sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 7

Znowu w trasie, jechaliśmy może niecałe 3 godziny i już dotarliśmy do bunkru.
-Zanim wejdziem musimy się jakoś pozbyć tego pasemka, Sammy może marudzić- Odezwał się Dean, wybudzając mnie przy okazji. Bez żadnego słowa, poprostu odczepiłam pasemko. Uroki dopinek. Mimo, że schowałam pasemko do kieszeni, miałam zamiar kiedyś je jeszcze założyć.
-Scar... Jak ty to zrobiłaś?- Spytał zdziwony
-No bo to dopinki, Dean to nic ciężkiego, to naprawde proste
-Dobra, ja wezme twoje bagaże, chodź za mną- Powiedział i podszedł do bagażnika, wyjął moją torbe ale zanim ją zażucił na ramie przyjrzał jej się, "Punk's not Dead" chyba mu nie pasuje. Zielonooki złapał mnie za ręke i pociągnął za sobą do wejścia. Zanim coś powiedziałam, drzwi bunkru się otworzyły i wyszedł jakiś mężczyzna w dłuższych brązowych włosach i <brzydkiej> koszuli.
-Cześć Sammy, co na obiad ?
-Spaghetti, ty jesteś pewnie Scarlett- Mężczyzna sie do mnie odwrócił i uśmiechnął.
-Tak miło mi cię poznać Sam- Wyłapałam jego imie kiedy Dean sie go pytał o obiad.
-A gdzie Gabriel ?- Przypomniałam sobie jak Dean mówił o Sammym i jego chłopaku.
-Wyszedł na zakupy, ale nie będe was trzymał w progu, Dean przesuń sie, panie przodem
-Dziękuje- Odezwałam się i przeszłam.- Szkoda, że Dean jest o tyle starszy a Sammy jest gejem. Przystojni są, mogłabym się wziąść za któregoś z nich. Gdy tylko weszłam, byłam bardzo zaskoczona. Ten bunkier faktycznie nie przypominał nory, ani metalowej skrzynki. Wyglądał jak willa. Wielki salon, korytarze prowadzące pewnie do innych pokoji. Wielki stół na środku salonu miał wymalowaną mape na blacie, dookoła było pare regałów.
-Dobra, pomyszkuj tu troche, wybierz sobie jakiś pokój- Powiedział młodszy brat Deana miłym głosem, było w nim coś przyjaznego, ale zanim ruszyłam do jakiegoś korytarza zatrzymał mnie Dean.
-Ide z tobą- Powiedział władczym głosem, nie miałąm ochoty się kłócić. Przejrzeliśmy jakieś 10 pomieszczeń zanim się zdecydowałam. Większość ścian było szarych, matowych tylko za łóżkiem była "cegłowa" tapeta. Samo łóżko, było dwuosobowe, szarno-biała poduszka i pierzyna idealnie pasowały do ciemnej ramy. Zamiast paneli był duży dywan. Zwykłe biurko, krzesło, czarna kanapa, telewizor na ścianie, ale co najciekawsze, z łóżkiem była wnęka w której było pełno broni. Wkońcu mieszkają tu łowcy. Starszy z braci zdążył mi coś o tym wspomnieć
-Będzie ci coś potrzebne? - Spytał wkońcu Dean, siedząc na kanapie.
-Pare ciuchów, buty, jakieś kosmetyki i co najważniejsze... - Przerwałam i zaczełam się śmiać, ponieważ łowca spadł z kanapy.
-Yhym, wracając do tematu - Powiedział Dean kiedy tylko sam opanowł swój śmiech.
-A no tak, co najważniejsze, pokaż mi gdzie jest kuchnia. - Blondyn zaprowadził mnie do kuchni w której akurat siedział Sammy.
-Mamy sprawe. Grupka demonów w Atlancie. Nic poważnego, Scar może pojedziesz z nami?- Spytał mnie młodszy z braci. Widać było, że przepełniałą go dobra energia. Ona go węcz rozszarpywała. Robił coś na komputerze, ale nagle wyskoczyła ikonka przy zakładce facebook "Gabriel napisał do ciebie wiadomość". Kiedy tylko to zauważył, wziął laptopa i powędrował do swojego pokoju pod pretekstem przebrania się.
-Idealnie, po drodze do Atlanty skoczymy na zakupy, co ty na to?- Szepnął Dean, wysłuchiwał co się dzieje w pokoju Sama, ale słychać było tylko klikanie.
-Albo zrobimy inaczej, znając życie Gabe zaraz się tu pojawi, jedziemy teraz. -Starszy łowca podszedł do pokoju brata, zapukał i poinformował o planie. Gdy tylko ten się zgodził, Blondyn złapał mnie za ręke i wyszliśmy z bunkru. Pojechaliśmy do pobliskiej galerii. Strój na jakiś bal, codzienny, strój FBI <?>, kilka par spodni, jakieś bluzki, kurtki, swetry. Jednym słowem, całą garderobe jaką potrzebowałam. Kiedy tylko kupiliśmy kosmetyki, trafiliśmy do jakiegoś sklepu z butami. Tam zaczął się koszmar Deana.
-Dean! Przynieś mi jeszcze te różowe szpilki. -Krzyknełam do niego, dobrze że łowca miał pełno pieniędzy. Niezbyt mnie interesowało skąd.
-Mierzysz już dokładnie 56 parę butów! Błagam skończ bo się tu zestrzele!
-Nie marudź! Podaj mi to.
-Wolałbym już walczyć z szatanem i powstrzymać apokalipse. ZNOWU!
-Dobra, dobra. Weźmiemy te 23 pary. - Powiedziałam i podeszłam do kasy. Kiedy tylko zielonooki blondyn zapłacił i zaniósł wszystko do impali odetchnął z ulgą. Ruszyli spowrotem do "domu", jeśli można by tak nazwać ten bunkier.
-Więcej nie mogłaś wziąść, c'nie?- Spytał mnie Dean gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju.
-Nie żucaj tego tu! Połóż na kanapie. - Zauważyłam, że Dean chce to wszystko poprostu żucić na podłogę. Po moim trupie! Pobrudziło by się tylko. Noc nie była taka zła, pomijając fakt, że przez pierwsze dwadzieścia-trzy minuty myślałam tylko i wyłącznie o Deanie. Z samego rana pojechaliśmy do Atlanty. Chłopcy znaleźli jakiś motel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe pare dni. Średnio mi się widziało spanie w jednym pokoju wraz ze starszymi mężczyznami, ale nie mogłam marudzić. Dobrze chociaż, że mieliśmy osobne łóżka. Tak myślałam dopóki nie weszłam do środka.
-Dwa łóżka? - Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam zdezorientowana. Chociaż perspektywa spania z Deanem wcale nie była taka zła.
-No nic, ja i ty śpimy razem na podwójnym, Sammy, zajmiesz to drugie?- Odezwał się blondyn. Sam nie spierał się, czułam że coś kombinują. Żaden się mnie nie spytał o zdanie. Chyba muszę sie do tego przyzwyczaić. Młodszy z braci odrazu otworzył torbę i wyjął dwa noże, trzy pistolet i... nóż, ale taki bardzo nietypowy bo był zrobiony z kości...
-Pierwsze ostrze jeśli chcesz wiedzieć. -Dean się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam ten uśmiech, ale mój był taki, niewinny, nie to co jego. Sam wyjął też wode święconą i jakąś kartke którą mi wręczył.
-Egzorcyzm. Naucz sie go, pośle demona tam gdzie jego miejsce, sól je rani, a tym nożem je zabijesz.- Wytłumaczył mi wszystko po koleji. Wpadłam na pomysł.
-Umiecie robić granaty?- Spytałam. Dean się roześmiał a jego wzrok mówił "jeszcze pytasz?"
-To dlaczego nigdy nie połączyliście wody święconej i soli? W czasie gdy oni będą cierpieć łatwiej będzie je egzorcyzmować.- Chłopcy momentalnie sie na mnie spojrzeli, myślałam, że mnie wyśmieją ale usłyszałam tylko jak Sam mówi
-To genialne! Ale nadal nie mamy planu.
-Jak to nie? Wbijamy, mordujemy i spadamy.- Odezwał się zdziwiony Dean. Słaby plan, ale na szczęście mają mnie.
-A może by tak. Mnie nie znają, a w mieście dzisiaj jest podobno jakiś bal. Pójde tam, wezme ich na osobność i ich wysadze.
-Scarletto, jesteś geniuszem!- Powiedział do mnie Sam. Tak, jestem geniuszem. Ale macie racje, podnoście moje ego.
-Bal jest za godzine, mam jakąś sukienke ze sobą. Pójdziecie ze mną ale nikt nie może was zobaczyć.
-Aj aj kapitanie- Odezwał się Dean. Niezbyt podobał mu się plan, ale moim zdaniem to było genialne. Godzine później dotarłam na bal. Pierwsze do czego się dobrałam to był bufet, dośc oczywiste. Szkoda tylko że jedzenie było obrzydliwe.
W końcu zobaczyłam te demony, czterech biznesmenów. Przynajmniej tak mi sie wydawało.
-Przepraszam, jestem Emilia Johnson (tak kazał mi się nazywać Dean), mogłabym panów prosić na chwilkę?- Spytałam totalnie na luzie. Musiałam udawać, że w torebce wcale nie mam dwóch granatów.
-A w jakiej to sprawie?- Spytał jeden z nich.
-Mam do państwa sprawe biznesową, może wyjdziemy na zewnątrz?- Włączyłam swój flirting mode.
-Hmm, no dobrze. Przejdźmy się. - Odezwał się wkońcu jeden, po krótkiej chwili ciszy. Gdy tylko wyszliśmy zobaczył kryjących się da drzewami Winchesterów. Sammy dawał mi znak, że czas. Pomyślałam że fajnieby było mieć swój tekst.
-Adijos biczys!- Krzyknełam i żuciłam granaty. Zza drzew wyskoczył Dean i podobijał demony.
-Gratulacje. Pierwsze udane łowy...


1 komentarz:

  1. Dobry blog i całe to opowiadanie, ale pędzisz z akcją i nie tłumaczysz, Scar od razu tak bez żadnego ale zabija demony, a przecież chłopaki nawet jej nie wytłumaczyli co i jak. Kim są, czym się zajmują i dlaczego ona jest dla nich taka ważna. No sorka, ale będąc w jej sytuacji (dobra padłabym na zawał po ujrzeniu Deana, ale przed tym) chciałabym, aby mi wszystko wytłumaczyli, no bo nie zabiera się tak pierwszej lepszej osoby z domu do bunkra.

    OdpowiedzUsuń