środa, 23 lipca 2014

Rozdział 6

Spałam może z dwie/trzy godziny. Miał racje podróż jest długa, byłam skierowana twarzą do szyby dlatego Dean nie zauważył, że nie śpie. Usłyszałam kawałek rozmowy telefonicznej.
"Tak mam ją. Nie. Nie. Siedemnaście. Trzy godziny. W bagażniku. Sama wybierze. Nie, nie pozwalam jej na za dużo. Musze kończyć chyba się budzi. No. Trzymaj się Sammy."
-Nie ładnie jest podsłuchiwać- Odezwał się pierwszy. Czyli jednak zauważył, no trudno. Jego oczy o kolorze głębokiej zieleni był wpatrzone w drogę. Ja za to swoimi bacznie obserwowałam blondyna. Okulary nadal miał założone na swoich włosach, kurtka wyglądała już na podniszczoną, gdzieniegdzie brąz był poprzecierany i przechodził w czerń. Lekko poplamione, ciemne jeansy ale moją uwagę przyciągneła jego koszulka. Jego zakrwawiona koszulka.
-Ty krwawisz!- Ta myśl, która przerodziła się momentalnie w krzyk obudziła mnie całkowicie.
-To nie moja krew- Powiedział ze spokojem Dean, poczym zauważył w moich oczach niezrozumienie.
-Wyglądasz jak szczeniaczek kiedy czegoś nie rozumiesz. To nie jest krew ani moja, ani człowieka. Kiedyś ci to wytłumacze, mamy jeszcze dwie godziny drogi, opowiedz coś o sobie, może chcesz stanąć gdzieś? Na stacji czy coś?
-Tak właściwie to tak, stań na tamtej stacji- Pokierowałam nim, a co ciekawsze, zrobił to. Kiedy tylko samochód się zatrzymał wydostałam się na zewnątrz.
-Nie oddalaj się
-Ide tylko na stacje po coś do jedzenia. Kupić ci coś?-Zapytałam z grzeczności, no i może też tak troche bo nie miałam pieniędzy.
-Tak, placek- Uśmiechnął się i dopowiedział:
-Błagam cię, nie zapomnij. Mój brat zawsze zapomina kupić
-To daj mi coś pieniędzy, bo nic nie wziełam- Tym razem odwzajemniłam ten uśmieszek. Dał mi pare banknotów i poszłam coś kupić. Ale za nim weszłam do sklepu zdążyłam usłyszeć jeszcze jgo krzyk
-Nie zapomnij o placku!- Maniak jakiś, ciekawe co by się stało jakbym nie kupiła, chyba jednak wole nie wiedzieć. W końcu dostałam się do klimatyzowanego budynku, półki były równiótko poukładane, wszędzie były puszki, ciastka, chipsy i misie. Wziełam jakieś ciasto na którym pisało "Apple Pie", po drodze do kasy zgarnełam pare rzeczy, paczke ciastek orzechowych, tymbarka jabłko-arbuz i misia. Tak symbolicznie, Babcia zawsze mi kupywała misie jak gdzieś jechałyśmy. Zaczeło się to po śmierci dziadka gdy miałam 5 lat. W końcu podeszłam do kasy, kolejka nie była długa, dwóch mężczyzn w jeansach i zwykłych T-Shirtach z nadrukami, chyba ze Star Wars. Była także jakaś starsza pani z wnuczką, ale zanim zdążyłam sie napatrzeć, kolejka się skończyła a ja stałam przy kasie.
-Dzień dobry, to wszystko?- Spytał sie mnie sprzedawca, chłopak miał czerwonego irokeza, bardzo wysoko podniesionego. "Tona żelu" pomyślałam, biała koszula a na niej jakiś czarny faruch.
-Tak, to wszystko. Ile płace?- Spytałam się uśmiechając, no bo chyba nie wypada krzyczeć "Porwali mnie!" prawda? No ale cóż, w sumie Dean miał rację, sama wsiadłam.
-23,49 proszę pani- Odwzajemnij mój uśmiech, w innych okolicznościach może bym zaczeła flirtować, albo podałabym mu mój numer. Póki co, podałam mu pieniądze. Niby zostało troche reszty, jakieś 26 zł z groszami, ale zachowałam to dla siebie. Blondyn nie musi o wszystkim wiedzieć. Wyszłam ze stacji na parking, gdzie stał Chevrolet. Podałam Deanowi ciasto, wyglądał jak "dziecko szczęścia" jak to sie mówiło u nas w szkole.
-Dzięki za ciasto, ale przydałoby sie jeszcze piwo, nie sądzisz?- Spytał mnie podczas jedzenia ciasta.
-Nie mam dowodu, sam musisz sobie załatwić alkohol.
-No tak niezbyt, jestem poszukiwany w... paru krajach- Uśmiechnął sie do mnie. Lekko zacinając sie przy liczeniu. Widać podróżuje z kryminalistą, ale postanowiłam nie ciągnąć tematu.
-Prowadzisz, nie możesz pić, chce dotrzeć cało do tego całego bunkru.
-Nie znasz jeszcze moich możliwości dziewczynko- I znowu rozważam uderzeniego go w pyszczek.
-Nie jestem dziewczynką! Mam prawie 18 lat!
-W dziecince mówiłaś, że cytuje "To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia"
-Dziecince? Pozatym to co innego.
-Ale piwa nie możesz kupić...
-No nie, i nie marudź- Odezwałam się, a raczej rozkazałam.
-Od kiedy ty tu żądzisz? To chyba ja cie porwałem, nie?- To moim zdaniem było nie na miejscu, staliśmy na parkingu pełnych ludzi, a on sie przyznał, że mnie porwał <głupie z jego strony>
-Zadarłeś ze złą dziewczyną, chłopcze- Uśmieszek pojawił mi sie na twarzy, Dean też się uśmiechnął po czym podszedł do bagażnika.
-Mam coś dla ciebie. Robi sie zimno więc... prosze, czerwony kapturku- Potym pokazał mi coś co naprawde wyglądało jak... no, to coś co nosił czerwony kapturek. Nigdy nie oglądałam takich bajek...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz