Tydzień po mioch pierwszych łowach miał być mój kolejny pierwszy raz. A dokładniej, pierwszy raz zostane sama w bunkrze.
-Dobra, zrobiłem zakupy, wypożyczyłem pare filmów. Jakby coś się działo, to dzwoń- Po tych słowach przytuliłam Sama, który miał na sobie ciemną koszule w krate, jeansy i torbe z bronią.
-Wiesz gdzie jest broń, prawda?- Spytał mnie Dean jeszcze zanim wyszedł.
-W lodówce, apteczce, 28 schowkach, u mnie w sypialni, u ciebie w sypialni, pod stołem w salonie, W TELEWIZORZE, za prysznicem, pominełam coś?- Uśmiechał sie, kiedy jak dziecko wyliczałam na pallcach.
-Dobrze wiesz, że pominełaś pare miejsc i nie bój się, też zrobiełem zakupy -uśmiech nie znikał mu z twarzy- jakby ci się nudziło to dzwoń. Tu masz nasz adres, uważaj na siebie- Pożegnał się ze mną, ale kiedy chciałam go przytulić poczułam jego usta na policzku. Zrobił to bardzo delikatnie. Chciałam coś powiedzieć ale Sam wychylił głowe zza drzwi.
-Zamknij się od środka Scar, Dean dalej, czekam w aucie. -Wyszli razem. Nadstawiłam ucho. Gdy tylko usłyszałam silnik Impali, aż podskoczyłam z radości, w podskokach zbiegłam do salonu. Dwa dni sama. To będzie niekończonca się impreza. Już chciałam sporządzać liste gości, tak samo jak wtedy, gdy matka wyjechała do luksemburku na tydzien. W ostatniej chwili przypomniało mi się przecież, że jestem w bunkrze. Winchesterzy zabiliby mnie gdybym zdradziła naszą pozycje, ponieważ "nie wolno nam ufać nikomu", jak to zawsze powtarzał Dean. Pierwsze co, to zaczełam szukać alkoholu. Młodszy z braci pochował go kiedy tylko się wprowadziłam "Obojgu wam to dobrze zrobi, ty jesteś niepełnoletnia, a ty... ty jesteś poprostu alkoholikiem" zapamiętałam te słowa, Sammy potrafił być bardzo szczery. Zwłaszcza jeśli chodziło o Deana. Dostałam smsa. "Alkohol jest u Sama pod łóżkiem, nie mów mu że znalazłem ;-)"
-Dean, spadłeś mi z nieba!- Powiedziałam sama do siebie. Wyjełam pare butelek, włączyłam jakąś muzyke i przypomniałam sobie jak to bywało zawsze na dyskotekach. Na początku było sztywno, byłam w końcu sama. Ale po 5 minutach no powiedzmy, że alkohol ma swoje cudowne moce...
-Dobra, zrobiłem zakupy, wypożyczyłem pare filmów. Jakby coś się działo, to dzwoń- Po tych słowach przytuliłam Sama, który miał na sobie ciemną koszule w krate, jeansy i torbe z bronią.
-Wiesz gdzie jest broń, prawda?- Spytał mnie Dean jeszcze zanim wyszedł.
-W lodówce, apteczce, 28 schowkach, u mnie w sypialni, u ciebie w sypialni, pod stołem w salonie, W TELEWIZORZE, za prysznicem, pominełam coś?- Uśmiechał sie, kiedy jak dziecko wyliczałam na pallcach.
-Dobrze wiesz, że pominełaś pare miejsc i nie bój się, też zrobiełem zakupy -uśmiech nie znikał mu z twarzy- jakby ci się nudziło to dzwoń. Tu masz nasz adres, uważaj na siebie- Pożegnał się ze mną, ale kiedy chciałam go przytulić poczułam jego usta na policzku. Zrobił to bardzo delikatnie. Chciałam coś powiedzieć ale Sam wychylił głowe zza drzwi.
-Zamknij się od środka Scar, Dean dalej, czekam w aucie. -Wyszli razem. Nadstawiłam ucho. Gdy tylko usłyszałam silnik Impali, aż podskoczyłam z radości, w podskokach zbiegłam do salonu. Dwa dni sama. To będzie niekończonca się impreza. Już chciałam sporządzać liste gości, tak samo jak wtedy, gdy matka wyjechała do luksemburku na tydzien. W ostatniej chwili przypomniało mi się przecież, że jestem w bunkrze. Winchesterzy zabiliby mnie gdybym zdradziła naszą pozycje, ponieważ "nie wolno nam ufać nikomu", jak to zawsze powtarzał Dean. Pierwsze co, to zaczełam szukać alkoholu. Młodszy z braci pochował go kiedy tylko się wprowadziłam "Obojgu wam to dobrze zrobi, ty jesteś niepełnoletnia, a ty... ty jesteś poprostu alkoholikiem" zapamiętałam te słowa, Sammy potrafił być bardzo szczery. Zwłaszcza jeśli chodziło o Deana. Dostałam smsa. "Alkohol jest u Sama pod łóżkiem, nie mów mu że znalazłem ;-)"
-Dean, spadłeś mi z nieba!- Powiedziałam sama do siebie. Wyjełam pare butelek, włączyłam jakąś muzyke i przypomniałam sobie jak to bywało zawsze na dyskotekach. Na początku było sztywno, byłam w końcu sama. Ale po 5 minutach no powiedzmy, że alkohol ma swoje cudowne moce...
Zadzwonił mój telefon. Dźwięk dzwonka roznosił się po całym bunkrze, ale pytanie brzmiało gdzie?". Gdzie był ten pieprzony telefon? Biegałam po całym bunkrze, ale gdziekolwiek nie szłam AC/DC cichło, przechodząc obok pokoju Deana usłyszałam to wyraźnie. Ale co mój telefon robił w pokoju starszego z braci? Pchnełam drzwi, w pokoju był co prawda porządek, ale telefonu i tak nie mogłam znaleźć. Zajeło mi jakieś 5 minut zanim znalazłam go pod poduszką. Musiałam oddzwonić ponieważ Dean <niezłe wyczucie> dzwonił już dwa razy.
-Scarlett, czemu nie dobierałaś? -Spytał mnie, ale brzmiało to bardziej jakby mnie o coś oskarżał.
-Szukałam telefonu, spokojnie. Po co dzwonisz?
-No, w sumie po nic. Co porabiasz?- Odezwał się już spokojniej, teraz dopiero zrozumiałam, że szeptał.
-Ymm, no wiesz. Chodzę w tą i spowrotem, a ty?
-Nic ciekawego, siedze w szpitalu. Żadna nowość.- To chyba lekka przeginka. Bycie w szpitalu, to nie żadna nowość!
-Co się stało?! I dlaczego szepczesz?
-Zszywali mi ręke, a szepcze bo Sammy usnął na łóżku obok, nic mu nie jest. Jest troche obolały, jednym słowem, łowy udane- Nie musiałam widzieć jego twarzy, poprostu byłam pewna, że sie uśmiechał.- Spokojnie, wrócimy już niedługo, co prawda niechcą nas wypuścić do jutra ale znasz mnie, i tak nas stąd wyciągne.
-Dean, mam do ciebie pytanie- Powiedziałam znienacka, ale usłyszałam dialog między Deanem a pewnie jakąś pielęgniarką
"-Miał pan wypoczywać
-Wiem, wiem maleńka. Zaraz kończe.
-Prosze mi oddać telefon, przeszkadza pan innym pacjentom.
-Nie słyszałem skarg.
-Bo sie pana boją.
-To dobrze, pożegnam się i skończe. Niech ci będzie"
-Wiesz co Scar, musze kończyć.- Blondyn odezwał się do mnie.
-Rozumiem, trzymaj się. Pa- Skończyłam rozmowe, nie to żebym chciała, ale musiałam posprzątać zanim przyjadą. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale był tam jeden wielki syf...
-Scarlett, czemu nie dobierałaś? -Spytał mnie, ale brzmiało to bardziej jakby mnie o coś oskarżał.
-Szukałam telefonu, spokojnie. Po co dzwonisz?
-No, w sumie po nic. Co porabiasz?- Odezwał się już spokojniej, teraz dopiero zrozumiałam, że szeptał.
-Ymm, no wiesz. Chodzę w tą i spowrotem, a ty?
-Nic ciekawego, siedze w szpitalu. Żadna nowość.- To chyba lekka przeginka. Bycie w szpitalu, to nie żadna nowość!
-Co się stało?! I dlaczego szepczesz?
-Zszywali mi ręke, a szepcze bo Sammy usnął na łóżku obok, nic mu nie jest. Jest troche obolały, jednym słowem, łowy udane- Nie musiałam widzieć jego twarzy, poprostu byłam pewna, że sie uśmiechał.- Spokojnie, wrócimy już niedługo, co prawda niechcą nas wypuścić do jutra ale znasz mnie, i tak nas stąd wyciągne.
-Dean, mam do ciebie pytanie- Powiedziałam znienacka, ale usłyszałam dialog między Deanem a pewnie jakąś pielęgniarką
"-Miał pan wypoczywać
-Wiem, wiem maleńka. Zaraz kończe.
-Prosze mi oddać telefon, przeszkadza pan innym pacjentom.
-Nie słyszałem skarg.
-Bo sie pana boją.
-To dobrze, pożegnam się i skończe. Niech ci będzie"
-Wiesz co Scar, musze kończyć.- Blondyn odezwał się do mnie.
-Rozumiem, trzymaj się. Pa- Skończyłam rozmowe, nie to żebym chciała, ale musiałam posprzątać zanim przyjadą. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale był tam jeden wielki syf...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz