalanckim uśmiechem który od paru minut nie znikał mu z twarzy.
-Więc, dlaczego mnie PORWAŁEŚ?-Spytałam specjalnie podkreślając to słowo.
-Nie porwałem cie, sama wsiadłaś- Punkt dla niego.
-Dlaczego mnie śledziłeś?
-Bo jesteś ważna, potrzebna, wyjątkowa.- Spojrzał sie na mnie, zauważyłam błysk w jego oczach. Nie wróżyło to niczego dobrego.
-Gdzie jedziemy?- Rozluźniłam sie, jestem ważna, dla kogo? Jestem potrzebna, czyli mnie nie skrzywdzi. Jestem wyjątkow, to chyba był poprostu komplement. Rozważałam uderzenie go w twarz...*
-Muzyka ci chyba odpowiada c'nie? -Powędrowałam za jego wzrokiem. No tak, koszulka.
-Tak, ale mógłbyś patrzeć na droge, mam zamiar przeżyć dzisiejszy dzień- Odpyskowałam jak to miałam w zwyczaju.
-To dobrze- Odpowiedział mi, poczym odwrócił wzrok.
-To gdzie jedziemy? Nie odpowiedziałeś mi.-Zagadnełam znowu temat. Skoro już jade z obcym facetem, chce chociarz wiedzieć gdzie.
-Matka wie o tym pasemku? Podoba mi sie- Znowu zmienił temat.
-Wie, nie jestem dzieckiem. Ale nie zmieniaj tematu.- Powiedziałam już troche groźniej. Mimo, że byłam na straconej pozycji nadal miałam swój temperament.
-Spokojnie tygrysico, cofnij sie bo zaraz sie pocałujemy- ta perspektywa nie była wcale taka zła- jedziemy do ciebie, weźmiesz pare rzeczy i pojedziemy do bunkru. Tam czeka na nas pare osób. Tam będziesz bezpieczna.
-Czyli jednak mnie porywasz? To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia!-Wpadłam w panike, on chciał mnie wywieźć do bunkru. Do bunkru?! To już lekka przesada.
-Spokojnie, to wygląda lepiej niż brzmi. To tylko taka nazwa, w środku wybierzesz sobie pokój, pojedziemy na zakupy, udekorujesz go czy co tam dziewczyny zwykle robią...
-A w tej waszej norze hobbita** nie ma żadnej dziewczyny?- Spytałam lekko zdenerwowana
-Jeśli żadnej nie przyprowadze, ale nie bój sie. Nie ma żadnej na stałe. Jestem ja, mój brat, jego chłopak no i teraz Ty.
-Nie powiedziałam jeszcze, że jade!- Oburzyłam sie, nie dość, że najpierw mnie śledził to jeszcze chciał żebym sie do niego wprowadziła. Idiotyzm totalny, co by w takiej chwili powiedział Cas?
-Nie masz wyboru skarbie...- Reszte drogi jechaliśmy bez rozmów. Mijaliśmy różne miejsca po drodze, gospode, dom bliźniaków Twinkle, las i cmentarz ale rozpoznawałam te miejsca. Wkońcu jechaliśmy do mnie. Co moja matka powie na moją wyprowadzke? Zanim zdążyłąm o tym pomyśleć dotarliśmy do mnie.
-Pożegnaj sie, zabierz pare rzeczy. Zaczekam w aucie. Bez żadnych przekrętów bo...- Niedałam mu dokończyć, porwał mnie, grozi mi, chyba jednak nie będziemy dobrymi znajomymi...
-BO CO?!- Spytałam mocno podniesionym głosem
-Uspokój sie, masz 5 minut.- Po tych słowach wyszłam całkowicie oszołomiona i wściekła, moje zielone oczy były pełne gniewu, po lewym policzku spłyneła mi łza. Nie wiedziałam dokładnie czy to z nerwów czy może ze strachu. Otarłam ją wierzchem dłoni, poprawiłam włosy i weszłam do domu.
-Hej mamo, wiesz jak cie kocham prawda?- W tym momencie zrobiłam najsłodszą mine na jaką było mnie stać. Maślane oczka, usta lekko wygięte i rozszerzone źrenice. To zawsze działa.
-Tak tak, co chcesz?- Ale nie na moją mame...
-No więc... Wyprowadzam sie.
-Gdzie? Nie jesteś pełnoletnia!- Matka się oburzyła. Nie dziwne, wkońcu jestem jej córką.
-Mamo, mam urodziny za miesiąc. Jestem pełnoletnia - chociarz jeszcze przedchwilą krzyczałam do Deana, że nie jestem - wyprowadzam się do... do mojego chłopaka!- Powiedziałam chłopaka? No cóż, jak widać to jedyne co w tej chwili przyszło mi na myśl. Matka zaczeła otwierać usta ale zamiast jej wysłuchać poprostu uciekłam do mojego pokoju. Czas sie spakować. Szara torba z różowym napisem "Punk's not dead" była idealna żeby pomieścić wszystkie moje rzeczy. Pare bluzek, jeansy, jakaś bielizna, bluzy, getry, buty, dużo butów, kosmetyki i dwie skórzane kurtki. Tyle mi starczy, reszte musi mi kupić Dean, jak to moja matka powtarzała "Chciałeś panią, rób na nią". Zażuciłam torbe przez ramie i zeszłam na dół. Pożegnałam sie z matką i wróciłam do Impali.
-6 minut i 25 sekund...-Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Czułam jakby czytał mi w myślach
-Co z tego?
-Spóźniłaś się-Odparł, zupełnie aroganckim tonem. Jakby mówił do mnie starszy brat.
-Chrzań sie- Ten tekst pasował idealnie. Porwana, sfrustrowana, sfochana i pyskata. Nic sie nie zmieniło. Nawet w takiej sytuacji.
-Nie pyskuj bo pojedziesz z tyłu. Albo w bagażniku. Wtedy to będzie porwanie- Miałam ochote go uderzyć, znowu, ale żal mi było moim paznokci, mogłyby się połamać na jego twarzy... Chociaż jakbym wygieła trochę ręke...
-Może lepiej sie prześpij- Jego głęboki męski głos wyrwał mnie z mojego pałacu. Tak nazywałam miejsce gdzie odpływam kiedy myśle. Kiedy myśle na przykład o tym, że potrafiłabym przemeblować jego twarz na jakieś miliard sposobów. Arogancki dupek.
-Czemu miałabym iść spać?- Spytałam wkońcu.
-Długa droga przed nami, sądze że jakieś 6 godzin. Śpij, jesteś bezpieczna- Nie musiał mówić nic więcej, odwróciłam głowe w stronę okna i zasnełam...
*Zdanie "pierdo*nąć go w ryj" niezbyt pasowało do jego przystojnej twarzy.
** Bilbo mieszkał w takim cosiu podobnym do bunkru, nie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz