Mijają dni, tygodnie, miesiące. Ciągle miemy nowe sprawy. Czasami tajemnicze zaginięcia, czasami kręgi w polu. Ostatnio nawet, musieliśmy walczyć z wróżkami! Codzienna monotonia mnie zabija. Dni wyglądaja tak samo. Ja siedzę w swoim pokoju, Dean w swoim a Sam w bibliotece. Klne na boga jeśli zaraz coś się nie zmieni to kogoś zabije! Schowałam błękitny notes pod poduszkę i wstałam poprawiając swoją bluzkę. Za drzwiami słyszałam przyśpieszone tętno, wnioskując po zapachu alkoholu, to był Dean.
-Scarlett? Możemy pogadać? - BINGO! Wiedziałam, że to starszy z braci. Podeszłam do drzwi i oparłam się o framugę.
-O czym? - Cisza. Cholerne wyciszone ściany i cholerny supersłuch! Otworzyłam drewniane drzwi i spojrzałam na jego zaniepokojoną mine. Koniec żartów.
-Tak? - Spytałam, ruchem głowy wskazał mi salon. Poszłam tam i usiadłam na kanapie.
-Słuchaj, mineło już sporo czasu odkąd tu jesteś i - Zawieszenie w środku zdania zawsze oznacza coś złego. Popatrzyłam na mojego chłopaka i spojrzałam mu w oczy.
-Chcę ci powiedzieć, dlaczego. Dlaczego cię "porwałem" - Wykrzywił usta w delikatny uśmiech. Słuchałam zaciekawiona, ale Dean zamiast coś powiedzieć spojrzał się za mnie. Usłyszałam trzepot skrzydeł. Czy to naprawde były skrzydła? Widziałam już różne rzeczy ale żeby
-Cas...Castiel? - Ogłupiałam. Mój przyjaciel... mój brat... przecież, wszyscy wierzyli, że nie żyje. Cholera byłam na swoim pogrzebie! Co on tu robił? Podbiegłam do niego i się przytuliłam. O ile można to tak nazwać.
-Ale jak? Dlaczego? Jak ty sie tu dostałeś? - Coraz więcej pytań i coraz mniej odpowiedzi.
-To ci próbuje wyjaśnić. Kochanie, tylko nie bądź zła, okej? - Ręka Winchestera pojawiła się na moim odsłoniętym ramieniu. Zadrżałam mimowolnie.
-Cas, to mój przyjaciel. Jest aniołem, od urodzenia wszystkie istoty nadnaturalne wyczuwały od ciebie jakąś... jakąś aure. Bronił cię od najmłodszych lat. Po twoich 15 urodzinach do twojego miasta zeczęły się zjeżdżać różne potwory. Musieliśmy ingerować. - Cokolwiek mówił potem przestało do mnie docierać. Mój najlepszy przyjaciel był aniołem, a ja byłam jakimś pieprzonym wabikiem na potwory?! Do moich oczu napłynęły łzy. Spojrzałam zaszklonym wzrokiem na prochowiec który Cas dostał odemnie 2 lata temu na urodziny. Całe moje życie, oraz moja przyjaźń z szatynem wydawała się być kłamstwem.
-Dlaczego? - Szepnełam nie chcąc wierzyć we wszystko - Dlaczego?! - Krzyknełam w stronę mężczyzn i nieczekając na odpowiedź pobiegłam do swojego pokoju.
~~*~~
Od incydentu z aniołem mineły już 4 tygodnie. Mimo tego czasu wciąż nie pogodziłam się z Deanem i Casem. Podczas naszej kłótni Sammy odnalazł "idealną" sprawę dla nas, w stanie Wyoming a konkretniej miasteczku Michigan ludzie zaczeli tajemniczo znikać. Odnajdywali się po kilku dniach całkowicie wyssani z krwi. Byliśmy pewni w 100% że to wampiry. Warkot chevroleta zagłuszał nocną cisze szos. Ulice oświetlały różnokolorowe lampy z okazji zbliżających sie świąt.
-Boże narodzenie spędzimy w domu? - Spytałam leżąc na tylnych siedzeniach.
-Domu? Miałaś na myśli naszą podziemną nore?
-Yup - Sammy w odpowiedzi pokiwał głową. Zastanawiałam się nad wysokością choinki kiedy Dean nagle zachamował przy jakimś motelu.
-Ale póki co, musimy pomieszkać tutaj - Wyszliśmy z samochodu kierując się w strone pokoju który jeden z Winchesterów poszedł wynając.
niedziela, 30 listopada 2014
wtorek, 14 października 2014
Rozdział 16
Zgodziłam się, cicho pomrukując na wznak lekkiego niezadowolenia. Wole książki od filmów. Kiedyś nawet należałam do klubu czytelników! Dopóki mnie nie wyrzucili...
-Co oglądamy? - Spytałam rozsiadając się na kanapie w salonie. Wziełam miskę z chipsami i położyłam ją obok siebie, jeśli będzie to jakiś nudny film, przynajmniej będe miała co jeść.
-"Paranormal Acitvity" - Odparł Dean. Stał do mnie tyłem, ale jestem pewna, że się uśmiechał. Zapowiada się świetnie. Cały film przesiedze z zamkniętymi oczyma. Sam początek nie był taki zły. Dopóki jakaś postać nie wyskoczyła prosto w kamere. Wszystko potoczyło się dość szybko; ukazała się postać, podskoczyłam, chipsy wylądowały...wszędzie i dodatkowo wbiłam się w ramie blondyna.
-Wyłącz to! - Krzyknełam przerażona. Tylko drań mógł puścić takie coś dziewczynie!
-Spokojnie, już wyłączam - Wyśmiał mnie. Perfidnie mnie wyśmiał. Spojrzałam prosto w jego zielone oczy i zapuściłam focha. Z czego on się śmieje?!
-Ja tu przeżyłam zawał! - Pisnełam nie mogąc powstrzymać nadal drżenia całego ciała.
-Dobra dobra. Obejrzmy jakiś serial.
~~*~~
Obudziłam się pare godzin później, jeśli wierzyć zegarowi ściennemu. Leżeliśmy na kanapie, poczułam lekki uścisk. Otworzyłam szerzej moje kasztanowe, zaskoczone oczy. Jego silna ręka obejmowała mnie w pasie. Podskoczyłam jak poparzona i zeskoczyłam ze skórzanej kanapy budząc przy tym blondyna.
-Co ty robisz?! - Wrzasnełam zdenerowawana. Na mojej twarzy pojawiły sie rumieńce.
-Co ja robie? To ty sie we mnie wuliłaś. Śliniłaś sie - Roześmiał się chrapliwie. Przetarłam szybko usta aby sprawdzić czy... kurwa. Miał racje.
-Nie mogłeś mnie obudzić?! - Odpyskowałam naburmuszona. Nie dałam mu czasu na odpowiedź. Odwróciłam się poprawiając mój fioletowy top.
-Zresztą nie ważne - Chciałam odejść, jednak złapał mnie za ręke i odwrócił.
-Znowu uciekasz? - Zbliżył się do mnie. Druga ręka Deana spoczeła na moim biodrze.
-Nie uciekam - Spojrzałam na jego usta. Był tak cholernie gorący a jego pełne, lekko zaróżowione usta wręcz zachęcały do pocałunku.
-Więc czego sie boisz? - Nie zrozumiałam o co mu chodzi. Stałam na środku salonu nieporuszając się, dopóki nasze usta się nie złączyły. Wplotłam ręke w jego blond włosy delikatnie je ciągnąc.
-Niczego - Wyszeptałam.
~~*~~
Po tygodniach polować postanowiliśmy się rozerwać. Siedzieliśmy na wysokich, brązowych stołkach barowych. Wpatrywałam się w nich kiedy barman nalewał whisky. Ledwo skończył nalewać Samowi kiedy przechyliłm całą szklanke na raz.
-Trzymajcie tempo chłopcy - Zaśmiałam się tak, że wszyscy w barze mogli mnie usłyszeć.
Dean położył mi ręke na kolanie i splótł nasze dłonie w jedno. Dla wszystkich w barze wyglądaliśmy na zwykłą pare. Dwójka szczęśliwych osób. Nikt nie podejrzewał, że patrzy na wampirzyce i jej CHŁOPAKA łowce. Wyostrzyłam swoje zmysły by usłyszeć o czym rozmawia dwóch mężczyzn siedzących trzy stoliki dalej.
-Zagadaj do niej - Facet w zielonym podkoszulku bezczelnie wpatrywał się we mnie. Odwróciłam głowę i usłyszałam delikatne parsknięcie. Spojrzałam na mężczyzne za barem i pomachałam szklanką.
-Ide coś zjeść - Wypiłam whisky i wstałam. Przeszłam obok mężczyzny w zielonym podkoszulku, przejeżdżając mu ręką po ramieniu. Mieliśmy to już z Deanem opracowane. Podrywam, zabieram na bok i wypijam jego krew. Nie całą, Winchesterzy nie tolerują zabijania...
Wyszłam przez wielkie, drewniane drzwi upewniając się że szatyn idzie za mną.
-Hej maleńka - Tani podryw, ale to ja rozdawałam karty. Złapałam go za rękaw i przycisnełam do ściany w zaułku za barem.
-Nie krzycz - Rozkazałam hipnotyzując go. Moje kły się wydłużyły, wbijając się w jego szyje. Na początku się szarpał nie mogąc wykrztusić słowa. Piłam dopóki nie poczułam jak jego odruchy słabną. Odsunełam się stawiając mu kołnierz kurtki. Zasłonił on idealnie małe ranki, przez co delikatnie sie uśmiechnełam.
-Zapomnij o wszystkim - Rozkazałam poprawiając sobie włosy, zaraz wchodząc do baru. Usiadłam na swoim miejscu i pocałowałam Deana w policzek.
-Co oglądamy? - Spytałam rozsiadając się na kanapie w salonie. Wziełam miskę z chipsami i położyłam ją obok siebie, jeśli będzie to jakiś nudny film, przynajmniej będe miała co jeść.
-"Paranormal Acitvity" - Odparł Dean. Stał do mnie tyłem, ale jestem pewna, że się uśmiechał. Zapowiada się świetnie. Cały film przesiedze z zamkniętymi oczyma. Sam początek nie był taki zły. Dopóki jakaś postać nie wyskoczyła prosto w kamere. Wszystko potoczyło się dość szybko; ukazała się postać, podskoczyłam, chipsy wylądowały...wszędzie i dodatkowo wbiłam się w ramie blondyna.
-Wyłącz to! - Krzyknełam przerażona. Tylko drań mógł puścić takie coś dziewczynie!
-Spokojnie, już wyłączam - Wyśmiał mnie. Perfidnie mnie wyśmiał. Spojrzałam prosto w jego zielone oczy i zapuściłam focha. Z czego on się śmieje?!
-Ja tu przeżyłam zawał! - Pisnełam nie mogąc powstrzymać nadal drżenia całego ciała.
-Dobra dobra. Obejrzmy jakiś serial.
~~*~~
Obudziłam się pare godzin później, jeśli wierzyć zegarowi ściennemu. Leżeliśmy na kanapie, poczułam lekki uścisk. Otworzyłam szerzej moje kasztanowe, zaskoczone oczy. Jego silna ręka obejmowała mnie w pasie. Podskoczyłam jak poparzona i zeskoczyłam ze skórzanej kanapy budząc przy tym blondyna.
-Co ty robisz?! - Wrzasnełam zdenerowawana. Na mojej twarzy pojawiły sie rumieńce.
-Co ja robie? To ty sie we mnie wuliłaś. Śliniłaś sie - Roześmiał się chrapliwie. Przetarłam szybko usta aby sprawdzić czy... kurwa. Miał racje.
-Nie mogłeś mnie obudzić?! - Odpyskowałam naburmuszona. Nie dałam mu czasu na odpowiedź. Odwróciłam się poprawiając mój fioletowy top.
-Zresztą nie ważne - Chciałam odejść, jednak złapał mnie za ręke i odwrócił.
-Znowu uciekasz? - Zbliżył się do mnie. Druga ręka Deana spoczeła na moim biodrze.
-Nie uciekam - Spojrzałam na jego usta. Był tak cholernie gorący a jego pełne, lekko zaróżowione usta wręcz zachęcały do pocałunku.
-Więc czego sie boisz? - Nie zrozumiałam o co mu chodzi. Stałam na środku salonu nieporuszając się, dopóki nasze usta się nie złączyły. Wplotłam ręke w jego blond włosy delikatnie je ciągnąc.
-Niczego - Wyszeptałam.
~~*~~
Po tygodniach polować postanowiliśmy się rozerwać. Siedzieliśmy na wysokich, brązowych stołkach barowych. Wpatrywałam się w nich kiedy barman nalewał whisky. Ledwo skończył nalewać Samowi kiedy przechyliłm całą szklanke na raz.
-Trzymajcie tempo chłopcy - Zaśmiałam się tak, że wszyscy w barze mogli mnie usłyszeć.
Dean położył mi ręke na kolanie i splótł nasze dłonie w jedno. Dla wszystkich w barze wyglądaliśmy na zwykłą pare. Dwójka szczęśliwych osób. Nikt nie podejrzewał, że patrzy na wampirzyce i jej CHŁOPAKA łowce. Wyostrzyłam swoje zmysły by usłyszeć o czym rozmawia dwóch mężczyzn siedzących trzy stoliki dalej.
-Zagadaj do niej - Facet w zielonym podkoszulku bezczelnie wpatrywał się we mnie. Odwróciłam głowę i usłyszałam delikatne parsknięcie. Spojrzałam na mężczyzne za barem i pomachałam szklanką.
-Ide coś zjeść - Wypiłam whisky i wstałam. Przeszłam obok mężczyzny w zielonym podkoszulku, przejeżdżając mu ręką po ramieniu. Mieliśmy to już z Deanem opracowane. Podrywam, zabieram na bok i wypijam jego krew. Nie całą, Winchesterzy nie tolerują zabijania...
Wyszłam przez wielkie, drewniane drzwi upewniając się że szatyn idzie za mną.
-Hej maleńka - Tani podryw, ale to ja rozdawałam karty. Złapałam go za rękaw i przycisnełam do ściany w zaułku za barem.
-Nie krzycz - Rozkazałam hipnotyzując go. Moje kły się wydłużyły, wbijając się w jego szyje. Na początku się szarpał nie mogąc wykrztusić słowa. Piłam dopóki nie poczułam jak jego odruchy słabną. Odsunełam się stawiając mu kołnierz kurtki. Zasłonił on idealnie małe ranki, przez co delikatnie sie uśmiechnełam.
-Zapomnij o wszystkim - Rozkazałam poprawiając sobie włosy, zaraz wchodząc do baru. Usiadłam na swoim miejscu i pocałowałam Deana w policzek.
sobota, 13 września 2014
Rozdział 15
Impala gładko suneła po asfaldzie. Przed nami było jakieś 1 034 mil drogi. W trakcie nudy przeliczyłam, że będziemy jechać jakieś 16 godzin. Mijały sekundy, minuty, godziny. Atmosfera w "dziecince" była strasznie więc zaczełam liczyć drzewa. Jedno...drugie...trzecie...czwarte...sto pięćdziesięte ósme... trzysta dwudzieste czwarte... sześćset piętnaste...
-Skręć w prawo! - Zaczynałam zasypiać kiedy nagle usłyszałam krzyk Sama.
-Nie, w lewo!
-Dean, wywieziesz nas w pole! - Jak każdy wie, nie warto denerwować Deana za kierownicą. Skończyło się jak zawsze. Blondyn depnął hamulec, jego brat lekko się wzdrygnął a ja zostałam wgnieciona w siedzenie przede mną.
-Cholera!- Krzyknełam. Ale Winchesterzy wyjeli mape i zaczeli się nad nią kłócić. To było coś pięknego. Kiedy łaskawie doszli do wniosku, że powinni jechać prosto, ruszyliśmy. Pozostałe 6 godzin jechaliśmy przy dźwiękach AC/DC i Warranta. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce i wynajeliśmy pokój w motelu zabraliśmy się do zbierania informacji. Sam wraz z laptopem ruszył do biblioteki, Dean poszedł "na zwiady" jako agent FBI a ja utknełam w motelu. Wyciągnełam swojego czarnego laptopa z małą zieloną czaszką w rogu i odpaliłam go. Problem polegał w tym, że nie miałam pojęcia na co polujemy.
-Sammy? - Rozmowa telefoniczna była jedynym rozwiązaniem.
-Tak? - Miał słodko zmieniony głos.
-Na co my wogóle polujemy?
-Na jednorożca, musimy kończyć. - Usłyszałam trzy podłużne piknięcia. Rozłączył sie. Poszłam wziąć prysznic, aby po chwili wyszukać w internecie jakichś informacji. Po jakichś 20 minutach, kiedy stałam w samym ręczniku w łazience usłyszałam jak ktoś wchodzi do naszego pokoju.
-Sprawdzasz czy nadal jesteś seksowny? - Spytałam lekko chichocząc jak zabujana nastolatka. Było na czym zawiesić wzrok.
-Co ? Nie ja eee - w tym momencie przypomniałam sobie, że jestem w samym ręczniku. Teraz to ja zrobiłam się czerwona na twarzy i wróciłam do łazienki gdzie miałam naszykowane ubrania.
-Nie śpiesz sie - Usłyszałam zza drzwi ironiczny krzyk blondyna. Wciągnełam na siebie jakieś rzeczy i poszłam szukać informacji na swoim laptopie, unikając rozmowy z Deanem.
-Mam coś! - Sammy był nieźle podekscytowany, prawie wyważył wchodząc drzwi. Kiedy tylko wszystko nam wytłumaczył opracowaliśmy plan. Mieliśmy złapać go w nocy.
~~*~~
Godzina 23:58
Jezioro Pleasant
-Sammy, jesteś pewien? Nie widze tu żadnych oznak koni - Blondyn miał racje. Żadnych kopyt, czy czegokolwiek co możnaby się spodziewać po... jednorożcu?
-Bo pojawią sie dopiero za dwie minuty. Pamiętajcie, zabija sie je jak konie. Minuty nam się dłużyły, aż wkońcu wybiła północ.
-Gotowi?- Spytałam ładując moją broń. Nagle coś poruszyło się za drzewami. Wycelowałam, ale Sam ruchem ręki wskazał, że mam nie strzelać. Stałam i czekałam aż wyskoczy stado jednorożców. Zza krzaków wyszedł mały czarny koń z rogiem o długości jakichś 10 centymetrów. Dean wybuchnął śmiechem.
-Hahaha, odłóżcie tą broń. Co może nam zrobić taki mały, słodki... - Taki mały słodki koń może na przykład wbiec w ciebie. I tak właśnie zrobił, po pary sekundach Starszy Winchester leżał na ziemi, jego brat biegał za źrebakiem a ja starałam się mu pomóc. To nie było tak łatwe jak sie zdawało. Był bardzo szybki, ale w końcu udało nam się go zapędzić w róg i zawiązać mu sznur na szyi. Niczym smycz.
-Mamy cie! Dean spójrz, jaki on uroczy- Rozczuliłam się na jego widok. Nie wyglądał jak potwory na które polujemy.
-Mówiłem że one istnieją! - Sammy także się rozczulił. No w końcu nie nas poskładał mały źrebaczek.
-Taa, bardzo śmieszne, chyba nie myślicie, że wsadzicie go do mojego samochodu! - Kłóciliśmy się jeszcze pare minut, a może godzin? Poczułam nagle jak spod warg wyrastają mi kły. Zgłodniałam, zaczełam nasłuchiwać czy ktoś jest w pobliżu. Szybkim tempem odsunełam się od konia i uderzyłam plecami o drzewo
-Scarlett? Nic ci nie jest? - Sammy chciał podbiec do mnie, ale jego brat go wyprzedził. Ktoś musiał trzymać jednorożca.
-Odsuń sie! - Zdążyłam wykrzyczeć, ale kogo by się posłuchał Dean Winchester?
-Sammy, zabierz stąd... to coś JUŻ! - Wskazał na konia nie słuchając naszych protestów. Młodszy z braci nie miał wyboru i ruszył wraz z koniem do impali.
-Ty też musisz iść, huh, moge zrobić ci krzywde.
-Nie zrobisz - Po tych słowach zdjął kurtkę i odsłonił swoją szyje. Przekręcił głowę abym miała lepszy dostęp. Patrzył mi prosto w oczy, zupełnie jakby mnie błagał abym to zrobiła. Chciałam już zaprotestować, ale skarcił mnie wzrokiem. Zbliżyłam się do jego szyji. Słyszałam pulsującą w jego żyłach krew. Jeszcze chwilę się zastanawiałam, zanim wbiłam w niego kły.
~Trzy tygodnie później~
Sammy się jeszcze nie dowiedział o incydencie który się wydarzył jakiś czas temu. Wraz z Winchesterami opanowaliśmy SŻW "system żywienia wampira"... Głupio to brzmi. Karmie sie kosztem małych zwierzątek, ale wzamian nie krzywdze ludzi.
Ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłam pamiętnik i wplotłam ręke w swoje włosy. Czarny, pozłacany notatnik szybkim ruchem wsunełam pod poduszkę.
-Tak? - Pukanie nie ustępowało... wyciszane ściany. Otworzyłam je i ujżała twarz Deana. Stał za blisko, czułam jego męskie perfumy. Odsunełam się o krok.
-Sammy pojechał spotkać się z Bobbym, pomyślałem, że może... - Skończył swoje zdanie i spojrzał się na mnie, licząc, że zrozumiem.
-Może...? - Lubiłam się z nim drażnić. Rozbawiało mnie to.
-Może, obejrzymy razem, jakiś film?
-Skręć w prawo! - Zaczynałam zasypiać kiedy nagle usłyszałam krzyk Sama.
-Nie, w lewo!
-Dean, wywieziesz nas w pole! - Jak każdy wie, nie warto denerwować Deana za kierownicą. Skończyło się jak zawsze. Blondyn depnął hamulec, jego brat lekko się wzdrygnął a ja zostałam wgnieciona w siedzenie przede mną.
-Cholera!- Krzyknełam. Ale Winchesterzy wyjeli mape i zaczeli się nad nią kłócić. To było coś pięknego. Kiedy łaskawie doszli do wniosku, że powinni jechać prosto, ruszyliśmy. Pozostałe 6 godzin jechaliśmy przy dźwiękach AC/DC i Warranta. Kiedy już dojechaliśmy na miejsce i wynajeliśmy pokój w motelu zabraliśmy się do zbierania informacji. Sam wraz z laptopem ruszył do biblioteki, Dean poszedł "na zwiady" jako agent FBI a ja utknełam w motelu. Wyciągnełam swojego czarnego laptopa z małą zieloną czaszką w rogu i odpaliłam go. Problem polegał w tym, że nie miałam pojęcia na co polujemy.
-Sammy? - Rozmowa telefoniczna była jedynym rozwiązaniem.
-Tak? - Miał słodko zmieniony głos.
-Na co my wogóle polujemy?
-Na jednorożca, musimy kończyć. - Usłyszałam trzy podłużne piknięcia. Rozłączył sie. Poszłam wziąć prysznic, aby po chwili wyszukać w internecie jakichś informacji. Po jakichś 20 minutach, kiedy stałam w samym ręczniku w łazience usłyszałam jak ktoś wchodzi do naszego pokoju.
-Sprawdzasz czy nadal jesteś seksowny? - Spytałam lekko chichocząc jak zabujana nastolatka. Było na czym zawiesić wzrok.
-Co ? Nie ja eee - w tym momencie przypomniałam sobie, że jestem w samym ręczniku. Teraz to ja zrobiłam się czerwona na twarzy i wróciłam do łazienki gdzie miałam naszykowane ubrania.
-Nie śpiesz sie - Usłyszałam zza drzwi ironiczny krzyk blondyna. Wciągnełam na siebie jakieś rzeczy i poszłam szukać informacji na swoim laptopie, unikając rozmowy z Deanem.
-Mam coś! - Sammy był nieźle podekscytowany, prawie wyważył wchodząc drzwi. Kiedy tylko wszystko nam wytłumaczył opracowaliśmy plan. Mieliśmy złapać go w nocy.
~~*~~
Godzina 23:58
Jezioro Pleasant
-Sammy, jesteś pewien? Nie widze tu żadnych oznak koni - Blondyn miał racje. Żadnych kopyt, czy czegokolwiek co możnaby się spodziewać po... jednorożcu?
-Bo pojawią sie dopiero za dwie minuty. Pamiętajcie, zabija sie je jak konie. Minuty nam się dłużyły, aż wkońcu wybiła północ.
-Gotowi?- Spytałam ładując moją broń. Nagle coś poruszyło się za drzewami. Wycelowałam, ale Sam ruchem ręki wskazał, że mam nie strzelać. Stałam i czekałam aż wyskoczy stado jednorożców. Zza krzaków wyszedł mały czarny koń z rogiem o długości jakichś 10 centymetrów. Dean wybuchnął śmiechem.
-Hahaha, odłóżcie tą broń. Co może nam zrobić taki mały, słodki... - Taki mały słodki koń może na przykład wbiec w ciebie. I tak właśnie zrobił, po pary sekundach Starszy Winchester leżał na ziemi, jego brat biegał za źrebakiem a ja starałam się mu pomóc. To nie było tak łatwe jak sie zdawało. Był bardzo szybki, ale w końcu udało nam się go zapędzić w róg i zawiązać mu sznur na szyi. Niczym smycz.
-Mamy cie! Dean spójrz, jaki on uroczy- Rozczuliłam się na jego widok. Nie wyglądał jak potwory na które polujemy.
-Mówiłem że one istnieją! - Sammy także się rozczulił. No w końcu nie nas poskładał mały źrebaczek.
-Taa, bardzo śmieszne, chyba nie myślicie, że wsadzicie go do mojego samochodu! - Kłóciliśmy się jeszcze pare minut, a może godzin? Poczułam nagle jak spod warg wyrastają mi kły. Zgłodniałam, zaczełam nasłuchiwać czy ktoś jest w pobliżu. Szybkim tempem odsunełam się od konia i uderzyłam plecami o drzewo
-Scarlett? Nic ci nie jest? - Sammy chciał podbiec do mnie, ale jego brat go wyprzedził. Ktoś musiał trzymać jednorożca.
-Odsuń sie! - Zdążyłam wykrzyczeć, ale kogo by się posłuchał Dean Winchester?
-Sammy, zabierz stąd... to coś JUŻ! - Wskazał na konia nie słuchając naszych protestów. Młodszy z braci nie miał wyboru i ruszył wraz z koniem do impali.
-Ty też musisz iść, huh, moge zrobić ci krzywde.
-Nie zrobisz - Po tych słowach zdjął kurtkę i odsłonił swoją szyje. Przekręcił głowę abym miała lepszy dostęp. Patrzył mi prosto w oczy, zupełnie jakby mnie błagał abym to zrobiła. Chciałam już zaprotestować, ale skarcił mnie wzrokiem. Zbliżyłam się do jego szyji. Słyszałam pulsującą w jego żyłach krew. Jeszcze chwilę się zastanawiałam, zanim wbiłam w niego kły.
~Trzy tygodnie później~
Sammy się jeszcze nie dowiedział o incydencie który się wydarzył jakiś czas temu. Wraz z Winchesterami opanowaliśmy SŻW "system żywienia wampira"... Głupio to brzmi. Karmie sie kosztem małych zwierzątek, ale wzamian nie krzywdze ludzi.
Ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłam pamiętnik i wplotłam ręke w swoje włosy. Czarny, pozłacany notatnik szybkim ruchem wsunełam pod poduszkę.
-Tak? - Pukanie nie ustępowało... wyciszane ściany. Otworzyłam je i ujżała twarz Deana. Stał za blisko, czułam jego męskie perfumy. Odsunełam się o krok.
-Sammy pojechał spotkać się z Bobbym, pomyślałem, że może... - Skończył swoje zdanie i spojrzał się na mnie, licząc, że zrozumiem.
-Może...? - Lubiłam się z nim drażnić. Rozbawiało mnie to.
-Może, obejrzymy razem, jakiś film?
piątek, 5 września 2014
Rozdział 14
Byłam naprawdę gotowa na najgorsze. Nie martwiłam się już o to, że Dean mnie zabije. Najgorsze o czym teraz myślałam to fakt, że blondyn pewnie mnie nienawidzi. Zamiast coś powiedzieć, Winchester usiadł na kanapie.
- Usiądziesz? - spytał się mnie, słyszałam jak jego głos się załamuje. Nie chciałam bardziej go denerwować więc zajełam miejsce obok.
Nie byłam w stanie patrzeć mu w oczy, zamiast tego zawiesiłam wzrok na szafce. Siedzieliśmy w ciszy przez pare minut, aż zielonooki ją przerwał.
- Chciałaś mnie zostawić? - jego pytanie było przepełnione smutkiem, odpowiedziałam mu ciszą. - Scarlett, spójrz się na mnie. Proszę - z trudem odwróciłam wzrok. Dzieliło nas pare centymetrów, a ja rozpływałam się w zieleni jego oczu. - Nie przeżyłbym jakbyś to zrobiła - chyba mi się przewidziało, ale wydaje mi się, że pojedyncza łza spłyneła mu po policzku.
- Nie mów tak. - nie mogłam znieść tego widoku, zacisnełam dłonie na końcówce mojego swetra. Łowca nic nie odpowiadał. Poczułam, jakby moim psim obowiązkiem było coś zrobić. Wtuliłam się delikatnie w Deana. Odwzajemnił mój uścisk i oparł się o mnie, delikatnie głaszcząc moje włosy.
- Scarlett, jesteś dla mnie wszystkim - nie panowałam już nad niczym, widok załamanego Deana zajmował wszystkie moje myśli.
- Hej, masz jeszcze Sammego
- Tak, ale... ale to coś innego - byłam tuż obok jego serca, poczułam jak moje kły się wydłużają. "Nie, nie, nie! Nie pozwalam!" Dosłownie krzyknełam na siebie w myślach. Nie mogłam go skrzywdzić. Ku mojemu zdziwieniu wszystko wróciło do normy, opanowałam głód i chęć rozerwania tchawicy Deana.
- Scarlett, ja... ja nie rozumiem. Jesteś samolubna, chciałaś się zabić a... a pomyślałaś o mnie? - nie musiałam na niego patrzeć, dobrze wiedziałam, że szlocha.
- Przepraszam, nie chciałam ja.. - nie zdążyłam dokończyć, blondyn przerwał uścisk aby popatrzeć mi w oczy.
- Nie kończ. - po tych słowach zbliżył się do mnie. Nasze usta dzielił jakiś centymetr, czułam jego ciepły oddech. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, delikatnie złapał swoimi wargami moje usta. Zaczeliśmy się delikatnie całować. Podgryzałam jego dolną wargę. Dean rozchylił językiem moje wargi, zaczeliśmy się dotykać językami. Jedną rękę trzymał na moim biodrze, a drugą dotykał mój niedawno jeszcze zapłakany policzek. Wplotłam rękę w jego włosy, ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nagle Dean się odsunął.
- Ja...eee, musze... - wstał i ruszył szybkim tempem zostawiając mnie zdziwioną na kanapie, na której jeszcze przed sekundą sie całowaliśmy.
- Dean... - wyszeptałam w pustke. Usłyszałam jeszcze trzask drzwi, zapewne zamknął się w pokoju. Zanim oprzytomniałam, w salonie znalazł się Sammy.
- Znalazłem sprawę w Pheonix... Scar, wszystko dobrze? - kasztanowe oczy patrzyły się na mnie ze współczuciem. Jeszcze czego?! Nie potrzebowałam niczyjego współczucia!
- Tak! - krzyknełam pełna nienawiści.
Teraz jako wampir moje uczucia były o wiele silniejsze. Gdyby można było, z moich oczu leciał by "płomień nienawiści". Nikt nie powinien tak na mnie działać! Tym bardziej nie Dean Winchester, kobieciarz! Wstałam, a raczej, zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju zostawiając za sobą Sama. Nie wiedziałam kiedy, załączyło mi się wampirze tempo. W niecałą sekunde później byłam już u siebie. Dzięki dźwiękoszczelnym (dla ludzi) ścianom mogłam krzyczeć ile sił w gardle. Krzyczałam jego imie, krzyczałam przekleństwa, krzyczałam... po prostu krzyczałam. Po fali gniewu przyszło osłabienie i smutek. Usiadłam na środku pokoju. Opadłam na dywan.
- Dean... nie... ja, nie powinnam. Nie chce, żaden człowiek nie może... ale ja jestem człowiekiem, nie. Ja jestem... potworem. Maszyną do zabijania - słowa powoli uciekały z moich ust, nie płakałam bo... nie mogłam. Ale przede wszystkim nie mogłam sobie pozwolić więcej na taką sytuacje.
~~*~~
Dean
Podczas pocałunku zrozumiałem co robię. Nie mogłem pozwolić sobie na takie coś. Kocham Scarlett ale... ona będzie przeze mnie cierpieć. Odsunąłem się od niej, wydukałem jakieś zdanie i uciekłem.
Znowu.
Będąc już u siebie zakluczyłem drzwi i oparłem się o nie.
- Cholera - wyszeptałem i zsunąłem się oparty po drzwiach. Opadłem na ziemie. Zostawiłem ją, żeby nie cierpiała. To był błąd, cierpi teraz jakieś tysiąc razy bardziej. Znowu wyszedłem na palanta... znowu, znowu, znowu.
Usłyszałem pukanie. "Może to Scarlett?!" ta myśl postawiła mnie na nogi. Otworzyłem drzwi i ujrzałem mojego brata. Cały entuzjazm zniknął.
- No?
- Co się stało Scar? - to pytanie uderzyło mnie z siłą młotka.
- Nic, nie ważne. Co chesz? - warknąłem mu w odpowiedzi. Nie miałem zamiaru opowiadać młodszemu bratu o tym co zaszło między nimi.
- Znalazłem sprawe w Pheonix. Naprawdę, nie uwierzysz na co będziemy polować. Przynajmniej tak mi się wydaje, poczytałem trochę i - Sammy znowu zaczął przynudzać. Czas mu przerwać.
- No dobra, na co?
- Na jednorożce...
- Usiądziesz? - spytał się mnie, słyszałam jak jego głos się załamuje. Nie chciałam bardziej go denerwować więc zajełam miejsce obok.
Nie byłam w stanie patrzeć mu w oczy, zamiast tego zawiesiłam wzrok na szafce. Siedzieliśmy w ciszy przez pare minut, aż zielonooki ją przerwał.
- Chciałaś mnie zostawić? - jego pytanie było przepełnione smutkiem, odpowiedziałam mu ciszą. - Scarlett, spójrz się na mnie. Proszę - z trudem odwróciłam wzrok. Dzieliło nas pare centymetrów, a ja rozpływałam się w zieleni jego oczu. - Nie przeżyłbym jakbyś to zrobiła - chyba mi się przewidziało, ale wydaje mi się, że pojedyncza łza spłyneła mu po policzku.
- Nie mów tak. - nie mogłam znieść tego widoku, zacisnełam dłonie na końcówce mojego swetra. Łowca nic nie odpowiadał. Poczułam, jakby moim psim obowiązkiem było coś zrobić. Wtuliłam się delikatnie w Deana. Odwzajemnił mój uścisk i oparł się o mnie, delikatnie głaszcząc moje włosy.
- Scarlett, jesteś dla mnie wszystkim - nie panowałam już nad niczym, widok załamanego Deana zajmował wszystkie moje myśli.
- Hej, masz jeszcze Sammego
- Tak, ale... ale to coś innego - byłam tuż obok jego serca, poczułam jak moje kły się wydłużają. "Nie, nie, nie! Nie pozwalam!" Dosłownie krzyknełam na siebie w myślach. Nie mogłam go skrzywdzić. Ku mojemu zdziwieniu wszystko wróciło do normy, opanowałam głód i chęć rozerwania tchawicy Deana.
- Scarlett, ja... ja nie rozumiem. Jesteś samolubna, chciałaś się zabić a... a pomyślałaś o mnie? - nie musiałam na niego patrzeć, dobrze wiedziałam, że szlocha.
- Przepraszam, nie chciałam ja.. - nie zdążyłam dokończyć, blondyn przerwał uścisk aby popatrzeć mi w oczy.
- Nie kończ. - po tych słowach zbliżył się do mnie. Nasze usta dzielił jakiś centymetr, czułam jego ciepły oddech. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, delikatnie złapał swoimi wargami moje usta. Zaczeliśmy się delikatnie całować. Podgryzałam jego dolną wargę. Dean rozchylił językiem moje wargi, zaczeliśmy się dotykać językami. Jedną rękę trzymał na moim biodrze, a drugą dotykał mój niedawno jeszcze zapłakany policzek. Wplotłam rękę w jego włosy, ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Nagle Dean się odsunął.
- Ja...eee, musze... - wstał i ruszył szybkim tempem zostawiając mnie zdziwioną na kanapie, na której jeszcze przed sekundą sie całowaliśmy.
- Dean... - wyszeptałam w pustke. Usłyszałam jeszcze trzask drzwi, zapewne zamknął się w pokoju. Zanim oprzytomniałam, w salonie znalazł się Sammy.
- Znalazłem sprawę w Pheonix... Scar, wszystko dobrze? - kasztanowe oczy patrzyły się na mnie ze współczuciem. Jeszcze czego?! Nie potrzebowałam niczyjego współczucia!
- Tak! - krzyknełam pełna nienawiści.
Teraz jako wampir moje uczucia były o wiele silniejsze. Gdyby można było, z moich oczu leciał by "płomień nienawiści". Nikt nie powinien tak na mnie działać! Tym bardziej nie Dean Winchester, kobieciarz! Wstałam, a raczej, zerwałam się z kanapy i pobiegłam do swojego pokoju zostawiając za sobą Sama. Nie wiedziałam kiedy, załączyło mi się wampirze tempo. W niecałą sekunde później byłam już u siebie. Dzięki dźwiękoszczelnym (dla ludzi) ścianom mogłam krzyczeć ile sił w gardle. Krzyczałam jego imie, krzyczałam przekleństwa, krzyczałam... po prostu krzyczałam. Po fali gniewu przyszło osłabienie i smutek. Usiadłam na środku pokoju. Opadłam na dywan.
- Dean... nie... ja, nie powinnam. Nie chce, żaden człowiek nie może... ale ja jestem człowiekiem, nie. Ja jestem... potworem. Maszyną do zabijania - słowa powoli uciekały z moich ust, nie płakałam bo... nie mogłam. Ale przede wszystkim nie mogłam sobie pozwolić więcej na taką sytuacje.
~~*~~
Dean
Podczas pocałunku zrozumiałem co robię. Nie mogłem pozwolić sobie na takie coś. Kocham Scarlett ale... ona będzie przeze mnie cierpieć. Odsunąłem się od niej, wydukałem jakieś zdanie i uciekłem.
Znowu.
Będąc już u siebie zakluczyłem drzwi i oparłem się o nie.
- Cholera - wyszeptałem i zsunąłem się oparty po drzwiach. Opadłem na ziemie. Zostawiłem ją, żeby nie cierpiała. To był błąd, cierpi teraz jakieś tysiąc razy bardziej. Znowu wyszedłem na palanta... znowu, znowu, znowu.
Usłyszałem pukanie. "Może to Scarlett?!" ta myśl postawiła mnie na nogi. Otworzyłem drzwi i ujrzałem mojego brata. Cały entuzjazm zniknął.
- No?
- Co się stało Scar? - to pytanie uderzyło mnie z siłą młotka.
- Nic, nie ważne. Co chesz? - warknąłem mu w odpowiedzi. Nie miałem zamiaru opowiadać młodszemu bratu o tym co zaszło między nimi.
- Znalazłem sprawe w Pheonix. Naprawdę, nie uwierzysz na co będziemy polować. Przynajmniej tak mi się wydaje, poczytałem trochę i - Sammy znowu zaczął przynudzać. Czas mu przerwać.
- No dobra, na co?
- Na jednorożce...
sobota, 23 sierpnia 2014
ONE SHOT
"DZIENNIK WINCHESTERA"
Angst
27.04.14
"Nie mam bladego pojęcia po co to robię, zacząłem od robienia listy zakupów, a teraz pisze ten pierdolony dziennik. Ja nawet nie czytam książek! Dobra, zacznę od początku. Nie będe tu pisał poematów, bo do kurwy nędzy nadal jestem sobą. Dzisiaj rano stało się coś dziwnego, a tym dziwnym czymś był fakt, iż się obudziłem. Cholera! Pamiętam moją śmierć! Pamiętam jak błysneło ostrze, które miał w ręce ten kurdupel Metatron. Pamiętam jak dobiegł do mnie mój mały Sammy. Pamiętam moje ostatnie słowa, a na końcu ciemność. Myślałem, że to koniec. Kurwa! To powinien być koniec! Kiedy już szykowałem plan ucieczki zobaczyłem osobę, której się najmniej spodziewałem; stała przede mną nasza mama. Miała na sobie zwykłą niebieską sukienkę do kolan i sandały. Zacząłem krzyczeć jak małe dziecko "mamo, mamusiu", ale ona powiedziała tylko "obiecałeś bronić swojego brata, masz jeszcze parę spraw na ziemi". Potem obudziłem się na łóżku jak nowy. Z tym, że miałem w ręce pierwsze ostrze i CHOLERNE CZARNE ŚLEPIA!! Starałem się je ukryć, ale na widok Sama w kuchni jakoś tak, same wyskoczyły. Hah, tej miny nie zapomnę do końca życia. Po jakichś dwóch, trzech godzinach tłumaczeń Crowleya, dlaczego do kurwy nędzy jestem demonem, ten sukinsyn poprosił mnie o pomoc! Dobrze, że przypomniałem sobie jak świetnie wyglądam w koronie. Czas na zmiay w piekle...
30.04.14
"Mineły trzy dni odkąd stałem się demonem. Myślałem że będze gorzej. Na początku kiedy zdegradowałem Crowleya, a sam objąłem władze było dość dziwnie tam na dole. Co prawda, demony mnie słuchają i są lojalne, ale nie w tym tkwił problem. Piekło nie wyglądało tak jakbym chciałem. Las a w samym jego środku mały domek, kiedy wszedł tam jakiś grzesznik, jak to tłumaczył mi jakiś czarnooki, trafiał prosto do klatki. Jeżeli był to ktoś, kto sprzedał dusze, trafiał tam gdzie ja kiedyś. Musiałem to zmienić. Teraz jest tam o wiele... ładniej? Wisząca w powietrzu skała, na niej wielki zamek wraz z mostem zwodzonym z wyrytym napisem "Welcome to the Hell". Na wieżach stały demony pilnujące, aby żadna dusza się nie wydostała. Usłyszałem parę rozmów typu "tak jest lepiej" albo "nareszcie w domu!". Zamek w środku to wiecie; parę "wystawnych" klatek po bokach, czerwony dywan, i wielki żelazny tron, na którym siedze oczywiście JA. Obok mnie siedzi Fabi, mój ogar. Mam własnego ogara, to jest zajebiste!"
08.05.14
"Spotkałem się dzisiaj z Sammym. Nadal jest łowcą. I dobrze. Chociaż denerwuję mnie momentami, kiedy odsyła moje demony. Pogadaliśmy, napiliśmy się troche w barze. Nawet pojechaliśmy zabić parę wampirów w Nowym Orleanie. Potem wziąłem go do mojego królestwa. Oprowadziłem go, oczywiście demony czasami posykiwały, ale Sam ich nie zabił. Nie martwiłem się nawet, że Samowi się coś stanie. Moje demony są zbyt lojalne. Po tym jak go oprowadziłem, mój młodszy brat zaczął bawić się z Fabią. To zabawne widzieć swojego małego braciszka bawiącego się z Piekielnym Ogarem. Bycie królem ciemności ma swoje plusy. Często trafiają do nas jakieś dziwki, cholera. Dzisiaj trafiła do nas zajebista brunetka. Powiem tyle, właśnie leżę z nią w mojej wielkiej sypialni, zanim Lora? Lara? Lena? Nie pamiętam jak ma na imię, w każdym razie zanim ta piękność sie obudzi będzie już w swojej klatce. Zabójstwo pięciu mężczyzn za zdradzanie. Troche to ironiczne. Zaraz czeka na mnie trochę księgowości, brakuje mi młodszego braciszka. Sammy by się tym zajął".
29.06.14
"Cholera, nie mam czasu prawie na nic! Księgowość, papiery, łowcy, demony, pakty, ogary. Cyfry, literki, znaczki... wszystko mi się zaczyna mieszać. Czas płynie tu inaczej, ale ja nadal odczuwam ten "ziemski". Czytałem moje poprzednie wpisy. Od kiedy ja do cholery tak czule nazywam te poczwary?! Moje demony. Coś się we mnie zmienia. Odwiedziłem dzisiaj Castiela... Porozmawialiśmy trochę siedząc naprzeciw siebie (na łóżku) w jakimś obskurnym motelu. Po paru minutach Cas wstał i podszedł do okna. Padało. Małe krople uderzały o szybe, to było wkurwiające zwarzając na to co planowałem. Podszedłem do niego i złapałem go od tyłu za biodra. Ahh, kiedy się odwrócił byliśmy tak blisko siebie, że widziałem swoje odbicie w jego błękitnych, zdziwionych oczach. Przyciągnąłem go, jedną ręke wkładając mu za koszulkę i gładząc po plecach. Drugą nadal trzymałem na jego biodrach, wtedy mój anioł odchylił głowę, co pozwoliło mi na całowanie go po szyi. Nie będę się rozpisywał na temat jaka delikatna była jego skóra. Podniosłem go i zaniosłem na łóżko; zdjąłem swoją kurtke i bluzke, on (z moją pomocą) zdjał płaszcz, krawat i koszule. Castiel siedział na łóżku, a ja stałem naprzeciw niego, zaczął mi rozpinać pasek... reszty nawet głupek by się domyślił. Powiem po prostu, że ten dzień uznaje za udany i będe go wspominać go końca życia".
18.05.15
"Skrzywdziłem go...Skrzywdziłem mojego małego aniołka. Właściewie, nie zrobiłem mu nic własnoręcznie, ale to z mojej winy Cas... Ja nie wyrabiałem! Mnóstwo papierów! Musiałem zatwierdzić parę rzeczy...Moje demony są lojalne...Musiałem napisać swoje nazwisko...Wydałem na niego wyrok...Nie przeczytałem nazwiska! Boże, dlaczego akurat Castiel?! Dlaczego nie jakiś zwykły człowieczek! Dlaczego akurat ten wyrok podpisałem? Mój mały aniołek rozszarpywany przez Piekielne Ogary. Przez moją Fabi...Mam tego dość"
01.01.20
"Ten wpis jest ważniejszy od wszystkich innych. Chcę przeprosić wszystkie dusze, które uwięziłem, wszystkich ludzi, których zabiłem. Ale najważniejsze...Mój aniołku...Ja..."
Tego wpisu Dean nie dokończył. Wielka łza spłyneła na kartkę rozmazując atrament. Władca miał dość własnego królestwa. Winchester odłożył dziennik na środek swojego wielkiego łóżka na którym znajdowała się czerwona, aksamitna pościel i parę puchatych poduszek. Jednym pstryknięciem pojawił się na swoim ulubionym fotelu w bukrze. Naprzeciw niego siedział Sammy.
- Cześć Dean! Jak ta...Dean? Czy ty płaczesz? - głos młodszego brata nigdy nie wywiercał mu takiej dziury w brzuchu. Pokazał Samowi, że jego starszy brat pękł.
- Sammy...Mam, mam do ciebie prośbę.. - odezwał się w końcu po paru minutach. Musiał robić przerwy między wyrazami aby złapać oddech.
-Dean, dla ciebie wszystko - młodszy brat chyba naprawdę nie spodziewał się co starszy z Winchesterów ma zamiar zrobić. Ale Dean zamiast coś powiedzieć, podał Samowi kartkę. Zwykłą, wymiętoloną białą kartkę. Łowca ją otworzył, przeczytał w myślach tylko jedno słowo...Łzy napłynęły mu do oczu. Już wiedział, co jego brat planuje. Sammy chciał się odezwać, ale słowa utknęły mu w gardle.
-Sammy...Proszę. Nie wytrzymam tego dłużej. Sześć lat to za dużo, nawet dla mnie - świetnie. Dean Winchester. Postrach wszystkiego co chodzi, lata, pływa lub pełza. Zawiódł swojego młodszego brata Sama...Zawiódł swojego kochanka Casa...Zawiódł matkę Mary...Swojego ojca Johna...Wujka Bobbiego...Dean Winchester zawiódł wszystkich.
- Nie mogę ci tego zrobić - Teraz nawet młodszy Winchester się rozpłakał. Obaj wstali, Sam wtulił się w swojego brata. Nie chciał tego, ale nie chciał także skazywać go na dalsze cierpienie. Starszy Winchester gładził Sama po włosach uspokajając go.
-Spokojnie Sammy, nie płacz. Wiem, że to dla ciebie za wiele, ale proszę cię...- staneli naprzeciwko siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy. Głęboka szklana zieleń, którą Sam zawsze będzie mieć już przed oczami, oraz zapłakany brąz, który nigdy nie opuści pamięci Deana. Żadnego z nich ten obraz nigdy nie opuści. Oboje wiedzieli co zaraz nastąpi. Dean otarł łzy i uśmiechnął się do brata. Zdążył jeszcze szepnąć "Będzie dobrze", po czym zamknął oczy. Młodszy Winchester pare razy otwierał i zamykał usta zanim wydusił z siebie
- Exorcizamus te..
piątek, 22 sierpnia 2014
Rozdział 13
Rozpłakałam się, JA, SCARLETT WHITE rozbeczałam się jak dziecko. Nie chodziło już o samo jedzenie. Do cholery! Byłam kreaturą na którą zawsze polowaliśmy. Byłam maszyną do zabijania! Nie chciałam dłużej tak żyć, zbiegłam na dół i naładowałam pierwszy lepszy pistolet. Usiadłam w kącie a łzy znowu spływały mi po policzkach. "Zawiodłaś wszystkich, mame, tate, Castiela, Sama i Deana. Zawiodłaś Deana. Zasługujesz na śmierć!" Te słowa ciągle powracały, wciąż bębniły w mojej głowie. "Zawiodłaś, zawiodłaś, zawiodłaś..."
Bracia Winchester i Gabriel pobiegli jak najszybciej do piwnicy. Konkretniej do "zbrojowni" gdzie trzymali broń. Szybko odnaleźli przyczyne głośnego huku. Na samym końcu w rogu siedziała jakaś skulona postać, Samowi pare sekund zajeło zanim krzyknął.
-Scarlett?! - Siedziałam tam, wpół śmiejąc się, a wpół płacząc. Podniosłam wzrok kiedy usłyszałam swoje imie, z mojej klatki piersiowej sączyła się krew. Ciemniejsza od ludzkiej, ale wciąż krew.
-Huh, pocisk ze srebra zmieszanego z solą. Ugh, boli jak cholera, ale najwidoczniej nie działa - Prawda, ból przeszywał całą pierś, musiałam jak najszybciej pozbyć się pocisku. Dean pierwszy do mnie podbiegł. Objął mnie swoimi ramionami, poczułam jak cały świat się rozpływa. Byłam tylko ja i on...
Obudziłam się pare godzin po całym zajściu, pamiętałam wszystko jak przez mgłe. Kuchnia, zejście do piwnicy, broń, pocisk i... Szybko dotarło do mnie co zrobiłam, złapałam się za miejsce, gdzie powinna się znajdować mała rana, ale jej tam nie było. Najwidoczniej któryś z Winchesterów wyjął pocisk. Resztą zajeła sie szybka regeneracja. Opadłam znów na łóżko, czarne poduszki delikatnie uginały się pod moim ciężarem.
-Myślisz, że już się obudziła?
-Nie Dean, daj jej jeszcze troche czasu, straciła sporo krwi.
-Mam nadzieje, że nic jej nie jest
Usłyszałam kawałek rozmowy prowadzonej jakieś trzy pokoje dalej. Nie zastanawiałam się nad tym, od razu ruszyłam do salonu. Otworzyłam drzwi mojego pokoju i szłam przed siebie. Kiedy tylko Winchesterzy usłyszeli moje kroki ich puls przyśpieszył. Tak jakby coś ukrywali.
-Scar - Głos Sama był niezwykle spokojny - Dlaczego?
-Co dlaczego? - Nie miałam ochoty prowadzić tej rozmowy, odwlekałam to najdłużej jak mogłam.
-Dlaczego TO zrobiłaś?! - Spokój Deana, jak każdy wiedział, ma swoje granice. Jak widać, właśnie je znalazłam.
-Spójrzcie na mnie. Nic nadzwyczajnego, prawda? Na pierwszy rzut oka nie widać nic, ale ja to czuje. Kły wyrastające spod warg nie są nawet takie złe, gorszy jest głód. Patrze na was, słysze wasz puls, słysze jak płynie wasza krew. Walcze z tym aby się na was nie rzucić! - Nigdy specjalnie nie byłam rykwą, ale łzy znowu pojawiły się na moich policzkach. Cholera jasna jestem potworem!
-Sammy, zostawisz nas? Prosze - To nie zapowiadało się zbyt dobrze. Kiedy w pomieszczeniu znajdował się młodszy Winchester, jego brat był spokojniejszy. Bo przecież, rzucanie butelkami, przeklinanie i machanie rękami było dość normalne jak dla blondyna. Sam nic nie mówiąc poszedł do biblioteki, przechodząc obok mnie szepnął jeszcze "powodzenia", poczym zniknął z mojego pola widzenia.
Bracia Winchester i Gabriel pobiegli jak najszybciej do piwnicy. Konkretniej do "zbrojowni" gdzie trzymali broń. Szybko odnaleźli przyczyne głośnego huku. Na samym końcu w rogu siedziała jakaś skulona postać, Samowi pare sekund zajeło zanim krzyknął.
-Scarlett?! - Siedziałam tam, wpół śmiejąc się, a wpół płacząc. Podniosłam wzrok kiedy usłyszałam swoje imie, z mojej klatki piersiowej sączyła się krew. Ciemniejsza od ludzkiej, ale wciąż krew.
-Huh, pocisk ze srebra zmieszanego z solą. Ugh, boli jak cholera, ale najwidoczniej nie działa - Prawda, ból przeszywał całą pierś, musiałam jak najszybciej pozbyć się pocisku. Dean pierwszy do mnie podbiegł. Objął mnie swoimi ramionami, poczułam jak cały świat się rozpływa. Byłam tylko ja i on...
Obudziłam się pare godzin po całym zajściu, pamiętałam wszystko jak przez mgłe. Kuchnia, zejście do piwnicy, broń, pocisk i... Szybko dotarło do mnie co zrobiłam, złapałam się za miejsce, gdzie powinna się znajdować mała rana, ale jej tam nie było. Najwidoczniej któryś z Winchesterów wyjął pocisk. Resztą zajeła sie szybka regeneracja. Opadłam znów na łóżko, czarne poduszki delikatnie uginały się pod moim ciężarem.
-Myślisz, że już się obudziła?
-Nie Dean, daj jej jeszcze troche czasu, straciła sporo krwi.
-Mam nadzieje, że nic jej nie jest
Usłyszałam kawałek rozmowy prowadzonej jakieś trzy pokoje dalej. Nie zastanawiałam się nad tym, od razu ruszyłam do salonu. Otworzyłam drzwi mojego pokoju i szłam przed siebie. Kiedy tylko Winchesterzy usłyszeli moje kroki ich puls przyśpieszył. Tak jakby coś ukrywali.
-Scar - Głos Sama był niezwykle spokojny - Dlaczego?
-Co dlaczego? - Nie miałam ochoty prowadzić tej rozmowy, odwlekałam to najdłużej jak mogłam.
-Dlaczego TO zrobiłaś?! - Spokój Deana, jak każdy wiedział, ma swoje granice. Jak widać, właśnie je znalazłam.
-Spójrzcie na mnie. Nic nadzwyczajnego, prawda? Na pierwszy rzut oka nie widać nic, ale ja to czuje. Kły wyrastające spod warg nie są nawet takie złe, gorszy jest głód. Patrze na was, słysze wasz puls, słysze jak płynie wasza krew. Walcze z tym aby się na was nie rzucić! - Nigdy specjalnie nie byłam rykwą, ale łzy znowu pojawiły się na moich policzkach. Cholera jasna jestem potworem!
-Sammy, zostawisz nas? Prosze - To nie zapowiadało się zbyt dobrze. Kiedy w pomieszczeniu znajdował się młodszy Winchester, jego brat był spokojniejszy. Bo przecież, rzucanie butelkami, przeklinanie i machanie rękami było dość normalne jak dla blondyna. Sam nic nie mówiąc poszedł do biblioteki, przechodząc obok mnie szepnął jeszcze "powodzenia", poczym zniknął z mojego pola widzenia.
wtorek, 19 sierpnia 2014
Rozdział 12
Puls Deana ciągle przyśpieszał, co oznaczało że się czymś denerwował. Jego mina wskazywała na to, że prowadzi właśnie jakąś wymiane zdań w swojej głowie.
-Dean, ja przepraszam. Nie chciałam tego zrobić, to tak poprostu... wyszło. Wiem, że nie przywróce życia tej dziewczynie, ale ja naprawde niechciałam! - Postanowiłam zacząć, ale w miare jak słowa uciekały mi z ust, tak łzy uciekały mi z oczu. Wreszcie spojrzał mi w oczy. Nie widziałam nienawiści, był tam tylko żal i smutek.
-Nie Scar, ja cię w to wciągnąłem. To moja wina, przepraszam. Krew tej dziewczyny jest na moich rękach. - Spojrzał na mnie, serce mi się dosłownie krajało. Przypominało mi to, moment w którym Sammy musiał zabić swoją przyjaciółkę, bo zmieniła się w arachne*.
-Przestań - Musiałam to przerwać - To nie jest twoja wina, tak poprostu wyszło, może i jestem niepoprawną optymistką, ale polowania będą szły o... Dean, moge z wami jeszcze polować, tak? - Na początku podobała mi się wizja szybkich polowań, ale blondynowi nie było do śmiechu.
-Jesteśmy rodziną, oczywiście, że tak. - Po tych słowach łowca odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Jak zwykle uciekał od emocji. Ja także pobiegłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i założyłam słuchawki, które leżały zgniecione pod aksamitną poduszką. Puściłam pierwszą lepszą piosenkę, trafiając na "Warrant-Cherry Pie". Mimo dynamicznej i rockowej melodii, łzy i tak napływały z coraz większą siłą. Może to efekty przemiany, a może Deana? Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Zakryłam oczy leżącą obok poduszką i krzyczałam w nią, trwałoby to pewnie dłużej niż 24 minuty gdybym nie zgłodniała. To się niestety nie zmieniło, nadal mój żołądek odzywał się co pare minut. Wstałam odkładając moje ulubione czarne słuchawki i powlekłam się do kuchni. Kiedy tylko tam trafiłam, wyjełam moj ulubione składniki; biały chleb i nutella. Pare minut później przeżuwałam już moje ulubione danie które smakowało jak... Cholera smakowało inaczej! Rzuciłam to obrzydliwe danie spowrotem na stół.
-Boże, dlaczego?! - To było dobre pytanie, jako "ta istota" nic już nie smakowało tak dobrze jak ten cudowny, szkarłatny płyn...
~~*~~
W pokoju Sama ( Krótkie coś specjalnie dla Laury <3 )
-Jak myślisz, o czym rozmawiają? - Sam był naprawde zaciekawiony. Fakt, że Scarlett jest wampirem był przerażający ale interesujący. Gabriel usiadł na łóżku obok bruneta.
-Spokojnie, nic im nie będzie. Ale coś dobrego wynikło z tej sytuacji, nieuważasz? - Ręka anioła wylądowała na udzie łowcy.
-Co takiego? - Spytał zdziwiony Sam. Co dobrego mogło wyniknąć z tej sytuacji? Gabriel pochylił się nad Sammym.
-Jesteśmy wreszcie sami - Mruknął mu do ucha poczym popchnął łowce na łóżko. Ich usta złączył się w długim pocałunku. Najpierw delikatnie. Gabriel rozsunął wargi Sama swoim językiem, całowali się co chwile podgryzając sobie wargi, potem coraz bardziej łapczywie.
-Dzisiaj jesteś tylko mój - Powiedział przerywając na chwile pocałunek. Łowca uśmiechnął mu się prosto w usta
-Jak sobie życzysz, mój aniele. - Sammy wplątał ręke w Gabrielowskie włosy łącząc znowu ich usta w długim pocałunku. Przerwał im głośny huk, wybiegli z pokoju...
*Arachne ma ludzką postać, ale owadzie możliwości (sposób widzenia czy poruszania się i więzi swe ofiary w sieci przypominającej kokon. Można je zabić jedynie odcinając mu głowę.W mitologii greckiej Arachne była córką farbiarza Idmona z Lidii. Jej pycha i wysokie
mniemanie o sobie (uważała się za lepszą tkaczkę od Ateny) rozgniewały boginię, która
wyzwała ją na pojedynek. Atena utkała wizerunki bóstw Olimpu, zaś Arachne równie piękne przedstawienie związków miłosnych pomiędzy bogami i śmiertelnicami. Rozzłoszczona
Atena rozdarła płótno Arachne i zaczęła bić ją czółnem tkackim. Zrozpaczona dziewczyna powiesiła się. Bogini widząc to, poczuła smutek i zamieniła sznur, na którym Arachne się powiesiła w pajęczą nić, zaś Arachne w pająka. Arachne była ponoć uczennicą Ateny. Od słowa "arachni" wzięła się arachnologia, nauka zajmująca się pająkami, oraz arachnofobia,czyli lęk przed pająkami.
-Dean, ja przepraszam. Nie chciałam tego zrobić, to tak poprostu... wyszło. Wiem, że nie przywróce życia tej dziewczynie, ale ja naprawde niechciałam! - Postanowiłam zacząć, ale w miare jak słowa uciekały mi z ust, tak łzy uciekały mi z oczu. Wreszcie spojrzał mi w oczy. Nie widziałam nienawiści, był tam tylko żal i smutek.
-Nie Scar, ja cię w to wciągnąłem. To moja wina, przepraszam. Krew tej dziewczyny jest na moich rękach. - Spojrzał na mnie, serce mi się dosłownie krajało. Przypominało mi to, moment w którym Sammy musiał zabić swoją przyjaciółkę, bo zmieniła się w arachne*.
-Przestań - Musiałam to przerwać - To nie jest twoja wina, tak poprostu wyszło, może i jestem niepoprawną optymistką, ale polowania będą szły o... Dean, moge z wami jeszcze polować, tak? - Na początku podobała mi się wizja szybkich polowań, ale blondynowi nie było do śmiechu.
-Jesteśmy rodziną, oczywiście, że tak. - Po tych słowach łowca odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Jak zwykle uciekał od emocji. Ja także pobiegłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i założyłam słuchawki, które leżały zgniecione pod aksamitną poduszką. Puściłam pierwszą lepszą piosenkę, trafiając na "Warrant-Cherry Pie". Mimo dynamicznej i rockowej melodii, łzy i tak napływały z coraz większą siłą. Może to efekty przemiany, a może Deana? Wtedy jeszcze nie wiedziałam. Zakryłam oczy leżącą obok poduszką i krzyczałam w nią, trwałoby to pewnie dłużej niż 24 minuty gdybym nie zgłodniała. To się niestety nie zmieniło, nadal mój żołądek odzywał się co pare minut. Wstałam odkładając moje ulubione czarne słuchawki i powlekłam się do kuchni. Kiedy tylko tam trafiłam, wyjełam moj ulubione składniki; biały chleb i nutella. Pare minut później przeżuwałam już moje ulubione danie które smakowało jak... Cholera smakowało inaczej! Rzuciłam to obrzydliwe danie spowrotem na stół.
-Boże, dlaczego?! - To było dobre pytanie, jako "ta istota" nic już nie smakowało tak dobrze jak ten cudowny, szkarłatny płyn...
~~*~~
W pokoju Sama ( Krótkie coś specjalnie dla Laury <3 )
-Jak myślisz, o czym rozmawiają? - Sam był naprawde zaciekawiony. Fakt, że Scarlett jest wampirem był przerażający ale interesujący. Gabriel usiadł na łóżku obok bruneta.
-Spokojnie, nic im nie będzie. Ale coś dobrego wynikło z tej sytuacji, nieuważasz? - Ręka anioła wylądowała na udzie łowcy.
-Co takiego? - Spytał zdziwiony Sam. Co dobrego mogło wyniknąć z tej sytuacji? Gabriel pochylił się nad Sammym.
-Jesteśmy wreszcie sami - Mruknął mu do ucha poczym popchnął łowce na łóżko. Ich usta złączył się w długim pocałunku. Najpierw delikatnie. Gabriel rozsunął wargi Sama swoim językiem, całowali się co chwile podgryzając sobie wargi, potem coraz bardziej łapczywie.
-Dzisiaj jesteś tylko mój - Powiedział przerywając na chwile pocałunek. Łowca uśmiechnął mu się prosto w usta
-Jak sobie życzysz, mój aniele. - Sammy wplątał ręke w Gabrielowskie włosy łącząc znowu ich usta w długim pocałunku. Przerwał im głośny huk, wybiegli z pokoju...
*Arachne ma ludzką postać, ale owadzie możliwości (sposób widzenia czy poruszania się i więzi swe ofiary w sieci przypominającej kokon. Można je zabić jedynie odcinając mu głowę.W mitologii greckiej Arachne była córką farbiarza Idmona z Lidii. Jej pycha i wysokie
mniemanie o sobie (uważała się za lepszą tkaczkę od Ateny) rozgniewały boginię, która
wyzwała ją na pojedynek. Atena utkała wizerunki bóstw Olimpu, zaś Arachne równie piękne przedstawienie związków miłosnych pomiędzy bogami i śmiertelnicami. Rozzłoszczona
Atena rozdarła płótno Arachne i zaczęła bić ją czółnem tkackim. Zrozpaczona dziewczyna powiesiła się. Bogini widząc to, poczuła smutek i zamieniła sznur, na którym Arachne się powiesiła w pajęczą nić, zaś Arachne w pająka. Arachne była ponoć uczennicą Ateny. Od słowa "arachni" wzięła się arachnologia, nauka zajmująca się pająkami, oraz arachnofobia,czyli lęk przed pająkami.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział 11
Klęczałam nad martwą dziewczyną, szkarłatny płyn robił sobie małe ścieżki w dół po mojej brodzie. Przez pare minut szarpałam jeszcze ramiona brunetki z nadzieją, że otworzy oczy.
-Scar zostaw ją, nic już nie zrobisz- Głos młodszego Winchestera był dość spokojny, ale słyszałam jak jego serce przyśpiesza. To dziwne słyszeć bicie czyjegoś serca. Dean stał jak wryty i poprostu się na mnie patrzył. Nie wiem co było gorsze, to że zabiłam niewinną dziewczyne czy to, że Winchesterzy mogą mnie znienawidzieć, albo co gorsza, zabić...
-Wracasz ze mną do bunkru, Sammy zakop ciało. - W zwyczajnej sytuacji kłóciłabym się z blondynem, ale dość już narozrabiałam.
-Ja... nie chciałam. Przepraszam - Słowa były skierowane do brunetki leżącej pod drzewem, odróciłam się i poszłam za Deanem. Ukradkiem spojrzałam jeszcze na Sama ale ten nie zwrócił nawet na mnie uwagi. Wejście do lasu zajeło mi pare sekund, ale wychodząc musiałam czekać na starszego z braci. Nagle usłyszałam jakiś szmer w liściach. Dean nie reagował więc postanowiłam iść dalej, pewnie jakaś wiewiórka czy coś. Szliśmy jeszcze piętnaście minut gdy znienacka zza krzaków wyskoczył jakiś facet. Był średniej wielkości i miał włosy przefarbowane na fioletowy kolor. Rzucił się na blondyna który w tym momencie upuścił strzelbe.
-Cholerny demon!- Krzyk Winchestera mieszał się z sykiem stwora. Pan fioletowe włosy szybkim ruchem przejechał pazurami po twarzy Deana. Pojawiły się krwawiące rany. Poczułam, że musze coś zrobić. Tak jakby to było moje zadanie. Miałam to wpisane w geny, każdy mój atom krzyczał "Ratuj Deana Winchestera". W ułamku sekundy spod warg poczułam wyrastające kły, rzuciłam się na faceta odciągając go tym samym od Dean'a.
Wbiłam się w niego ale tym razem nie po to aby się pożywić, tylko po to aby rozszarpać jego tętnice. Z prędkością wampira (którym w sumie jestem) wyrwałam z niego moje zęby. Nad jego szyją unosiła się teraz fontanna szkarłatnej cieczy. Była o wiele ciemniejsza niż tamtej dziewczyny. Od tego widoku zakręciło mi się w głowie, słyszałam jak bije jego serce, słyszałam jak w żyłach Deana pulsuje krew. Słyszałam nawet jak bardzo Sam się zmęczył zakopując ciało. Widziałam wszystko za mgłą, postać w którą dość niedawno się wgryzłam leżała bez ruchu, jej serce już nie biło. Jakaś druga postać szła w moją strone. Za każdym krokiem tajemniczego kształtu w moją strone, ja odsuwałam się do tyłu. Uderzyłam o drzewo. Postać mnie złapała, musiałam atakować ale ona mnie uprzedziła. Poczułam silne ręce na moich ramionach.
-Spokojnie tygrysico. To ja Dean. - Wzrok wrócił do normy, poczułam jak moje kły wracają na swoje miejsce. Cisze przerwał dziwny dźwięk. Jakby gniecionych liści.
-Jest ich więcej. Biegnij do domu, ja wróce po Sama - Byli coraz bliżej, słyszałam bicie jakichś... siedmiu serc. Odliczając Winchesterów, jest pięciu napastników.
-Nie zostawie cie tu razem pobie..
-Nie! Nie ma czasu, biegnij - Odwróciłam się i zniknełam z jego pola widzenia. Miałam tylko nadzieje, że zdąży dobiec do bunkru. W pare sekund dotarłam do Sama, szedł powoli w strone naszej nory.
-Superprędkość? I to mi sie podoba! - Cieszył się, że mnie widzi. Chyba już oswoił się z myślą, że w bunkrze będą teraz Winchesterzy, anioł-gej i wampirzyca. Hmm, dość nietypowa z nas rodzinka.
-Nie ma czasu, pięć demonów. Dean biegnie do naszej nory złap mnie za ręke w pare sekund będziemy przy nim! - Podawał mi już ręke ale rozbłysneło złote światło. Świetnie teraz wszystkie demony biegną w naszą strone.
-Gabriel! - Młodszy Winchester rzucił łopate i strzelbe. Wtulił się w swojego chłopaka.
-Nie mamy czasu! Gabe zabierz go do bunkru i upewnij się, że jest tam Dean. Ja mam coś do załatwienia. - Sammy już otwierał usta ale nie zdążył. Złote światło oślepiło mnie na sekunde i zostalam sama.
-Zabawimy sie? - Usłyszałam to tuż za moimi plecami. Biedny demon. Chyba nie wiem z kim zadarł.
-Moge prosić do tańca?- Brunet ruszył w moją strone, ale zanim zbliżył się chociażby o metr. Przygwoździłam go do najbliższego drzewa.
-Jak ty to zrobiłaś? - Facet naprawde nie wiedział czym jestem. Nadszedł czas aby go uświadomić. Kły wysuneły się jak na zwołanie. Wbiłam się w jego tętnice. To troche zabawne. Byłam wampirem od paru godzin a był już moją trzecią ofiarą.
Tak samo szybko poradziłam sobie z resztą. Mineło pół godziny zanim wróciłam do braci.
-Yhym, mogłabyś chociaż - Gabriel zamiast dokończyć poprostu podrapał się po brodzie.
-A tak. Przepraszam. Pozbyłam się tamtych czubków o czarnych oczach. - Sammy rzucił mi paczke chusteczek. Wyjełam jedną i otarłam twarz. No dobra, kogo ja oszukuje. Wyjełam sześć, jedna nie starczyłaby. Dean patrzył się na mnie, robiąc mi dziure w brzuchu. Co chwile otwierał usta tylko po to żeby je zamknąć. Jego puls był najgłośniejszy i najszybszy, jednym słowem, był zdenerwowany. Cokolwiek miało sie stać, nie było to coś dobrego.
-Musimy pogadać... na osobności - Czyli tak będzie wyglądał mój koniec. Kołek w sercu albo pocisk w głowie. Miałam cichą nadzieje, że Sam albo Gabriel coś powiedzą, zaprotestuję albo chociaż mnie obronią. Nic z tego, poszli do pokoju Sama...
-Scar zostaw ją, nic już nie zrobisz- Głos młodszego Winchestera był dość spokojny, ale słyszałam jak jego serce przyśpiesza. To dziwne słyszeć bicie czyjegoś serca. Dean stał jak wryty i poprostu się na mnie patrzył. Nie wiem co było gorsze, to że zabiłam niewinną dziewczyne czy to, że Winchesterzy mogą mnie znienawidzieć, albo co gorsza, zabić...
-Wracasz ze mną do bunkru, Sammy zakop ciało. - W zwyczajnej sytuacji kłóciłabym się z blondynem, ale dość już narozrabiałam.
-Ja... nie chciałam. Przepraszam - Słowa były skierowane do brunetki leżącej pod drzewem, odróciłam się i poszłam za Deanem. Ukradkiem spojrzałam jeszcze na Sama ale ten nie zwrócił nawet na mnie uwagi. Wejście do lasu zajeło mi pare sekund, ale wychodząc musiałam czekać na starszego z braci. Nagle usłyszałam jakiś szmer w liściach. Dean nie reagował więc postanowiłam iść dalej, pewnie jakaś wiewiórka czy coś. Szliśmy jeszcze piętnaście minut gdy znienacka zza krzaków wyskoczył jakiś facet. Był średniej wielkości i miał włosy przefarbowane na fioletowy kolor. Rzucił się na blondyna który w tym momencie upuścił strzelbe.
-Cholerny demon!- Krzyk Winchestera mieszał się z sykiem stwora. Pan fioletowe włosy szybkim ruchem przejechał pazurami po twarzy Deana. Pojawiły się krwawiące rany. Poczułam, że musze coś zrobić. Tak jakby to było moje zadanie. Miałam to wpisane w geny, każdy mój atom krzyczał "Ratuj Deana Winchestera". W ułamku sekundy spod warg poczułam wyrastające kły, rzuciłam się na faceta odciągając go tym samym od Dean'a.
Wbiłam się w niego ale tym razem nie po to aby się pożywić, tylko po to aby rozszarpać jego tętnice. Z prędkością wampira (którym w sumie jestem) wyrwałam z niego moje zęby. Nad jego szyją unosiła się teraz fontanna szkarłatnej cieczy. Była o wiele ciemniejsza niż tamtej dziewczyny. Od tego widoku zakręciło mi się w głowie, słyszałam jak bije jego serce, słyszałam jak w żyłach Deana pulsuje krew. Słyszałam nawet jak bardzo Sam się zmęczył zakopując ciało. Widziałam wszystko za mgłą, postać w którą dość niedawno się wgryzłam leżała bez ruchu, jej serce już nie biło. Jakaś druga postać szła w moją strone. Za każdym krokiem tajemniczego kształtu w moją strone, ja odsuwałam się do tyłu. Uderzyłam o drzewo. Postać mnie złapała, musiałam atakować ale ona mnie uprzedziła. Poczułam silne ręce na moich ramionach.
-Spokojnie tygrysico. To ja Dean. - Wzrok wrócił do normy, poczułam jak moje kły wracają na swoje miejsce. Cisze przerwał dziwny dźwięk. Jakby gniecionych liści.
-Jest ich więcej. Biegnij do domu, ja wróce po Sama - Byli coraz bliżej, słyszałam bicie jakichś... siedmiu serc. Odliczając Winchesterów, jest pięciu napastników.
-Nie zostawie cie tu razem pobie..
-Nie! Nie ma czasu, biegnij - Odwróciłam się i zniknełam z jego pola widzenia. Miałam tylko nadzieje, że zdąży dobiec do bunkru. W pare sekund dotarłam do Sama, szedł powoli w strone naszej nory.
-Superprędkość? I to mi sie podoba! - Cieszył się, że mnie widzi. Chyba już oswoił się z myślą, że w bunkrze będą teraz Winchesterzy, anioł-gej i wampirzyca. Hmm, dość nietypowa z nas rodzinka.
-Nie ma czasu, pięć demonów. Dean biegnie do naszej nory złap mnie za ręke w pare sekund będziemy przy nim! - Podawał mi już ręke ale rozbłysneło złote światło. Świetnie teraz wszystkie demony biegną w naszą strone.
-Gabriel! - Młodszy Winchester rzucił łopate i strzelbe. Wtulił się w swojego chłopaka.
-Nie mamy czasu! Gabe zabierz go do bunkru i upewnij się, że jest tam Dean. Ja mam coś do załatwienia. - Sammy już otwierał usta ale nie zdążył. Złote światło oślepiło mnie na sekunde i zostalam sama.
-Zabawimy sie? - Usłyszałam to tuż za moimi plecami. Biedny demon. Chyba nie wiem z kim zadarł.
-Moge prosić do tańca?- Brunet ruszył w moją strone, ale zanim zbliżył się chociażby o metr. Przygwoździłam go do najbliższego drzewa.
-Jak ty to zrobiłaś? - Facet naprawde nie wiedział czym jestem. Nadszedł czas aby go uświadomić. Kły wysuneły się jak na zwołanie. Wbiłam się w jego tętnice. To troche zabawne. Byłam wampirem od paru godzin a był już moją trzecią ofiarą.
Tak samo szybko poradziłam sobie z resztą. Mineło pół godziny zanim wróciłam do braci.
-Yhym, mogłabyś chociaż - Gabriel zamiast dokończyć poprostu podrapał się po brodzie.
-A tak. Przepraszam. Pozbyłam się tamtych czubków o czarnych oczach. - Sammy rzucił mi paczke chusteczek. Wyjełam jedną i otarłam twarz. No dobra, kogo ja oszukuje. Wyjełam sześć, jedna nie starczyłaby. Dean patrzył się na mnie, robiąc mi dziure w brzuchu. Co chwile otwierał usta tylko po to żeby je zamknąć. Jego puls był najgłośniejszy i najszybszy, jednym słowem, był zdenerwowany. Cokolwiek miało sie stać, nie było to coś dobrego.
-Musimy pogadać... na osobności - Czyli tak będzie wyglądał mój koniec. Kołek w sercu albo pocisk w głowie. Miałam cichą nadzieje, że Sam albo Gabriel coś powiedzą, zaprotestuję albo chociaż mnie obronią. Nic z tego, poszli do pokoju Sama...
niedziela, 3 sierpnia 2014
Rozdział 10
Mineło pięć godzin od tamtego wydarzenia. Sama i Deana opuszczały resztki nadzieji, że Scarlett jeszcze kiedykolwiek się obudzi. Jechali trzy godziny samochodem aż dotarli spowrotem do schronu. Bracia siedzieli w pokoju przy łóżku dziewczyny. Oboje byli cicho, nikt się nie odzywał. Jakby od tego zależało jej życie. Nagle coś drgneło.
-Sammy! Ona sie budzi!
Ostatnie co pamiętałam to ból na całym ciele i drewniany sufit. Potem zamknełam oczy, lecz kiedy je otworzyłam, byłam spowrotem u siebie w pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, jedynym dodatkowym elementem byli bracia. Zdziwione a także uradowane spojrzenia były skierowane prosto na mnie. Nagle zaczeło drażnić mnie wszystko dookoła; sztuczne światło, latająca po pokoju mucha, nawet to jak głośno Sammy oddychał. Usłyszałam uradowany krzyk starszego z Winchesterów. Wytrąciło mnie to kompletnie z równowagi, próbowałam jakoś szybko wstać. Nieudało mi się, ponieważ nagły ból i zawroty w głowie mi na to nie pozwoliły, upadłam na łóżko.
-Dlaczego do cholery miałabym się nie obudzić?!- Chłopacy spojrzeli się na siebie ze zdziwieniem a potem na mnie.
-Ty, nic nie pamiętasz? Scar, przypomnij sobie- Słowa Sama przypomniały mi wszystko. Dwór Dowkinsów, gzymzy, wampirzyce oraz jej kły. Potem krzyk Deana i pustka.
-Czy... czy ja umarłam?- To pytanie było bezsensu. Jakbym nie żyła, to by mnie tu nie było!
-Scarlett - Ton Deana mi sie nie podobał - nie wariuj, okey? - To robiło się chore - Jesteś tak jakby, no wiesz. Wampirem...- Spojrzałam się w sufit, przecież ja nie mogłam być wampirem, to był nonsens. Czemu miałabym nim być? Nagle łzy popłyneły mi z oczu, ten ból który wtedy poczułam... ona skręciła mi kark...
-Słyszycie to?- Jakiś dźwięk dostał się do moich uszu.
"W dzisiejszych wiadomościach dowiecie się państwo o pożarze w małym miasteczku niedaleko Kansas. Tragiczny wypadek, młoda dziewczyna wraz z paroma nierozpoznanymi osobami spłoneła w starym młynie państwa Owenów. Pańswo White są załamani i nadal mają nadzieje, że ofiara została błędnie zidentyfikowana. Mają nadzieje że Scarlett White nadal żyje"
Pobiegłam przed telewizor w salonie. Na moje nieszczęście jakimś cudem biegłam o wiele za szybko <dużo szybciej niż człowiek?> i się potknełam. Jednak bóg mnie kocha i wylądowałam na kanapie, Winchesterzy pobiegli za mną.
-Ja... naprawde nie żyje- Słuch mni nie mylił. Prezenterka opowiadała o mojej śmierci.
-Musieliśmy coś wymyśleć, Dean podkradł trzy trupy z kostnicy a ja podpaliłem młyn. Scar nie możesz się tak pokazać rodzicom.
-JAK?!- Krzyknełam, niekontrolowanym ruchem ręki żuciłam pilotem w ekran. Telewizor wylądował w ścianie która była pół metra za nim. Teraz już nie wiedziałam z jakiego powodu płacze. To dlatego, że umarłam czy z bólu jaki czułam pod wargami. Rozpłakałam się jak dziecko, teraz już z bólu. Sammy pobiegł po jakieś leki przeciw bólowe, kiedy zostałam sama z Deanem w pokoju i spojrzałam się na niego ze łzami spływającymi po mojej (teraz już) bladej skórze.
-Prosze, zatrzymaj to. To boli...
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- chłopak podszedł do mnie i rozłożył ramiona, wtuliłam się w niego. Schowałam głowę z jego szyji, poczułam jego puls. Był tak głośny, tak równy. Wręcz krzyczał do mnie. Odrzuciłam od siebie Deana.
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
-Kiedy byłaś nie przytomna poczytaliśmy trochę. Nie chcieliśmy podejmować wyboru bez ciebie.- W głosie Sama słychać było litość, nie zdążył dokończyć bo przerwał mu jego starszy brat.
-Ty nie chciałeś! Ja chciałem aby ona przeżyła!- Dean wpadł w szał ale uspokoił się pochwili i przejął inicjatywe.
-Albo wypijesz czyjąś krew, albo umrzesz- Umrzesz... umrzesz... u-m-r-z-e-s-z... to słowo obijało się o ściany w jej głowie.
-Nie musisz go zabijać, wystarczy, że napijesz się tylko troche mojej krwi- Sammy oburzył się na słowa Dean, ale nic się nie odezwał. Rozumiałam to, starszy brat nie chciał narażać brata na takie niebezpieczeństwo, mogłam się nie powstrzymać. Byłam zbyt niebezpieczna dla Winchesterów, teraz już nie myślałam co robie. Musze się stąd wydostać.
-Nie, ja... nie moge. Nie moge was skrzywdzić! - W wampirzym tempie (czytaj, jakieś 100 razy szybciej niż biegnący człowiek) wydostałam się z bunkru. Dopiero teraz zauważyłam pierścionek z lapizem na moim palcu. Odbijało się od niego niebieskie światło. Nie mogłam stać tuż pod naszym "domem" więc pobiegłam... przed siebie. Trafiłam do jakiegoś lasu, miałam nadzieje, że nie spotkam tu nikogo, że niekogo nie skrzywdze... Usiadłam pod jakimś drzewem, siedziałam tam jakieś trzy godziny. Ból narastał, wibracje pod wargami i zawroty głowy były nie do zniesienia. Teraz czułam także wielki głód. Usłyszałam nagle śmiech jakiejś dziewczyny. Sądze że trzy kilometry stąd. Pobiegłam tam, siedziała pod wielką sosną, i się uśmiechałam. Głód był niedowytrzymania.
-Przepraszam...- Szepnełam do niej, poczym zza warg wyrosły mi dwa wielkie kły. Zatopiłam je w tej biednej dziewczynie. Poczułam jak wypływa z niej życie. Szkarłatny płyn trafiał mi prosto do ust, zanim się spostrzegłam, płyn przestał cieknąć. Trzymałam w ręku truchło brunetki. Łzy spłyneły mi z policzków. Odrzuciłam od siebie tą biedną dziewczyne o kasztanowych oczach.
-Ja, nie. Ja nie chciałam. Przepraszam, ty żyjesz. Cholera walcz!- Próbowałam ją obudzić, ale przerwał mi odgłos ludzkiego oddechu. Naprzeciw mnie stali Winchesterzy...
-Sammy! Ona sie budzi!
Ostatnie co pamiętałam to ból na całym ciele i drewniany sufit. Potem zamknełam oczy, lecz kiedy je otworzyłam, byłam spowrotem u siebie w pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, jedynym dodatkowym elementem byli bracia. Zdziwione a także uradowane spojrzenia były skierowane prosto na mnie. Nagle zaczeło drażnić mnie wszystko dookoła; sztuczne światło, latająca po pokoju mucha, nawet to jak głośno Sammy oddychał. Usłyszałam uradowany krzyk starszego z Winchesterów. Wytrąciło mnie to kompletnie z równowagi, próbowałam jakoś szybko wstać. Nieudało mi się, ponieważ nagły ból i zawroty w głowie mi na to nie pozwoliły, upadłam na łóżko.
-Dlaczego do cholery miałabym się nie obudzić?!- Chłopacy spojrzeli się na siebie ze zdziwieniem a potem na mnie.
-Ty, nic nie pamiętasz? Scar, przypomnij sobie- Słowa Sama przypomniały mi wszystko. Dwór Dowkinsów, gzymzy, wampirzyce oraz jej kły. Potem krzyk Deana i pustka.
-Czy... czy ja umarłam?- To pytanie było bezsensu. Jakbym nie żyła, to by mnie tu nie było!
-Scarlett - Ton Deana mi sie nie podobał - nie wariuj, okey? - To robiło się chore - Jesteś tak jakby, no wiesz. Wampirem...- Spojrzałam się w sufit, przecież ja nie mogłam być wampirem, to był nonsens. Czemu miałabym nim być? Nagle łzy popłyneły mi z oczu, ten ból który wtedy poczułam... ona skręciła mi kark...
-Słyszycie to?- Jakiś dźwięk dostał się do moich uszu.
"W dzisiejszych wiadomościach dowiecie się państwo o pożarze w małym miasteczku niedaleko Kansas. Tragiczny wypadek, młoda dziewczyna wraz z paroma nierozpoznanymi osobami spłoneła w starym młynie państwa Owenów. Pańswo White są załamani i nadal mają nadzieje, że ofiara została błędnie zidentyfikowana. Mają nadzieje że Scarlett White nadal żyje"
Pobiegłam przed telewizor w salonie. Na moje nieszczęście jakimś cudem biegłam o wiele za szybko <dużo szybciej niż człowiek?> i się potknełam. Jednak bóg mnie kocha i wylądowałam na kanapie, Winchesterzy pobiegli za mną.
-Ja... naprawde nie żyje- Słuch mni nie mylił. Prezenterka opowiadała o mojej śmierci.
-Musieliśmy coś wymyśleć, Dean podkradł trzy trupy z kostnicy a ja podpaliłem młyn. Scar nie możesz się tak pokazać rodzicom.
-JAK?!- Krzyknełam, niekontrolowanym ruchem ręki żuciłam pilotem w ekran. Telewizor wylądował w ścianie która była pół metra za nim. Teraz już nie wiedziałam z jakiego powodu płacze. To dlatego, że umarłam czy z bólu jaki czułam pod wargami. Rozpłakałam się jak dziecko, teraz już z bólu. Sammy pobiegł po jakieś leki przeciw bólowe, kiedy zostałam sama z Deanem w pokoju i spojrzałam się na niego ze łzami spływającymi po mojej (teraz już) bladej skórze.
-Prosze, zatrzymaj to. To boli...
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- chłopak podszedł do mnie i rozłożył ramiona, wtuliłam się w niego. Schowałam głowę z jego szyji, poczułam jego puls. Był tak głośny, tak równy. Wręcz krzyczał do mnie. Odrzuciłam od siebie Deana.
-Co sie dzieje?- Spytał zdziwiony, chciał do mnie podejść, ale mu nie pozwoliłam.
-Nie podchodź! Nie chce ci zrobić krzywdy!- W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
W tym momencie do pokoju wszedł młodszy brat. Miał w ręce pare tabletek. Zaczął coś mówić, ale już go nie słuchałam. Wziełam na raz wszystkie tabletki. Ból częściowo zniknął.
-Kiedy byłaś nie przytomna poczytaliśmy trochę. Nie chcieliśmy podejmować wyboru bez ciebie.- W głosie Sama słychać było litość, nie zdążył dokończyć bo przerwał mu jego starszy brat.
-Ty nie chciałeś! Ja chciałem aby ona przeżyła!- Dean wpadł w szał ale uspokoił się pochwili i przejął inicjatywe.
-Albo wypijesz czyjąś krew, albo umrzesz- Umrzesz... umrzesz... u-m-r-z-e-s-z... to słowo obijało się o ściany w jej głowie.
-Nie musisz go zabijać, wystarczy, że napijesz się tylko troche mojej krwi- Sammy oburzył się na słowa Dean, ale nic się nie odezwał. Rozumiałam to, starszy brat nie chciał narażać brata na takie niebezpieczeństwo, mogłam się nie powstrzymać. Byłam zbyt niebezpieczna dla Winchesterów, teraz już nie myślałam co robie. Musze się stąd wydostać.
-Nie, ja... nie moge. Nie moge was skrzywdzić! - W wampirzym tempie (czytaj, jakieś 100 razy szybciej niż biegnący człowiek) wydostałam się z bunkru. Dopiero teraz zauważyłam pierścionek z lapizem na moim palcu. Odbijało się od niego niebieskie światło. Nie mogłam stać tuż pod naszym "domem" więc pobiegłam... przed siebie. Trafiłam do jakiegoś lasu, miałam nadzieje, że nie spotkam tu nikogo, że niekogo nie skrzywdze... Usiadłam pod jakimś drzewem, siedziałam tam jakieś trzy godziny. Ból narastał, wibracje pod wargami i zawroty głowy były nie do zniesienia. Teraz czułam także wielki głód. Usłyszałam nagle śmiech jakiejś dziewczyny. Sądze że trzy kilometry stąd. Pobiegłam tam, siedziała pod wielką sosną, i się uśmiechałam. Głód był niedowytrzymania.
-Przepraszam...- Szepnełam do niej, poczym zza warg wyrosły mi dwa wielkie kły. Zatopiłam je w tej biednej dziewczynie. Poczułam jak wypływa z niej życie. Szkarłatny płyn trafiał mi prosto do ust, zanim się spostrzegłam, płyn przestał cieknąć. Trzymałam w ręku truchło brunetki. Łzy spłyneły mi z policzków. Odrzuciłam od siebie tą biedną dziewczyne o kasztanowych oczach.
-Ja, nie. Ja nie chciałam. Przepraszam, ty żyjesz. Cholera walcz!- Próbowałam ją obudzić, ale przerwał mi odgłos ludzkiego oddechu. Naprzeciw mnie stali Winchesterzy...
czwartek, 31 lipca 2014
Rozdział 9
Biegałam zdenerwowana aby wszystko ogarnąć. Nie miałam pojęcia, gdzie co pozostawiałam. W salonie leżało pare butelek i jakaś paczka chipsów. Ledwo zdążyłam wszystko wyjąć, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. To był mój koniec, usłyszałam jeszcze jak Sam i Dean mówią o dobrych łowach. Nie było czasu, wziełam wszystko na ręce i wrzuciłam do swojego pokoju. Potem to ogarne.
-Scarlett, hej! Widze że nasza nora nadal jest w całości. Spodziewałem sie czegoś innego- Mimo tego, że nasza rozłąka trwała tylko jedną noc, stęskniłam się za Winchesterami. Na wejściu stał tylko Sammy. Więc powitałam go mocnym przytulasem.
-Spodziewałeś się pożaru? Czy może wielkiej imprezy niczym w "Projekt X"?
-Coś w tym stylu- Teraz to już nie był głos młodszego z braci. To był Dean. Przywitałam się z nim troche bardziej osobiście niż ze Samem. Pocałował mnie w nosek, liczyłam na coś innego.
-Mi też miło cię znowu widzieć Dean.
-Wiem, ide się rozpakować- Nasze życie wróciło do stanu "normalnego". O ile można tak nazwać codzienne polowania na różne potwory. Zyczajni ludzie, kiedy dziecko mówi, że boi się potwora z szafy reagują np."Nie bój się, on nie istnieje", potem pojawiamy się my i zabijamy to coś z szafy.
~~*~~
Mieliśmy kolejną sprawe, tym razem w Arizonie, zatrzymaliśmy się w jakimś motelu.
- Sammy skoczysz na zakupy? Scar idź go popilnować żeby nie kupywał samej sałaty- Powiedział Dean, to było dość oczywiste ani ja, ani blondyn nie lubiliśmy jedzenia Sama, za to on jak tylko widział gdy pochłanialiśmy hamburgery lub pizze, wyzywał nas.
-Spokojnie kupie wam coś- Odezwał się nagle Sammy, ale zanim wyszedł sięgnełam kurtkę i wyszłam razem z nim.
-Co tym razem?- Zaczełam rozmowe
-Ale, że co? Chodzi o to na co polujemy?
-Tak, Dean tylko powiedział, że to będzie łatwe.
-Ofiary wyssane z krwi do cna. Podejrzewam małą grupke wampirów w opuszczonej fabryce.
-I to jest nic wielkiego?- Spytałam zdziwiona, to nie było nic wielkiego, wielkie pijawki.
-No nie, walczyliśmy już z jednym, pamiętasz? Prawie ugryzł Deana...- Przerwałam mu dokańczając historie.
-Ale wbiłam mu kołek w plecy i ochlapałam ulubioną koszule Deana, a potem- Teraz to on mi przerwał.
-Przez cały tydzień chodził w tej obrzydliwej spranej koszulce z logo "Survivor" bo nie umiał włączyć pralki- W tym momencie wybuchneliśmy śmiechem. Ludzie którzy przechodzili obo nas nie mieli zbyt ciekawych min... Weszliśmy wkońcu do pobliskiego marketu
-Dobra, spójrzmy na liste: Sałata, ciasto, marchewka, ciasto, troche sera, ciasto, chipsy, Sam nie zapomnij ciasta, zupki chińskie, ciasto, szampon, CIASTO...
-Dean pisał?- Spytałam rozbawiona, w odpowiedzi Sam poprostu sie na mnie spojrzał i roześmiał. Kiedy szliśmy między półkami jakiś facet wpadł na mnie, ledwo utrzymałam się na nogach.
-Człowieku?! Uważaj jak chodzisz!- Ryknął Sam, ja niezdążyłam nic powiedzieć bo facet się tylko odwrócił i... warknął.
-Nic ci nie jest Scar? Coś cie boli? Co za palant...- Zareagował Sammy, nie czekał aż facet pójdzie. Potem poszliśmy do kasy, zapłaciliśmy i wróciliśmy do motelu. Nie zastaliśmy Dean'a, ale za to zostawił nam kartke na poduszce.
"Ide coś zjeść, bo pewnie zapomnieliście o mnie i nie kupiliście ciasta. Dzięki ~Dean"
-Szlag nie kupiliśmy ciasta!- Krzyknął nerdzik. No tak, nic nowego, Dean już sie przyzwyczaił, ale nadzieja umiera ostatnia... Sam przysiadł się do swojego laptopa, widziałam, że dostał sms'a, od swojego chłopaka. To oznacza, że musze wyjść bo zaraz sie zjawi jego anioł.
-Yhmm, wiesz co Nerdziku, ide poszukać Deana. Wróce z nim za jakąś godzinke, dwie.- Nie zdążyłam wyjść a już usłyszałam trzepot skrzydeł. Udałam, że nie słysze i wyszłam z pokoju. Zaczełam włóczyć się po mieście, kawiarnia "Leprahan" <zaznaczyć że była cała zielona?>, galeria "Octoplaza", pare małych sklepików i jubiler. Prawdziwe małe miasteczko. Zaczeło mi sie nudzić od tego zwiedzania więc napisałam sms do Deana "Gdzie jesteś?", odpowiedź dostałam pare sekund później "Wracaj do motelu, węszyłem troche. Wiem co to jest i gdzie to jest". Chciałam już go powiadomić o spotkaniu Sama i jego chłopaka Gabriela <który zawsze przynosił mi wiele słodyczy> ale sobie odpuściłam. Pobiegłam do motelu. Zajeło mi 10 minut zanim znalazłam się w małym pokoju. Nienawidziłam dzielić malutkiego pomieszczenia wraz z nimi, no ale jak wyjeżdżamy nie patrzymy na wygode. Po wejściu zastałam Deana dojadającego frytki oraz Sama, niedokładnie zapięta koszula, rozwiązany but i ledwo wystające bokserki spod kołdry jasno świadczyly o tym co robił jeszcze 20 minut temu.
-Skoro łaskawie przyszłaś -Miałam ochote mu przerwać i powiedzieć, że biegłam ale sie powstrzymałam- zaczynajmy. A więc wampiry, ale nie w starej fabryce, tylko w opuszczonej posiadłości. Kiedyś mieszkała tam pani Dowkins <Dean poznał jej wnuczke, potym jak ją wypytał o babcie i ten dwór, zabawił się troszke. If you know what I mean>, byłem tam i naliczyłem jakieś 4 wampiry. Pójdziemy tam jutro rano.- Oświadczył łowca, zadowolony z siebie jadł dalej. W nocy nie mogłam spać, na taką dużą grupe jeszcze nie polowałam. Nie licząc paru demonów naraz, ale wampiry? Jeden ostatnio by zabił Deana, a co dopiero cztery? Zasnełam koło 3/4 nad ranem, długo nie spałam bo o szóstej wstał Sam i nas pobudził. Niezbyt nam się to podobało, lubiliśmy długo pospać. Wyszliśmy około ósmej, ponieważ Dean musiał sie najeść, a ja pomalować. Kiedy już byliśmy pod dworem Dowkins'ów, miałam lekkie wątpliwości. Po pierwsze, byłam młodym łowcą, nie umiałam zabijać wampirów, znaczy sie umiałam, ale to było zbyt trudne. Sammy i ja mieliśmy kołki. Za to jego brat miał pierwsze ostrze które zabijało każde cholerstwo jakie łazi po świecie. Kołki były maczane w werbenie, która działa na wampiry jak warzywa na Deana, przynajmniej tak uważał Sam. Starszy brat mocno pchnął żelazną brame z wielką literą "D" na środku. Teraz dopiero dobrze zobaczyliśmy cały dwór, podjazd wylany zwykłym asfaltem, dookoła krzaki róż. Dom był bardzo stary, pomalowany szarą farbą, najbardziej wyróżniał się pozłacany ozdobny gzyms. Staneliśmy przed wielkimi ozdobnymi drzwiami, Bracia zaczeli grać w "papier,kamień,nożyce" jak zwykle kiedy któryś z nich miał coś zrobić. Mi nie pozwalali rzucać się jako pierwszej. Jak zwykle Dean przegrał. Taktyka "zawsze nożyce" nie jest zbyt dobra, zwłaszcza kiedy Sam używa taktyki "zawsze kamień". Starszy z braci mocno kopnął w drzwi który nawet nie drgneły.
-Może spróbujemy tak?- Spytałam, poczym poprostu pociągnełam za gałke a drzwi sie otworzyły. Dean zrobił się czerwony na twarzy i wszedł jako pierwszy. Za nim wślizgnełam się ja, a na końcu Sammy. Drzwi się zatrzasneły gdy tylko weszliśmy. Zostaliśmy otoczeni, Dean sie pomylił, było ich o wiele więcej niż mówił. Dwóch rosłych mężczyzn na schodach, byli ubrani cali na czarno, jedna wampirzyca za nami <blondynka, ciemne jeansy i biała koszula>, po naszej prawej, przy wejściu chyba do kuchni stało dwóch mężczyzn i jakaś kobieta, po lewej ściana.
-Prosze, prosze. Łowcy sami wpadli w sidła, Sam, Dean i...- Odezwała się wampirzyca za nami.
-Nie twój zasrany interes- Powiedział Dean w tym samym momencie zasłaniając mnie swoim ciałem.
-Trudno, na jej grobie będzie napisane "kolejna ofiara Winchesterów"
-...kolejna?- Spytałam szeptem ale nikt mi nie odpowiedział ponieważ zaczeła się walka. Jakiś wampir rzucił się na Deana który upadł i zaczął się szarpać z wampirem, po krótkiej chwili potwór padł martwy. Następnie jedna z wampirzyc rzuciła się na Sama, Starszy brat właśnie zajmował się kolejną dwójką. Na mnie rzuciła się blond wampirzyca.
-Który cię w to wciągnął młoda?- Spytała mnie, bezczelna. Nie miałam zamiaru odpowiadać, poprostu zaatakowałam. Długo się z nią szarpałam, w tym samym czasie Dean odciął głowe jakiemuś brunetowi. Wampirzyca z którą walczyłam się wściekła.
-Walczycie z nami, ale co jeśli jeden z was będzie takim potworem?!- Po tych słowach ugryzła się w nadgarstek z którego poleciała szkarłatna ciecz. Dosłownie wcisneła mi ręke w usta.
-Scarlett!- Usłyszałam krzyk Deana, i poczułam nagle straszny ból i dreszcze na całym ciele. Potem już tylko spokój...
-Scarlett, hej! Widze że nasza nora nadal jest w całości. Spodziewałem sie czegoś innego- Mimo tego, że nasza rozłąka trwała tylko jedną noc, stęskniłam się za Winchesterami. Na wejściu stał tylko Sammy. Więc powitałam go mocnym przytulasem.
-Spodziewałeś się pożaru? Czy może wielkiej imprezy niczym w "Projekt X"?
-Coś w tym stylu- Teraz to już nie był głos młodszego z braci. To był Dean. Przywitałam się z nim troche bardziej osobiście niż ze Samem. Pocałował mnie w nosek, liczyłam na coś innego.
-Mi też miło cię znowu widzieć Dean.
-Wiem, ide się rozpakować- Nasze życie wróciło do stanu "normalnego". O ile można tak nazwać codzienne polowania na różne potwory. Zyczajni ludzie, kiedy dziecko mówi, że boi się potwora z szafy reagują np."Nie bój się, on nie istnieje", potem pojawiamy się my i zabijamy to coś z szafy.
~~*~~
Mieliśmy kolejną sprawe, tym razem w Arizonie, zatrzymaliśmy się w jakimś motelu.
- Sammy skoczysz na zakupy? Scar idź go popilnować żeby nie kupywał samej sałaty- Powiedział Dean, to było dość oczywiste ani ja, ani blondyn nie lubiliśmy jedzenia Sama, za to on jak tylko widział gdy pochłanialiśmy hamburgery lub pizze, wyzywał nas.
-Spokojnie kupie wam coś- Odezwał się nagle Sammy, ale zanim wyszedł sięgnełam kurtkę i wyszłam razem z nim.
-Co tym razem?- Zaczełam rozmowe
-Ale, że co? Chodzi o to na co polujemy?
-Tak, Dean tylko powiedział, że to będzie łatwe.
-Ofiary wyssane z krwi do cna. Podejrzewam małą grupke wampirów w opuszczonej fabryce.
-I to jest nic wielkiego?- Spytałam zdziwiona, to nie było nic wielkiego, wielkie pijawki.
-No nie, walczyliśmy już z jednym, pamiętasz? Prawie ugryzł Deana...- Przerwałam mu dokańczając historie.
-Ale wbiłam mu kołek w plecy i ochlapałam ulubioną koszule Deana, a potem- Teraz to on mi przerwał.
-Przez cały tydzień chodził w tej obrzydliwej spranej koszulce z logo "Survivor" bo nie umiał włączyć pralki- W tym momencie wybuchneliśmy śmiechem. Ludzie którzy przechodzili obo nas nie mieli zbyt ciekawych min... Weszliśmy wkońcu do pobliskiego marketu
-Dobra, spójrzmy na liste: Sałata, ciasto, marchewka, ciasto, troche sera, ciasto, chipsy, Sam nie zapomnij ciasta, zupki chińskie, ciasto, szampon, CIASTO...
-Dean pisał?- Spytałam rozbawiona, w odpowiedzi Sam poprostu sie na mnie spojrzał i roześmiał. Kiedy szliśmy między półkami jakiś facet wpadł na mnie, ledwo utrzymałam się na nogach.
-Człowieku?! Uważaj jak chodzisz!- Ryknął Sam, ja niezdążyłam nic powiedzieć bo facet się tylko odwrócił i... warknął.
-Nic ci nie jest Scar? Coś cie boli? Co za palant...- Zareagował Sammy, nie czekał aż facet pójdzie. Potem poszliśmy do kasy, zapłaciliśmy i wróciliśmy do motelu. Nie zastaliśmy Dean'a, ale za to zostawił nam kartke na poduszce.
"Ide coś zjeść, bo pewnie zapomnieliście o mnie i nie kupiliście ciasta. Dzięki ~Dean"
-Szlag nie kupiliśmy ciasta!- Krzyknął nerdzik. No tak, nic nowego, Dean już sie przyzwyczaił, ale nadzieja umiera ostatnia... Sam przysiadł się do swojego laptopa, widziałam, że dostał sms'a, od swojego chłopaka. To oznacza, że musze wyjść bo zaraz sie zjawi jego anioł.
-Yhmm, wiesz co Nerdziku, ide poszukać Deana. Wróce z nim za jakąś godzinke, dwie.- Nie zdążyłam wyjść a już usłyszałam trzepot skrzydeł. Udałam, że nie słysze i wyszłam z pokoju. Zaczełam włóczyć się po mieście, kawiarnia "Leprahan" <zaznaczyć że była cała zielona?>, galeria "Octoplaza", pare małych sklepików i jubiler. Prawdziwe małe miasteczko. Zaczeło mi sie nudzić od tego zwiedzania więc napisałam sms do Deana "Gdzie jesteś?", odpowiedź dostałam pare sekund później "Wracaj do motelu, węszyłem troche. Wiem co to jest i gdzie to jest". Chciałam już go powiadomić o spotkaniu Sama i jego chłopaka Gabriela <który zawsze przynosił mi wiele słodyczy> ale sobie odpuściłam. Pobiegłam do motelu. Zajeło mi 10 minut zanim znalazłam się w małym pokoju. Nienawidziłam dzielić malutkiego pomieszczenia wraz z nimi, no ale jak wyjeżdżamy nie patrzymy na wygode. Po wejściu zastałam Deana dojadającego frytki oraz Sama, niedokładnie zapięta koszula, rozwiązany but i ledwo wystające bokserki spod kołdry jasno świadczyly o tym co robił jeszcze 20 minut temu.
-Skoro łaskawie przyszłaś -Miałam ochote mu przerwać i powiedzieć, że biegłam ale sie powstrzymałam- zaczynajmy. A więc wampiry, ale nie w starej fabryce, tylko w opuszczonej posiadłości. Kiedyś mieszkała tam pani Dowkins <Dean poznał jej wnuczke, potym jak ją wypytał o babcie i ten dwór, zabawił się troszke. If you know what I mean>, byłem tam i naliczyłem jakieś 4 wampiry. Pójdziemy tam jutro rano.- Oświadczył łowca, zadowolony z siebie jadł dalej. W nocy nie mogłam spać, na taką dużą grupe jeszcze nie polowałam. Nie licząc paru demonów naraz, ale wampiry? Jeden ostatnio by zabił Deana, a co dopiero cztery? Zasnełam koło 3/4 nad ranem, długo nie spałam bo o szóstej wstał Sam i nas pobudził. Niezbyt nam się to podobało, lubiliśmy długo pospać. Wyszliśmy około ósmej, ponieważ Dean musiał sie najeść, a ja pomalować. Kiedy już byliśmy pod dworem Dowkins'ów, miałam lekkie wątpliwości. Po pierwsze, byłam młodym łowcą, nie umiałam zabijać wampirów, znaczy sie umiałam, ale to było zbyt trudne. Sammy i ja mieliśmy kołki. Za to jego brat miał pierwsze ostrze które zabijało każde cholerstwo jakie łazi po świecie. Kołki były maczane w werbenie, która działa na wampiry jak warzywa na Deana, przynajmniej tak uważał Sam. Starszy brat mocno pchnął żelazną brame z wielką literą "D" na środku. Teraz dopiero dobrze zobaczyliśmy cały dwór, podjazd wylany zwykłym asfaltem, dookoła krzaki róż. Dom był bardzo stary, pomalowany szarą farbą, najbardziej wyróżniał się pozłacany ozdobny gzyms. Staneliśmy przed wielkimi ozdobnymi drzwiami, Bracia zaczeli grać w "papier,kamień,nożyce" jak zwykle kiedy któryś z nich miał coś zrobić. Mi nie pozwalali rzucać się jako pierwszej. Jak zwykle Dean przegrał. Taktyka "zawsze nożyce" nie jest zbyt dobra, zwłaszcza kiedy Sam używa taktyki "zawsze kamień". Starszy z braci mocno kopnął w drzwi który nawet nie drgneły.
-Może spróbujemy tak?- Spytałam, poczym poprostu pociągnełam za gałke a drzwi sie otworzyły. Dean zrobił się czerwony na twarzy i wszedł jako pierwszy. Za nim wślizgnełam się ja, a na końcu Sammy. Drzwi się zatrzasneły gdy tylko weszliśmy. Zostaliśmy otoczeni, Dean sie pomylił, było ich o wiele więcej niż mówił. Dwóch rosłych mężczyzn na schodach, byli ubrani cali na czarno, jedna wampirzyca za nami <blondynka, ciemne jeansy i biała koszula>, po naszej prawej, przy wejściu chyba do kuchni stało dwóch mężczyzn i jakaś kobieta, po lewej ściana.
-Prosze, prosze. Łowcy sami wpadli w sidła, Sam, Dean i...- Odezwała się wampirzyca za nami.
-Nie twój zasrany interes- Powiedział Dean w tym samym momencie zasłaniając mnie swoim ciałem.
-Trudno, na jej grobie będzie napisane "kolejna ofiara Winchesterów"
-...kolejna?- Spytałam szeptem ale nikt mi nie odpowiedział ponieważ zaczeła się walka. Jakiś wampir rzucił się na Deana który upadł i zaczął się szarpać z wampirem, po krótkiej chwili potwór padł martwy. Następnie jedna z wampirzyc rzuciła się na Sama, Starszy brat właśnie zajmował się kolejną dwójką. Na mnie rzuciła się blond wampirzyca.
-Który cię w to wciągnął młoda?- Spytała mnie, bezczelna. Nie miałam zamiaru odpowiadać, poprostu zaatakowałam. Długo się z nią szarpałam, w tym samym czasie Dean odciął głowe jakiemuś brunetowi. Wampirzyca z którą walczyłam się wściekła.
-Walczycie z nami, ale co jeśli jeden z was będzie takim potworem?!- Po tych słowach ugryzła się w nadgarstek z którego poleciała szkarłatna ciecz. Dosłownie wcisneła mi ręke w usta.
-Scarlett!- Usłyszałam krzyk Deana, i poczułam nagle straszny ból i dreszcze na całym ciele. Potem już tylko spokój...
wtorek, 29 lipca 2014
One Shots
"Urok Mroku"
Fluff
- Nie Klaus, nie umówię się z tobą - napisała po raz tysięczny Caroline. Litery tworzące słowo "nie", były już całkiem zatarte.
- Ale Kochanie, jedna randka i dam ci spokój - Klaus nie dawał za wygraną. Odkąd się poznali potężny wampir nie dawał spokoju Caro, pod jej drzwiami ciągle leżały jakieś kwiaty albo rysunki. Czasami nawet biżuteria, lub ubrania. Widać było, jak mu na niej zależy, ale blondynka nie szuka teraz nikogo tym bardziej kogoś, kto chce ją przekupić. Dopiero co zerwała z Tylerem. A raczej on z nią. Wysoki brunet nie umiał zrezygnować ze swojego pijackiego życia dla ukochanej. Caroline zdecydowanym ruchem zamknęła swojego błękitnego laptopa i położyła na łóżku. Wzięła szkicownik i usiadła na parapecie; zaczęła szkicować swoją sukienkę na bal. Zostały jej trzy dni, a suknia którą wybrała, podarła się. Znowu coś było pod drzwiami. "Czy on jest walnięty?" -pomyślała Blondyna. Odłożyła szkicownik. Musi iść sprawdzić co tym razem dostała, żeby spalić. Ewentualnie, żeby rzucić w niego. Caroline schodziła po schodach, miała bardzo mały dom. Jej gołe stopy delikatnie muskały dywan przed wejściem. Otworzyła drzwi, tym razem przed nimi stał fioletowy kartonik ze złotą kokardą.
- Co do diabła? - spytała dość zdezorientowana. Wiedziała, że pewnie stoi gdzieś za rogiem.
- Klaus, jeżeli to twoja kolejna sztuczka, rzucę tym w ciebie.Rozumiesz?! - krzyknęła w nicość. Był środek nocy, więc Caroline postanowiła wziąć ten podarunek. Zanim zamknęła drzwi, zdążyła jeszcze wyłapać jego cień. Ostatecznie zakluczyła drzwi i pomknęła do swojego pokoju. Usiadła na fotelu i otworzyła podarunek. Od razu rzuciła jej się w oczy pożółkła koperta z pieczęcią. Brutalnie rozdarła ją i wyciągnęła kartkę ze środka.
"Droga Caroline! Wiem, że podarła ci się tamta zielona sukienka. Nie bój się, mam coś dla ciebie. Mam nadzieje, że na balu poświęcisz mi chociaż jeden taniec.
Zakochany w tobie po uszy. Klaus".
Blondynka odłożyła kartkę na biurko. Sięgnęła dalej do pudełka, pociągnęła za biały materiał. Była to suknia z jej marzeń. Bez ramion, calutka biała. W kartonie leżały też białe szpilki i jakieś małe pudełko. Otworzyła je zaciekawiona.
"W tej sukni będziesz lepiej wyglądać.
Klaus."
Pod listem był łańcuszek z zawieszką z koniem. Caroline nie mogła się nadziwić, że tak stary wampir ma taki dobry gust. Blondynka była wręcz zmuszona założyć to co dał jej Klaus. W końcu nic innego nie miała.
~*~
Trzy dni minęły dla Caroline bardzo szybko. Była zalatana. Ciągle tylko szykowała wszystko na bal. Nadszedł ten dzień. Długo zastanawiała się czy podejmuje dobrą decyzje. W końcu napisała do Klausa.
- Klaus? Jesteś? - napisała w okienku czatu na facebook'u.
- Dla ciebie, zawsze - odpisał w wampirzym tempie, co wcale nie zdziwiło blondynki.
- Pamiętasz jak tydzień temu pytałeś się mnie, czy chce iść z tobą na ten głupi bal? - spytała. Właśnie pogrzebała resztki swojej dumy...
- Tak skarbie, pamiętam.
- Wygrałeś. Masz być pod moim domem o 17, rozumiesz, Klaus?
- Tak kochanie, tylko muszę wiedzieć jedno. Założysz sukienkę ode mnie? - zapytał niespodziewanie. Po co była mu potrzebna ta wiadomość?
- Ymm, tak. A co?
- Nic, nic. Idź się szykować.Pa - i się wylogował. Caroline go posłuchała i zaczęła się szykować. Włosy, sukienka, buty, biżuteria, makijaż. Wszystko było gotowe równo z dzwonkiem do drzwi. Tak jak planowała, zeszła na dół i otworzyła drzwi. Już wiedziała po co był mu kolor sukienki. Dopasował się, przynajmniej krawat miał biały.
- Możemy iść kochanie? - spytał tym nonszalanckim tonem.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a wylądujesz na trawie - odpyskowała Caroline, dopiero potem przemyślała jak to zabrzmiało.
- Kusząca propozycja - odpowiedział jej. Sama się o to prosiła.
Droga nie była długa. Jak na tysiąc letniego wampira, auto miał szybkie. Kiedy weszli do sali, Caro była z siebie dumna. Ludzie tańczyli a dekoracje błyszczały wszystko było idealne. Zanim się spostrzegła, tańczyła na środku parkietu. Niklaus był świetnym tancerzem. Nie minęło pięć minut. kiedy Caroline zapomniała o wszystkich problemach. Spojrzała w jego oczy. Świat się na chwilę zatrzymał, ich oddech się wyrównał; nie odrywali od siebie oczu. W końcu ich usta się do siebie zbliżyły. Wszystko zaczęło wirować, kiedy Caroline wreszcie się poddała urokowi mroku...
The End
Rozdział 8
Tydzień po mioch pierwszych łowach miał być mój kolejny pierwszy raz. A dokładniej, pierwszy raz zostane sama w bunkrze.
-Dobra, zrobiłem zakupy, wypożyczyłem pare filmów. Jakby coś się działo, to dzwoń- Po tych słowach przytuliłam Sama, który miał na sobie ciemną koszule w krate, jeansy i torbe z bronią.
-Wiesz gdzie jest broń, prawda?- Spytał mnie Dean jeszcze zanim wyszedł.
-W lodówce, apteczce, 28 schowkach, u mnie w sypialni, u ciebie w sypialni, pod stołem w salonie, W TELEWIZORZE, za prysznicem, pominełam coś?- Uśmiechał sie, kiedy jak dziecko wyliczałam na pallcach.
-Dobrze wiesz, że pominełaś pare miejsc i nie bój się, też zrobiełem zakupy -uśmiech nie znikał mu z twarzy- jakby ci się nudziło to dzwoń. Tu masz nasz adres, uważaj na siebie- Pożegnał się ze mną, ale kiedy chciałam go przytulić poczułam jego usta na policzku. Zrobił to bardzo delikatnie. Chciałam coś powiedzieć ale Sam wychylił głowe zza drzwi.
-Zamknij się od środka Scar, Dean dalej, czekam w aucie. -Wyszli razem. Nadstawiłam ucho. Gdy tylko usłyszałam silnik Impali, aż podskoczyłam z radości, w podskokach zbiegłam do salonu. Dwa dni sama. To będzie niekończonca się impreza. Już chciałam sporządzać liste gości, tak samo jak wtedy, gdy matka wyjechała do luksemburku na tydzien. W ostatniej chwili przypomniało mi się przecież, że jestem w bunkrze. Winchesterzy zabiliby mnie gdybym zdradziła naszą pozycje, ponieważ "nie wolno nam ufać nikomu", jak to zawsze powtarzał Dean. Pierwsze co, to zaczełam szukać alkoholu. Młodszy z braci pochował go kiedy tylko się wprowadziłam "Obojgu wam to dobrze zrobi, ty jesteś niepełnoletnia, a ty... ty jesteś poprostu alkoholikiem" zapamiętałam te słowa, Sammy potrafił być bardzo szczery. Zwłaszcza jeśli chodziło o Deana. Dostałam smsa. "Alkohol jest u Sama pod łóżkiem, nie mów mu że znalazłem ;-)"
-Dean, spadłeś mi z nieba!- Powiedziałam sama do siebie. Wyjełam pare butelek, włączyłam jakąś muzyke i przypomniałam sobie jak to bywało zawsze na dyskotekach. Na początku było sztywno, byłam w końcu sama. Ale po 5 minutach no powiedzmy, że alkohol ma swoje cudowne moce...
-Dobra, zrobiłem zakupy, wypożyczyłem pare filmów. Jakby coś się działo, to dzwoń- Po tych słowach przytuliłam Sama, który miał na sobie ciemną koszule w krate, jeansy i torbe z bronią.
-Wiesz gdzie jest broń, prawda?- Spytał mnie Dean jeszcze zanim wyszedł.
-W lodówce, apteczce, 28 schowkach, u mnie w sypialni, u ciebie w sypialni, pod stołem w salonie, W TELEWIZORZE, za prysznicem, pominełam coś?- Uśmiechał sie, kiedy jak dziecko wyliczałam na pallcach.
-Dobrze wiesz, że pominełaś pare miejsc i nie bój się, też zrobiełem zakupy -uśmiech nie znikał mu z twarzy- jakby ci się nudziło to dzwoń. Tu masz nasz adres, uważaj na siebie- Pożegnał się ze mną, ale kiedy chciałam go przytulić poczułam jego usta na policzku. Zrobił to bardzo delikatnie. Chciałam coś powiedzieć ale Sam wychylił głowe zza drzwi.
-Zamknij się od środka Scar, Dean dalej, czekam w aucie. -Wyszli razem. Nadstawiłam ucho. Gdy tylko usłyszałam silnik Impali, aż podskoczyłam z radości, w podskokach zbiegłam do salonu. Dwa dni sama. To będzie niekończonca się impreza. Już chciałam sporządzać liste gości, tak samo jak wtedy, gdy matka wyjechała do luksemburku na tydzien. W ostatniej chwili przypomniało mi się przecież, że jestem w bunkrze. Winchesterzy zabiliby mnie gdybym zdradziła naszą pozycje, ponieważ "nie wolno nam ufać nikomu", jak to zawsze powtarzał Dean. Pierwsze co, to zaczełam szukać alkoholu. Młodszy z braci pochował go kiedy tylko się wprowadziłam "Obojgu wam to dobrze zrobi, ty jesteś niepełnoletnia, a ty... ty jesteś poprostu alkoholikiem" zapamiętałam te słowa, Sammy potrafił być bardzo szczery. Zwłaszcza jeśli chodziło o Deana. Dostałam smsa. "Alkohol jest u Sama pod łóżkiem, nie mów mu że znalazłem ;-)"
-Dean, spadłeś mi z nieba!- Powiedziałam sama do siebie. Wyjełam pare butelek, włączyłam jakąś muzyke i przypomniałam sobie jak to bywało zawsze na dyskotekach. Na początku było sztywno, byłam w końcu sama. Ale po 5 minutach no powiedzmy, że alkohol ma swoje cudowne moce...
Zadzwonił mój telefon. Dźwięk dzwonka roznosił się po całym bunkrze, ale pytanie brzmiało gdzie?". Gdzie był ten pieprzony telefon? Biegałam po całym bunkrze, ale gdziekolwiek nie szłam AC/DC cichło, przechodząc obok pokoju Deana usłyszałam to wyraźnie. Ale co mój telefon robił w pokoju starszego z braci? Pchnełam drzwi, w pokoju był co prawda porządek, ale telefonu i tak nie mogłam znaleźć. Zajeło mi jakieś 5 minut zanim znalazłam go pod poduszką. Musiałam oddzwonić ponieważ Dean <niezłe wyczucie> dzwonił już dwa razy.
-Scarlett, czemu nie dobierałaś? -Spytał mnie, ale brzmiało to bardziej jakby mnie o coś oskarżał.
-Szukałam telefonu, spokojnie. Po co dzwonisz?
-No, w sumie po nic. Co porabiasz?- Odezwał się już spokojniej, teraz dopiero zrozumiałam, że szeptał.
-Ymm, no wiesz. Chodzę w tą i spowrotem, a ty?
-Nic ciekawego, siedze w szpitalu. Żadna nowość.- To chyba lekka przeginka. Bycie w szpitalu, to nie żadna nowość!
-Co się stało?! I dlaczego szepczesz?
-Zszywali mi ręke, a szepcze bo Sammy usnął na łóżku obok, nic mu nie jest. Jest troche obolały, jednym słowem, łowy udane- Nie musiałam widzieć jego twarzy, poprostu byłam pewna, że sie uśmiechał.- Spokojnie, wrócimy już niedługo, co prawda niechcą nas wypuścić do jutra ale znasz mnie, i tak nas stąd wyciągne.
-Dean, mam do ciebie pytanie- Powiedziałam znienacka, ale usłyszałam dialog między Deanem a pewnie jakąś pielęgniarką
"-Miał pan wypoczywać
-Wiem, wiem maleńka. Zaraz kończe.
-Prosze mi oddać telefon, przeszkadza pan innym pacjentom.
-Nie słyszałem skarg.
-Bo sie pana boją.
-To dobrze, pożegnam się i skończe. Niech ci będzie"
-Wiesz co Scar, musze kończyć.- Blondyn odezwał się do mnie.
-Rozumiem, trzymaj się. Pa- Skończyłam rozmowe, nie to żebym chciała, ale musiałam posprzątać zanim przyjadą. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale był tam jeden wielki syf...
-Scarlett, czemu nie dobierałaś? -Spytał mnie, ale brzmiało to bardziej jakby mnie o coś oskarżał.
-Szukałam telefonu, spokojnie. Po co dzwonisz?
-No, w sumie po nic. Co porabiasz?- Odezwał się już spokojniej, teraz dopiero zrozumiałam, że szeptał.
-Ymm, no wiesz. Chodzę w tą i spowrotem, a ty?
-Nic ciekawego, siedze w szpitalu. Żadna nowość.- To chyba lekka przeginka. Bycie w szpitalu, to nie żadna nowość!
-Co się stało?! I dlaczego szepczesz?
-Zszywali mi ręke, a szepcze bo Sammy usnął na łóżku obok, nic mu nie jest. Jest troche obolały, jednym słowem, łowy udane- Nie musiałam widzieć jego twarzy, poprostu byłam pewna, że sie uśmiechał.- Spokojnie, wrócimy już niedługo, co prawda niechcą nas wypuścić do jutra ale znasz mnie, i tak nas stąd wyciągne.
-Dean, mam do ciebie pytanie- Powiedziałam znienacka, ale usłyszałam dialog między Deanem a pewnie jakąś pielęgniarką
"-Miał pan wypoczywać
-Wiem, wiem maleńka. Zaraz kończe.
-Prosze mi oddać telefon, przeszkadza pan innym pacjentom.
-Nie słyszałem skarg.
-Bo sie pana boją.
-To dobrze, pożegnam się i skończe. Niech ci będzie"
-Wiesz co Scar, musze kończyć.- Blondyn odezwał się do mnie.
-Rozumiem, trzymaj się. Pa- Skończyłam rozmowe, nie to żebym chciała, ale musiałam posprzątać zanim przyjadą. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale był tam jeden wielki syf...
sobota, 26 lipca 2014
Rozdział 7
Znowu w trasie, jechaliśmy może niecałe 3 godziny i już dotarliśmy do bunkru.
-Zanim wejdziem musimy się jakoś pozbyć tego pasemka, Sammy może marudzić- Odezwał się Dean, wybudzając mnie przy okazji. Bez żadnego słowa, poprostu odczepiłam pasemko. Uroki dopinek. Mimo, że schowałam pasemko do kieszeni, miałam zamiar kiedyś je jeszcze założyć.
-Scar... Jak ty to zrobiłaś?- Spytał zdziwony
-No bo to dopinki, Dean to nic ciężkiego, to naprawde proste
-Dobra, ja wezme twoje bagaże, chodź za mną- Powiedział i podszedł do bagażnika, wyjął moją torbe ale zanim ją zażucił na ramie przyjrzał jej się, "Punk's not Dead" chyba mu nie pasuje. Zielonooki złapał mnie za ręke i pociągnął za sobą do wejścia. Zanim coś powiedziałam, drzwi bunkru się otworzyły i wyszedł jakiś mężczyzna w dłuższych brązowych włosach i <brzydkiej> koszuli.
-Cześć Sammy, co na obiad ?
-Spaghetti, ty jesteś pewnie Scarlett- Mężczyzna sie do mnie odwrócił i uśmiechnął.
-Tak miło mi cię poznać Sam- Wyłapałam jego imie kiedy Dean sie go pytał o obiad.
-A gdzie Gabriel ?- Przypomniałam sobie jak Dean mówił o Sammym i jego chłopaku.
-Wyszedł na zakupy, ale nie będe was trzymał w progu, Dean przesuń sie, panie przodem
-Dziękuje- Odezwałam się i przeszłam.- Szkoda, że Dean jest o tyle starszy a Sammy jest gejem. Przystojni są, mogłabym się wziąść za któregoś z nich. Gdy tylko weszłam, byłam bardzo zaskoczona. Ten bunkier faktycznie nie przypominał nory, ani metalowej skrzynki. Wyglądał jak willa. Wielki salon, korytarze prowadzące pewnie do innych pokoji. Wielki stół na środku salonu miał wymalowaną mape na blacie, dookoła było pare regałów.
-Dobra, pomyszkuj tu troche, wybierz sobie jakiś pokój- Powiedział młodszy brat Deana miłym głosem, było w nim coś przyjaznego, ale zanim ruszyłam do jakiegoś korytarza zatrzymał mnie Dean.
-Ide z tobą- Powiedział władczym głosem, nie miałąm ochoty się kłócić. Przejrzeliśmy jakieś 10 pomieszczeń zanim się zdecydowałam. Większość ścian było szarych, matowych tylko za łóżkiem była "cegłowa" tapeta. Samo łóżko, było dwuosobowe, szarno-biała poduszka i pierzyna idealnie pasowały do ciemnej ramy. Zamiast paneli był duży dywan. Zwykłe biurko, krzesło, czarna kanapa, telewizor na ścianie, ale co najciekawsze, z łóżkiem była wnęka w której było pełno broni. Wkońcu mieszkają tu łowcy. Starszy z braci zdążył mi coś o tym wspomnieć
-Będzie ci coś potrzebne? - Spytał wkońcu Dean, siedząc na kanapie.
-Pare ciuchów, buty, jakieś kosmetyki i co najważniejsze... - Przerwałam i zaczełam się śmiać, ponieważ łowca spadł z kanapy.
-Yhym, wracając do tematu - Powiedział Dean kiedy tylko sam opanowł swój śmiech.
-A no tak, co najważniejsze, pokaż mi gdzie jest kuchnia. - Blondyn zaprowadził mnie do kuchni w której akurat siedział Sammy.
-Mamy sprawe. Grupka demonów w Atlancie. Nic poważnego, Scar może pojedziesz z nami?- Spytał mnie młodszy z braci. Widać było, że przepełniałą go dobra energia. Ona go węcz rozszarpywała. Robił coś na komputerze, ale nagle wyskoczyła ikonka przy zakładce facebook "Gabriel napisał do ciebie wiadomość". Kiedy tylko to zauważył, wziął laptopa i powędrował do swojego pokoju pod pretekstem przebrania się.
-Idealnie, po drodze do Atlanty skoczymy na zakupy, co ty na to?- Szepnął Dean, wysłuchiwał co się dzieje w pokoju Sama, ale słychać było tylko klikanie.
-Albo zrobimy inaczej, znając życie Gabe zaraz się tu pojawi, jedziemy teraz. -Starszy łowca podszedł do pokoju brata, zapukał i poinformował o planie. Gdy tylko ten się zgodził, Blondyn złapał mnie za ręke i wyszliśmy z bunkru. Pojechaliśmy do pobliskiej galerii. Strój na jakiś bal, codzienny, strój FBI <?>, kilka par spodni, jakieś bluzki, kurtki, swetry. Jednym słowem, całą garderobe jaką potrzebowałam. Kiedy tylko kupiliśmy kosmetyki, trafiliśmy do jakiegoś sklepu z butami. Tam zaczął się koszmar Deana.
-Dean! Przynieś mi jeszcze te różowe szpilki. -Krzyknełam do niego, dobrze że łowca miał pełno pieniędzy. Niezbyt mnie interesowało skąd.
-Mierzysz już dokładnie 56 parę butów! Błagam skończ bo się tu zestrzele!
-Nie marudź! Podaj mi to.
-Wolałbym już walczyć z szatanem i powstrzymać apokalipse. ZNOWU!
-Dobra, dobra. Weźmiemy te 23 pary. - Powiedziałam i podeszłam do kasy. Kiedy tylko zielonooki blondyn zapłacił i zaniósł wszystko do impali odetchnął z ulgą. Ruszyli spowrotem do "domu", jeśli można by tak nazwać ten bunkier.
-Więcej nie mogłaś wziąść, c'nie?- Spytał mnie Dean gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju.
-Nie żucaj tego tu! Połóż na kanapie. - Zauważyłam, że Dean chce to wszystko poprostu żucić na podłogę. Po moim trupie! Pobrudziło by się tylko. Noc nie była taka zła, pomijając fakt, że przez pierwsze dwadzieścia-trzy minuty myślałam tylko i wyłącznie o Deanie. Z samego rana pojechaliśmy do Atlanty. Chłopcy znaleźli jakiś motel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe pare dni. Średnio mi się widziało spanie w jednym pokoju wraz ze starszymi mężczyznami, ale nie mogłam marudzić. Dobrze chociaż, że mieliśmy osobne łóżka. Tak myślałam dopóki nie weszłam do środka.
-Dwa łóżka? - Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam zdezorientowana. Chociaż perspektywa spania z Deanem wcale nie była taka zła.
-No nic, ja i ty śpimy razem na podwójnym, Sammy, zajmiesz to drugie?- Odezwał się blondyn. Sam nie spierał się, czułam że coś kombinują. Żaden się mnie nie spytał o zdanie. Chyba muszę sie do tego przyzwyczaić. Młodszy z braci odrazu otworzył torbę i wyjął dwa noże, trzy pistolet i... nóż, ale taki bardzo nietypowy bo był zrobiony z kości...
-Pierwsze ostrze jeśli chcesz wiedzieć. -Dean się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam ten uśmiech, ale mój był taki, niewinny, nie to co jego. Sam wyjął też wode święconą i jakąś kartke którą mi wręczył.
-Egzorcyzm. Naucz sie go, pośle demona tam gdzie jego miejsce, sól je rani, a tym nożem je zabijesz.- Wytłumaczył mi wszystko po koleji. Wpadłam na pomysł.
-Umiecie robić granaty?- Spytałam. Dean się roześmiał a jego wzrok mówił "jeszcze pytasz?"
-To dlaczego nigdy nie połączyliście wody święconej i soli? W czasie gdy oni będą cierpieć łatwiej będzie je egzorcyzmować.- Chłopcy momentalnie sie na mnie spojrzeli, myślałam, że mnie wyśmieją ale usłyszałam tylko jak Sam mówi
-To genialne! Ale nadal nie mamy planu.
-Jak to nie? Wbijamy, mordujemy i spadamy.- Odezwał się zdziwiony Dean. Słaby plan, ale na szczęście mają mnie.
-A może by tak. Mnie nie znają, a w mieście dzisiaj jest podobno jakiś bal. Pójde tam, wezme ich na osobność i ich wysadze.
-Scarletto, jesteś geniuszem!- Powiedział do mnie Sam. Tak, jestem geniuszem. Ale macie racje, podnoście moje ego.
-Bal jest za godzine, mam jakąś sukienke ze sobą. Pójdziecie ze mną ale nikt nie może was zobaczyć.
-Aj aj kapitanie- Odezwał się Dean. Niezbyt podobał mu się plan, ale moim zdaniem to było genialne. Godzine później dotarłam na bal. Pierwsze do czego się dobrałam to był bufet, dośc oczywiste. Szkoda tylko że jedzenie było obrzydliwe.
W końcu zobaczyłam te demony, czterech biznesmenów. Przynajmniej tak mi sie wydawało.
-Przepraszam, jestem Emilia Johnson (tak kazał mi się nazywać Dean), mogłabym panów prosić na chwilkę?- Spytałam totalnie na luzie. Musiałam udawać, że w torebce wcale nie mam dwóch granatów.
-A w jakiej to sprawie?- Spytał jeden z nich.
-Mam do państwa sprawe biznesową, może wyjdziemy na zewnątrz?- Włączyłam swój flirting mode.
-Hmm, no dobrze. Przejdźmy się. - Odezwał się wkońcu jeden, po krótkiej chwili ciszy. Gdy tylko wyszliśmy zobaczył kryjących się da drzewami Winchesterów. Sammy dawał mi znak, że czas. Pomyślałam że fajnieby było mieć swój tekst.
-Adijos biczys!- Krzyknełam i żuciłam granaty. Zza drzew wyskoczył Dean i podobijał demony.
-Gratulacje. Pierwsze udane łowy...
-Zanim wejdziem musimy się jakoś pozbyć tego pasemka, Sammy może marudzić- Odezwał się Dean, wybudzając mnie przy okazji. Bez żadnego słowa, poprostu odczepiłam pasemko. Uroki dopinek. Mimo, że schowałam pasemko do kieszeni, miałam zamiar kiedyś je jeszcze założyć.
-Scar... Jak ty to zrobiłaś?- Spytał zdziwony
-No bo to dopinki, Dean to nic ciężkiego, to naprawde proste
-Dobra, ja wezme twoje bagaże, chodź za mną- Powiedział i podszedł do bagażnika, wyjął moją torbe ale zanim ją zażucił na ramie przyjrzał jej się, "Punk's not Dead" chyba mu nie pasuje. Zielonooki złapał mnie za ręke i pociągnął za sobą do wejścia. Zanim coś powiedziałam, drzwi bunkru się otworzyły i wyszedł jakiś mężczyzna w dłuższych brązowych włosach i <brzydkiej> koszuli.
-Cześć Sammy, co na obiad ?
-Spaghetti, ty jesteś pewnie Scarlett- Mężczyzna sie do mnie odwrócił i uśmiechnął.
-Tak miło mi cię poznać Sam- Wyłapałam jego imie kiedy Dean sie go pytał o obiad.
-A gdzie Gabriel ?- Przypomniałam sobie jak Dean mówił o Sammym i jego chłopaku.
-Wyszedł na zakupy, ale nie będe was trzymał w progu, Dean przesuń sie, panie przodem
-Dziękuje- Odezwałam się i przeszłam.- Szkoda, że Dean jest o tyle starszy a Sammy jest gejem. Przystojni są, mogłabym się wziąść za któregoś z nich. Gdy tylko weszłam, byłam bardzo zaskoczona. Ten bunkier faktycznie nie przypominał nory, ani metalowej skrzynki. Wyglądał jak willa. Wielki salon, korytarze prowadzące pewnie do innych pokoji. Wielki stół na środku salonu miał wymalowaną mape na blacie, dookoła było pare regałów.
-Dobra, pomyszkuj tu troche, wybierz sobie jakiś pokój- Powiedział młodszy brat Deana miłym głosem, było w nim coś przyjaznego, ale zanim ruszyłam do jakiegoś korytarza zatrzymał mnie Dean.
-Ide z tobą- Powiedział władczym głosem, nie miałąm ochoty się kłócić. Przejrzeliśmy jakieś 10 pomieszczeń zanim się zdecydowałam. Większość ścian było szarych, matowych tylko za łóżkiem była "cegłowa" tapeta. Samo łóżko, było dwuosobowe, szarno-biała poduszka i pierzyna idealnie pasowały do ciemnej ramy. Zamiast paneli był duży dywan. Zwykłe biurko, krzesło, czarna kanapa, telewizor na ścianie, ale co najciekawsze, z łóżkiem była wnęka w której było pełno broni. Wkońcu mieszkają tu łowcy. Starszy z braci zdążył mi coś o tym wspomnieć
-Będzie ci coś potrzebne? - Spytał wkońcu Dean, siedząc na kanapie.
-Pare ciuchów, buty, jakieś kosmetyki i co najważniejsze... - Przerwałam i zaczełam się śmiać, ponieważ łowca spadł z kanapy.
-Yhym, wracając do tematu - Powiedział Dean kiedy tylko sam opanowł swój śmiech.
-A no tak, co najważniejsze, pokaż mi gdzie jest kuchnia. - Blondyn zaprowadził mnie do kuchni w której akurat siedział Sammy.
-Mamy sprawe. Grupka demonów w Atlancie. Nic poważnego, Scar może pojedziesz z nami?- Spytał mnie młodszy z braci. Widać było, że przepełniałą go dobra energia. Ona go węcz rozszarpywała. Robił coś na komputerze, ale nagle wyskoczyła ikonka przy zakładce facebook "Gabriel napisał do ciebie wiadomość". Kiedy tylko to zauważył, wziął laptopa i powędrował do swojego pokoju pod pretekstem przebrania się.
-Idealnie, po drodze do Atlanty skoczymy na zakupy, co ty na to?- Szepnął Dean, wysłuchiwał co się dzieje w pokoju Sama, ale słychać było tylko klikanie.
-Albo zrobimy inaczej, znając życie Gabe zaraz się tu pojawi, jedziemy teraz. -Starszy łowca podszedł do pokoju brata, zapukał i poinformował o planie. Gdy tylko ten się zgodził, Blondyn złapał mnie za ręke i wyszliśmy z bunkru. Pojechaliśmy do pobliskiej galerii. Strój na jakiś bal, codzienny, strój FBI <?>, kilka par spodni, jakieś bluzki, kurtki, swetry. Jednym słowem, całą garderobe jaką potrzebowałam. Kiedy tylko kupiliśmy kosmetyki, trafiliśmy do jakiegoś sklepu z butami. Tam zaczął się koszmar Deana.
-Dean! Przynieś mi jeszcze te różowe szpilki. -Krzyknełam do niego, dobrze że łowca miał pełno pieniędzy. Niezbyt mnie interesowało skąd.
-Mierzysz już dokładnie 56 parę butów! Błagam skończ bo się tu zestrzele!
-Nie marudź! Podaj mi to.
-Wolałbym już walczyć z szatanem i powstrzymać apokalipse. ZNOWU!
-Dobra, dobra. Weźmiemy te 23 pary. - Powiedziałam i podeszłam do kasy. Kiedy tylko zielonooki blondyn zapłacił i zaniósł wszystko do impali odetchnął z ulgą. Ruszyli spowrotem do "domu", jeśli można by tak nazwać ten bunkier.
-Więcej nie mogłaś wziąść, c'nie?- Spytał mnie Dean gdy tylko weszliśmy do mojego pokoju.
-Nie żucaj tego tu! Połóż na kanapie. - Zauważyłam, że Dean chce to wszystko poprostu żucić na podłogę. Po moim trupie! Pobrudziło by się tylko. Noc nie była taka zła, pomijając fakt, że przez pierwsze dwadzieścia-trzy minuty myślałam tylko i wyłącznie o Deanie. Z samego rana pojechaliśmy do Atlanty. Chłopcy znaleźli jakiś motel, w którym mieliśmy spędzić najbliższe pare dni. Średnio mi się widziało spanie w jednym pokoju wraz ze starszymi mężczyznami, ale nie mogłam marudzić. Dobrze chociaż, że mieliśmy osobne łóżka. Tak myślałam dopóki nie weszłam do środka.
-Dwa łóżka? - Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam zdezorientowana. Chociaż perspektywa spania z Deanem wcale nie była taka zła.
-No nic, ja i ty śpimy razem na podwójnym, Sammy, zajmiesz to drugie?- Odezwał się blondyn. Sam nie spierał się, czułam że coś kombinują. Żaden się mnie nie spytał o zdanie. Chyba muszę sie do tego przyzwyczaić. Młodszy z braci odrazu otworzył torbę i wyjął dwa noże, trzy pistolet i... nóż, ale taki bardzo nietypowy bo był zrobiony z kości...
-Pierwsze ostrze jeśli chcesz wiedzieć. -Dean się do mnie uśmiechnął. Odwzajemniłam ten uśmiech, ale mój był taki, niewinny, nie to co jego. Sam wyjął też wode święconą i jakąś kartke którą mi wręczył.
-Egzorcyzm. Naucz sie go, pośle demona tam gdzie jego miejsce, sól je rani, a tym nożem je zabijesz.- Wytłumaczył mi wszystko po koleji. Wpadłam na pomysł.
-Umiecie robić granaty?- Spytałam. Dean się roześmiał a jego wzrok mówił "jeszcze pytasz?"
-To dlaczego nigdy nie połączyliście wody święconej i soli? W czasie gdy oni będą cierpieć łatwiej będzie je egzorcyzmować.- Chłopcy momentalnie sie na mnie spojrzeli, myślałam, że mnie wyśmieją ale usłyszałam tylko jak Sam mówi
-To genialne! Ale nadal nie mamy planu.
-Jak to nie? Wbijamy, mordujemy i spadamy.- Odezwał się zdziwiony Dean. Słaby plan, ale na szczęście mają mnie.
-A może by tak. Mnie nie znają, a w mieście dzisiaj jest podobno jakiś bal. Pójde tam, wezme ich na osobność i ich wysadze.
-Scarletto, jesteś geniuszem!- Powiedział do mnie Sam. Tak, jestem geniuszem. Ale macie racje, podnoście moje ego.
-Bal jest za godzine, mam jakąś sukienke ze sobą. Pójdziecie ze mną ale nikt nie może was zobaczyć.
-Aj aj kapitanie- Odezwał się Dean. Niezbyt podobał mu się plan, ale moim zdaniem to było genialne. Godzine później dotarłam na bal. Pierwsze do czego się dobrałam to był bufet, dośc oczywiste. Szkoda tylko że jedzenie było obrzydliwe.
W końcu zobaczyłam te demony, czterech biznesmenów. Przynajmniej tak mi sie wydawało.
-Przepraszam, jestem Emilia Johnson (tak kazał mi się nazywać Dean), mogłabym panów prosić na chwilkę?- Spytałam totalnie na luzie. Musiałam udawać, że w torebce wcale nie mam dwóch granatów.
-A w jakiej to sprawie?- Spytał jeden z nich.
-Mam do państwa sprawe biznesową, może wyjdziemy na zewnątrz?- Włączyłam swój flirting mode.
-Hmm, no dobrze. Przejdźmy się. - Odezwał się wkońcu jeden, po krótkiej chwili ciszy. Gdy tylko wyszliśmy zobaczył kryjących się da drzewami Winchesterów. Sammy dawał mi znak, że czas. Pomyślałam że fajnieby było mieć swój tekst.
-Adijos biczys!- Krzyknełam i żuciłam granaty. Zza drzew wyskoczył Dean i podobijał demony.
-Gratulacje. Pierwsze udane łowy...
środa, 23 lipca 2014
Rozdział 6
Spałam może z dwie/trzy godziny. Miał racje podróż jest długa, byłam skierowana twarzą do szyby dlatego Dean nie zauważył, że nie śpie. Usłyszałam kawałek rozmowy telefonicznej.
"Tak mam ją. Nie. Nie. Siedemnaście. Trzy godziny. W bagażniku. Sama wybierze. Nie, nie pozwalam jej na za dużo. Musze kończyć chyba się budzi. No. Trzymaj się Sammy."
-Nie ładnie jest podsłuchiwać- Odezwał się pierwszy. Czyli jednak zauważył, no trudno. Jego oczy o kolorze głębokiej zieleni był wpatrzone w drogę. Ja za to swoimi bacznie obserwowałam blondyna. Okulary nadal miał założone na swoich włosach, kurtka wyglądała już na podniszczoną, gdzieniegdzie brąz był poprzecierany i przechodził w czerń. Lekko poplamione, ciemne jeansy ale moją uwagę przyciągneła jego koszulka. Jego zakrwawiona koszulka.
-Ty krwawisz!- Ta myśl, która przerodziła się momentalnie w krzyk obudziła mnie całkowicie.
-To nie moja krew- Powiedział ze spokojem Dean, poczym zauważył w moich oczach niezrozumienie.
-Wyglądasz jak szczeniaczek kiedy czegoś nie rozumiesz. To nie jest krew ani moja, ani człowieka. Kiedyś ci to wytłumacze, mamy jeszcze dwie godziny drogi, opowiedz coś o sobie, może chcesz stanąć gdzieś? Na stacji czy coś?
-Tak właściwie to tak, stań na tamtej stacji- Pokierowałam nim, a co ciekawsze, zrobił to. Kiedy tylko samochód się zatrzymał wydostałam się na zewnątrz.
-Nie oddalaj się
-Ide tylko na stacje po coś do jedzenia. Kupić ci coś?-Zapytałam z grzeczności, no i może też tak troche bo nie miałam pieniędzy.
-Tak, placek- Uśmiechnął się i dopowiedział:
-Błagam cię, nie zapomnij. Mój brat zawsze zapomina kupić
-To daj mi coś pieniędzy, bo nic nie wziełam- Tym razem odwzajemniłam ten uśmieszek. Dał mi pare banknotów i poszłam coś kupić. Ale za nim weszłam do sklepu zdążyłam usłyszeć jeszcze jgo krzyk
-Nie zapomnij o placku!- Maniak jakiś, ciekawe co by się stało jakbym nie kupiła, chyba jednak wole nie wiedzieć. W końcu dostałam się do klimatyzowanego budynku, półki były równiótko poukładane, wszędzie były puszki, ciastka, chipsy i misie. Wziełam jakieś ciasto na którym pisało "Apple Pie", po drodze do kasy zgarnełam pare rzeczy, paczke ciastek orzechowych, tymbarka jabłko-arbuz i misia. Tak symbolicznie, Babcia zawsze mi kupywała misie jak gdzieś jechałyśmy. Zaczeło się to po śmierci dziadka gdy miałam 5 lat. W końcu podeszłam do kasy, kolejka nie była długa, dwóch mężczyzn w jeansach i zwykłych T-Shirtach z nadrukami, chyba ze Star Wars. Była także jakaś starsza pani z wnuczką, ale zanim zdążyłam sie napatrzeć, kolejka się skończyła a ja stałam przy kasie.
-Dzień dobry, to wszystko?- Spytał sie mnie sprzedawca, chłopak miał czerwonego irokeza, bardzo wysoko podniesionego. "Tona żelu" pomyślałam, biała koszula a na niej jakiś czarny faruch.
-Tak, to wszystko. Ile płace?- Spytałam się uśmiechając, no bo chyba nie wypada krzyczeć "Porwali mnie!" prawda? No ale cóż, w sumie Dean miał rację, sama wsiadłam.
-23,49 proszę pani- Odwzajemnij mój uśmiech, w innych okolicznościach może bym zaczeła flirtować, albo podałabym mu mój numer. Póki co, podałam mu pieniądze. Niby zostało troche reszty, jakieś 26 zł z groszami, ale zachowałam to dla siebie. Blondyn nie musi o wszystkim wiedzieć. Wyszłam ze stacji na parking, gdzie stał Chevrolet. Podałam Deanowi ciasto, wyglądał jak "dziecko szczęścia" jak to sie mówiło u nas w szkole.
-Dzięki za ciasto, ale przydałoby sie jeszcze piwo, nie sądzisz?- Spytał mnie podczas jedzenia ciasta.
-Nie mam dowodu, sam musisz sobie załatwić alkohol.
-No tak niezbyt, jestem poszukiwany w... paru krajach- Uśmiechnął sie do mnie. Lekko zacinając sie przy liczeniu. Widać podróżuje z kryminalistą, ale postanowiłam nie ciągnąć tematu.
-Prowadzisz, nie możesz pić, chce dotrzeć cało do tego całego bunkru.
-Nie znasz jeszcze moich możliwości dziewczynko- I znowu rozważam uderzeniego go w pyszczek.
-Nie jestem dziewczynką! Mam prawie 18 lat!
-W dziecince mówiłaś, że cytuje "To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia"
-Dziecince? Pozatym to co innego.
-Ale piwa nie możesz kupić...
-No nie, i nie marudź- Odezwałam się, a raczej rozkazałam.
-Od kiedy ty tu żądzisz? To chyba ja cie porwałem, nie?- To moim zdaniem było nie na miejscu, staliśmy na parkingu pełnych ludzi, a on sie przyznał, że mnie porwał <głupie z jego strony>
-Zadarłeś ze złą dziewczyną, chłopcze- Uśmieszek pojawił mi sie na twarzy, Dean też się uśmiechnął po czym podszedł do bagażnika.
-Mam coś dla ciebie. Robi sie zimno więc... prosze, czerwony kapturku- Potym pokazał mi coś co naprawde wyglądało jak... no, to coś co nosił czerwony kapturek. Nigdy nie oglądałam takich bajek...
"Tak mam ją. Nie. Nie. Siedemnaście. Trzy godziny. W bagażniku. Sama wybierze. Nie, nie pozwalam jej na za dużo. Musze kończyć chyba się budzi. No. Trzymaj się Sammy."
-Nie ładnie jest podsłuchiwać- Odezwał się pierwszy. Czyli jednak zauważył, no trudno. Jego oczy o kolorze głębokiej zieleni był wpatrzone w drogę. Ja za to swoimi bacznie obserwowałam blondyna. Okulary nadal miał założone na swoich włosach, kurtka wyglądała już na podniszczoną, gdzieniegdzie brąz był poprzecierany i przechodził w czerń. Lekko poplamione, ciemne jeansy ale moją uwagę przyciągneła jego koszulka. Jego zakrwawiona koszulka.
-Ty krwawisz!- Ta myśl, która przerodziła się momentalnie w krzyk obudziła mnie całkowicie.
-To nie moja krew- Powiedział ze spokojem Dean, poczym zauważył w moich oczach niezrozumienie.
-Wyglądasz jak szczeniaczek kiedy czegoś nie rozumiesz. To nie jest krew ani moja, ani człowieka. Kiedyś ci to wytłumacze, mamy jeszcze dwie godziny drogi, opowiedz coś o sobie, może chcesz stanąć gdzieś? Na stacji czy coś?
-Tak właściwie to tak, stań na tamtej stacji- Pokierowałam nim, a co ciekawsze, zrobił to. Kiedy tylko samochód się zatrzymał wydostałam się na zewnątrz.
-Nie oddalaj się
-Ide tylko na stacje po coś do jedzenia. Kupić ci coś?-Zapytałam z grzeczności, no i może też tak troche bo nie miałam pieniędzy.
-Tak, placek- Uśmiechnął się i dopowiedział:
-Błagam cię, nie zapomnij. Mój brat zawsze zapomina kupić
-To daj mi coś pieniędzy, bo nic nie wziełam- Tym razem odwzajemniłam ten uśmieszek. Dał mi pare banknotów i poszłam coś kupić. Ale za nim weszłam do sklepu zdążyłam usłyszeć jeszcze jgo krzyk
-Nie zapomnij o placku!- Maniak jakiś, ciekawe co by się stało jakbym nie kupiła, chyba jednak wole nie wiedzieć. W końcu dostałam się do klimatyzowanego budynku, półki były równiótko poukładane, wszędzie były puszki, ciastka, chipsy i misie. Wziełam jakieś ciasto na którym pisało "Apple Pie", po drodze do kasy zgarnełam pare rzeczy, paczke ciastek orzechowych, tymbarka jabłko-arbuz i misia. Tak symbolicznie, Babcia zawsze mi kupywała misie jak gdzieś jechałyśmy. Zaczeło się to po śmierci dziadka gdy miałam 5 lat. W końcu podeszłam do kasy, kolejka nie była długa, dwóch mężczyzn w jeansach i zwykłych T-Shirtach z nadrukami, chyba ze Star Wars. Była także jakaś starsza pani z wnuczką, ale zanim zdążyłam sie napatrzeć, kolejka się skończyła a ja stałam przy kasie.
-Dzień dobry, to wszystko?- Spytał sie mnie sprzedawca, chłopak miał czerwonego irokeza, bardzo wysoko podniesionego. "Tona żelu" pomyślałam, biała koszula a na niej jakiś czarny faruch.
-Tak, to wszystko. Ile płace?- Spytałam się uśmiechając, no bo chyba nie wypada krzyczeć "Porwali mnie!" prawda? No ale cóż, w sumie Dean miał rację, sama wsiadłam.
-23,49 proszę pani- Odwzajemnij mój uśmiech, w innych okolicznościach może bym zaczeła flirtować, albo podałabym mu mój numer. Póki co, podałam mu pieniądze. Niby zostało troche reszty, jakieś 26 zł z groszami, ale zachowałam to dla siebie. Blondyn nie musi o wszystkim wiedzieć. Wyszłam ze stacji na parking, gdzie stał Chevrolet. Podałam Deanowi ciasto, wyglądał jak "dziecko szczęścia" jak to sie mówiło u nas w szkole.
-Dzięki za ciasto, ale przydałoby sie jeszcze piwo, nie sądzisz?- Spytał mnie podczas jedzenia ciasta.
-Nie mam dowodu, sam musisz sobie załatwić alkohol.
-No tak niezbyt, jestem poszukiwany w... paru krajach- Uśmiechnął sie do mnie. Lekko zacinając sie przy liczeniu. Widać podróżuje z kryminalistą, ale postanowiłam nie ciągnąć tematu.
-Prowadzisz, nie możesz pić, chce dotrzeć cało do tego całego bunkru.
-Nie znasz jeszcze moich możliwości dziewczynko- I znowu rozważam uderzeniego go w pyszczek.
-Nie jestem dziewczynką! Mam prawie 18 lat!
-W dziecince mówiłaś, że cytuje "To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia"
-Dziecince? Pozatym to co innego.
-Ale piwa nie możesz kupić...
-No nie, i nie marudź- Odezwałam się, a raczej rozkazałam.
-Od kiedy ty tu żądzisz? To chyba ja cie porwałem, nie?- To moim zdaniem było nie na miejscu, staliśmy na parkingu pełnych ludzi, a on sie przyznał, że mnie porwał <głupie z jego strony>
-Zadarłeś ze złą dziewczyną, chłopcze- Uśmieszek pojawił mi sie na twarzy, Dean też się uśmiechnął po czym podszedł do bagażnika.
-Mam coś dla ciebie. Robi sie zimno więc... prosze, czerwony kapturku- Potym pokazał mi coś co naprawde wyglądało jak... no, to coś co nosił czerwony kapturek. Nigdy nie oglądałam takich bajek...
wtorek, 22 lipca 2014
Rozdział 5
"Przestań wydzwaniać, przestań wydzwaniać..."
To jedyna rzecz o której mogłam myśleć. Nie, czekaj... Chevrolet. Czarny. Staje naprzeciwko mnie.
-Wsiadaj.-To był ten sam męski głos co w telefonie. Nie widziałam jego twarzy. Odruchowo przekręciłam głową. Byłam na straconej pozycji. Sama na przystanku. W głowie miałam miliony zakończeń tej historii, głównie ja leżąca gdzieś na poboczu z nożem w brzuchu...
-Wsiadaj, bez gadania- Powiedział głos, bardziej niż prośba brzmiało to jak rozkaz
-O-okey- "Co ja robie. Wsiadam do czyjegoś samochodu z przyciemnionymi szybami z nieznanym jej MĘŻCZYZNĄ starszym odemnie." Mój umysł powtarzał to, wysyłał impuls do każdego skrawka mojego ciała, ale ono jak zachipnotyzowane, każdy nawet najmniejszy atom w moim ciele rozkazywał mi wsiąść.
-Wsiadłaś- Powiedział ochryple, nie musiałam na niego patrzeć, byłam pewna, że się uśmiecha.
-Kazałeś- W tym momencie się na niego spojrzałam, w moim spojrzeniu był nie tylko strach ale i ciekawość.
-To dobrze- Powiedział zdejmując okulary. Te oczy. Głęboka zieleń. Rysy twarzy były tak idealne, był przystojny i to bardzo. Musiałam przyjrzeć mu sie bardziej. Ciemne-blond krótkie włosy. Twarz cholernie symetryczna. Miał na sobie koszule, kurtkę skórzaną i jeansy. Zwykłe buty, okulary aktualnie miał założone na włosach, które się miękko pod nimi uginały. Kiedy mu sie bardziej przyjrzałam, stwierdziałam, że jest młodszy niż myślałam. Ja co prawda miałam dopiero siedemnaście lat, ale on wyglądała na jakieś... dwadzieścia? Radio z którego wydobywało sie właśnie AC/DC było jeszcze na kasety. To było dziwne miałam na sobie koszulke tego zespołu a w radio "Higway To Hell"
Nie wróżyło to zbyt dobrze. Autostradą do piekła. Świetnie...
-Kim jesteś? -Spytałam w końcu. Chociarz nie wiem czemu, czułam że go znam.
-Dean -Odpowiedział krótko przystojny nieznajomy.
-Dean, co? - Spytałam jakby śmielej.
-Dean Winchester. Dwadzieścia-trzy lata, zielone oczy, wolny. Coś jeszcze chcesz wiedzieć Scarletto? - Spytał uśmiechając sie. W tym momencie zapomniałam o wszystkim. Z jednej strony ten uśmiech, ale z drugiej coś mnie w nim nie pokoiło, może chodziło o to, że mnie zna? Niewiadomo ile o mnie wie.
-Okej, więc...-Zaczełam nieśmiało rozmowe, co mogłam powiedzieć facotowi z którym gadałam pierwszy raz?
-Więc...- Powtórzył wraz z jego nonszalanckim uśmiechem który od paru minut nie znikał mu z twarzy.
-Więc, dlaczego mnie PORWAŁEŚ?-Spytałam specjalnie podkreślając to słowo.
-Nie porwałem cie, sama wsiadłaś- Punkt dla niego.
-Dlaczego mnie śledziłeś?
-Bo jesteś ważna, potrzebna, wyjątkowa.- Spojrzał sie na mnie, zauważyłam błysk w jego oczach. Nie wróżyło to niczego dobrego.
-Gdzie jedziemy?- Rozluźniłam sie, jestem ważna, dla kogo? Jestem potrzebna, czyli mnie nie skrzywdzi. Jestem wyjątkow, to chyba był poprostu komplement. Rozważałam uderzenie go w twarz...*
-Muzyka ci chyba odpowiada c'nie? -Powędrowałam za jego wzrokiem. No tak, koszulka.
-Tak, ale mógłbyś patrzeć na droge, mam zamiar przeżyć dzisiejszy dzień- Odpyskowałam jak to miałam w zwyczaju.
-To dobrze- Odpowiedział mi, poczym odwrócił wzrok.
-To gdzie jedziemy? Nie odpowiedziałeś mi.-Zagadnełam znowu temat. Skoro już jade z obcym facetem, chce chociarz wiedzieć gdzie.
-Matka wie o tym pasemku? Podoba mi sie- Znowu zmienił temat.
-Wie, nie jestem dzieckiem. Ale nie zmieniaj tematu.- Powiedziałam już troche groźniej. Mimo, że byłam na straconej pozycji nadal miałam swój temperament.
-Spokojnie tygrysico, cofnij sie bo zaraz sie pocałujemy- ta perspektywa nie była wcale taka zła- jedziemy do ciebie, weźmiesz pare rzeczy i pojedziemy do bunkru. Tam czeka na nas pare osób. Tam będziesz bezpieczna.
-Czyli jednak mnie porywasz? To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia!-Wpadłam w panike, on chciał mnie wywieźć do bunkru. Do bunkru?! To już lekka przesada.
-Spokojnie, to wygląda lepiej niż brzmi. To tylko taka nazwa, w środku wybierzesz sobie pokój, pojedziemy na zakupy, udekorujesz go czy co tam dziewczyny zwykle robią...
-A w tej waszej norze hobbita** nie ma żadnej dziewczyny?- Spytałam lekko zdenerwowana
-Jeśli żadnej nie przyprowadze, ale nie bój sie. Nie ma żadnej na stałe. Jestem ja, mój brat, jego chłopak no i teraz Ty.
-Nie powiedziałam jeszcze, że jade!- Oburzyłam sie, nie dość, że najpierw mnie śledził to jeszcze chciał żebym sie do niego wprowadziła. Idiotyzm totalny, co by w takiej chwili powiedział Cas?
-Nie masz wyboru skarbie...- Reszte drogi jechaliśmy bez rozmów. Mijaliśmy różne miejsca po drodze, gospode, dom bliźniaków Twinkle, las i cmentarz ale rozpoznawałam te miejsca. Wkońcu jechaliśmy do mnie. Co moja matka powie na moją wyprowadzke? Zanim zdążyłąm o tym pomyśleć dotarliśmy do mnie.
-Pożegnaj sie, zabierz pare rzeczy. Zaczekam w aucie. Bez żadnych przekrętów bo...- Niedałam mu dokończyć, porwał mnie, grozi mi, chyba jednak nie będziemy dobrymi znajomymi...
-BO CO?!- Spytałam mocno podniesionym głosem
-Uspokój sie, masz 5 minut.- Po tych słowach wyszłam całkowicie oszołomiona i wściekła, moje zielone oczy były pełne gniewu, po lewym policzku spłyneła mi łza. Nie wiedziałam dokładnie czy to z nerwów czy może ze strachu. Otarłam ją wierzchem dłoni, poprawiłam włosy i weszłam do domu.
-Hej mamo, wiesz jak cie kocham prawda?- W tym momencie zrobiłam najsłodszą mine na jaką było mnie stać. Maślane oczka, usta lekko wygięte i rozszerzone źrenice. To zawsze działa.
-Tak tak, co chcesz?- Ale nie na moją mame...
-No więc... Wyprowadzam sie.
-Gdzie? Nie jesteś pełnoletnia!- Matka się oburzyła. Nie dziwne, wkońcu jestem jej córką.
-Mamo, mam urodziny za miesiąc. Jestem pełnoletnia - chociarz jeszcze przedchwilą krzyczałam do Deana, że nie jestem - wyprowadzam się do... do mojego chłopaka!- Powiedziałam chłopaka? No cóż, jak widać to jedyne co w tej chwili przyszło mi na myśl. Matka zaczeła otwierać usta ale zamiast jej wysłuchać poprostu uciekłam do mojego pokoju. Czas sie spakować. Szara torba z różowym napisem "Punk's not dead" była idealna żeby pomieścić wszystkie moje rzeczy. Pare bluzek, jeansy, jakaś bielizna, bluzy, getry, buty, dużo butów, kosmetyki i dwie skórzane kurtki. Tyle mi starczy, reszte musi mi kupić Dean, jak to moja matka powtarzała "Chciałeś panią, rób na nią". Zażuciłam torbe przez ramie i zeszłam na dół. Pożegnałam sie z matką i wróciłam do Impali.
-6 minut i 25 sekund...-Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Czułam jakby czytał mi w myślach
-Co z tego?
-Spóźniłaś się-Odparł, zupełnie aroganckim tonem. Jakby mówił do mnie starszy brat.
-Chrzań sie- Ten tekst pasował idealnie. Porwana, sfrustrowana, sfochana i pyskata. Nic sie nie zmieniło. Nawet w takiej sytuacji.
-Nie pyskuj bo pojedziesz z tyłu. Albo w bagażniku. Wtedy to będzie porwanie- Miałam ochote go uderzyć, znowu, ale żal mi było moim paznokci, mogłyby się połamać na jego twarzy... Chociaż jakbym wygieła trochę ręke...
-Może lepiej sie prześpij- Jego głęboki męski głos wyrwał mnie z mojego pałacu. Tak nazywałam miejsce gdzie odpływam kiedy myśle. Kiedy myśle na przykład o tym, że potrafiłabym przemeblować jego twarz na jakieś miliard sposobów. Arogancki dupek.
-Czemu miałabym iść spać?- Spytałam wkońcu.
-Długa droga przed nami, sądze że jakieś 6 godzin. Śpij, jesteś bezpieczna- Nie musiał mówić nic więcej, odwróciłam głowe w stronę okna i zasnełam...
*Zdanie "pierdo*nąć go w ryj" niezbyt pasowało do jego przystojnej twarzy.
** Bilbo mieszkał w takim cosiu podobnym do bunkru, nie?
To jedyna rzecz o której mogłam myśleć. Nie, czekaj... Chevrolet. Czarny. Staje naprzeciwko mnie.
-Wsiadaj.-To był ten sam męski głos co w telefonie. Nie widziałam jego twarzy. Odruchowo przekręciłam głową. Byłam na straconej pozycji. Sama na przystanku. W głowie miałam miliony zakończeń tej historii, głównie ja leżąca gdzieś na poboczu z nożem w brzuchu...
-Wsiadaj, bez gadania- Powiedział głos, bardziej niż prośba brzmiało to jak rozkaz
-O-okey- "Co ja robie. Wsiadam do czyjegoś samochodu z przyciemnionymi szybami z nieznanym jej MĘŻCZYZNĄ starszym odemnie." Mój umysł powtarzał to, wysyłał impuls do każdego skrawka mojego ciała, ale ono jak zachipnotyzowane, każdy nawet najmniejszy atom w moim ciele rozkazywał mi wsiąść.
-Wsiadłaś- Powiedział ochryple, nie musiałam na niego patrzeć, byłam pewna, że się uśmiecha.
-Kazałeś- W tym momencie się na niego spojrzałam, w moim spojrzeniu był nie tylko strach ale i ciekawość.
-To dobrze- Powiedział zdejmując okulary. Te oczy. Głęboka zieleń. Rysy twarzy były tak idealne, był przystojny i to bardzo. Musiałam przyjrzeć mu sie bardziej. Ciemne-blond krótkie włosy. Twarz cholernie symetryczna. Miał na sobie koszule, kurtkę skórzaną i jeansy. Zwykłe buty, okulary aktualnie miał założone na włosach, które się miękko pod nimi uginały. Kiedy mu sie bardziej przyjrzałam, stwierdziałam, że jest młodszy niż myślałam. Ja co prawda miałam dopiero siedemnaście lat, ale on wyglądała na jakieś... dwadzieścia? Radio z którego wydobywało sie właśnie AC/DC było jeszcze na kasety. To było dziwne miałam na sobie koszulke tego zespołu a w radio "Higway To Hell"
Nie wróżyło to zbyt dobrze. Autostradą do piekła. Świetnie...
-Kim jesteś? -Spytałam w końcu. Chociarz nie wiem czemu, czułam że go znam.
-Dean -Odpowiedział krótko przystojny nieznajomy.
-Dean, co? - Spytałam jakby śmielej.
-Dean Winchester. Dwadzieścia-trzy lata, zielone oczy, wolny. Coś jeszcze chcesz wiedzieć Scarletto? - Spytał uśmiechając sie. W tym momencie zapomniałam o wszystkim. Z jednej strony ten uśmiech, ale z drugiej coś mnie w nim nie pokoiło, może chodziło o to, że mnie zna? Niewiadomo ile o mnie wie.
-Okej, więc...-Zaczełam nieśmiało rozmowe, co mogłam powiedzieć facotowi z którym gadałam pierwszy raz?
-Więc...- Powtórzył wraz z jego nonszalanckim uśmiechem który od paru minut nie znikał mu z twarzy.
-Więc, dlaczego mnie PORWAŁEŚ?-Spytałam specjalnie podkreślając to słowo.
-Nie porwałem cie, sama wsiadłaś- Punkt dla niego.
-Dlaczego mnie śledziłeś?
-Bo jesteś ważna, potrzebna, wyjątkowa.- Spojrzał sie na mnie, zauważyłam błysk w jego oczach. Nie wróżyło to niczego dobrego.
-Gdzie jedziemy?- Rozluźniłam sie, jestem ważna, dla kogo? Jestem potrzebna, czyli mnie nie skrzywdzi. Jestem wyjątkow, to chyba był poprostu komplement. Rozważałam uderzenie go w twarz...*
-Muzyka ci chyba odpowiada c'nie? -Powędrowałam za jego wzrokiem. No tak, koszulka.
-Tak, ale mógłbyś patrzeć na droge, mam zamiar przeżyć dzisiejszy dzień- Odpyskowałam jak to miałam w zwyczaju.
-To dobrze- Odpowiedział mi, poczym odwrócił wzrok.
-To gdzie jedziemy? Nie odpowiedziałeś mi.-Zagadnełam znowu temat. Skoro już jade z obcym facetem, chce chociarz wiedzieć gdzie.
-Matka wie o tym pasemku? Podoba mi sie- Znowu zmienił temat.
-Wie, nie jestem dzieckiem. Ale nie zmieniaj tematu.- Powiedziałam już troche groźniej. Mimo, że byłam na straconej pozycji nadal miałam swój temperament.
-Spokojnie tygrysico, cofnij sie bo zaraz sie pocałujemy- ta perspektywa nie była wcale taka zła- jedziemy do ciebie, weźmiesz pare rzeczy i pojedziemy do bunkru. Tam czeka na nas pare osób. Tam będziesz bezpieczna.
-Czyli jednak mnie porywasz? To nielegalne! Ty wiesz ile ja mam lat? Siedemnaście! Jestem nieletnia!-Wpadłam w panike, on chciał mnie wywieźć do bunkru. Do bunkru?! To już lekka przesada.
-Spokojnie, to wygląda lepiej niż brzmi. To tylko taka nazwa, w środku wybierzesz sobie pokój, pojedziemy na zakupy, udekorujesz go czy co tam dziewczyny zwykle robią...
-A w tej waszej norze hobbita** nie ma żadnej dziewczyny?- Spytałam lekko zdenerwowana
-Jeśli żadnej nie przyprowadze, ale nie bój sie. Nie ma żadnej na stałe. Jestem ja, mój brat, jego chłopak no i teraz Ty.
-Nie powiedziałam jeszcze, że jade!- Oburzyłam sie, nie dość, że najpierw mnie śledził to jeszcze chciał żebym sie do niego wprowadziła. Idiotyzm totalny, co by w takiej chwili powiedział Cas?
-Nie masz wyboru skarbie...- Reszte drogi jechaliśmy bez rozmów. Mijaliśmy różne miejsca po drodze, gospode, dom bliźniaków Twinkle, las i cmentarz ale rozpoznawałam te miejsca. Wkońcu jechaliśmy do mnie. Co moja matka powie na moją wyprowadzke? Zanim zdążyłąm o tym pomyśleć dotarliśmy do mnie.
-Pożegnaj sie, zabierz pare rzeczy. Zaczekam w aucie. Bez żadnych przekrętów bo...- Niedałam mu dokończyć, porwał mnie, grozi mi, chyba jednak nie będziemy dobrymi znajomymi...
-BO CO?!- Spytałam mocno podniesionym głosem
-Uspokój sie, masz 5 minut.- Po tych słowach wyszłam całkowicie oszołomiona i wściekła, moje zielone oczy były pełne gniewu, po lewym policzku spłyneła mi łza. Nie wiedziałam dokładnie czy to z nerwów czy może ze strachu. Otarłam ją wierzchem dłoni, poprawiłam włosy i weszłam do domu.
-Hej mamo, wiesz jak cie kocham prawda?- W tym momencie zrobiłam najsłodszą mine na jaką było mnie stać. Maślane oczka, usta lekko wygięte i rozszerzone źrenice. To zawsze działa.
-Tak tak, co chcesz?- Ale nie na moją mame...
-No więc... Wyprowadzam sie.
-Gdzie? Nie jesteś pełnoletnia!- Matka się oburzyła. Nie dziwne, wkońcu jestem jej córką.
-Mamo, mam urodziny za miesiąc. Jestem pełnoletnia - chociarz jeszcze przedchwilą krzyczałam do Deana, że nie jestem - wyprowadzam się do... do mojego chłopaka!- Powiedziałam chłopaka? No cóż, jak widać to jedyne co w tej chwili przyszło mi na myśl. Matka zaczeła otwierać usta ale zamiast jej wysłuchać poprostu uciekłam do mojego pokoju. Czas sie spakować. Szara torba z różowym napisem "Punk's not dead" była idealna żeby pomieścić wszystkie moje rzeczy. Pare bluzek, jeansy, jakaś bielizna, bluzy, getry, buty, dużo butów, kosmetyki i dwie skórzane kurtki. Tyle mi starczy, reszte musi mi kupić Dean, jak to moja matka powtarzała "Chciałeś panią, rób na nią". Zażuciłam torbe przez ramie i zeszłam na dół. Pożegnałam sie z matką i wróciłam do Impali.
-6 minut i 25 sekund...-Powiedział patrząc mi prosto w oczy. Czułam jakby czytał mi w myślach
-Co z tego?
-Spóźniłaś się-Odparł, zupełnie aroganckim tonem. Jakby mówił do mnie starszy brat.
-Chrzań sie- Ten tekst pasował idealnie. Porwana, sfrustrowana, sfochana i pyskata. Nic sie nie zmieniło. Nawet w takiej sytuacji.
-Nie pyskuj bo pojedziesz z tyłu. Albo w bagażniku. Wtedy to będzie porwanie- Miałam ochote go uderzyć, znowu, ale żal mi było moim paznokci, mogłyby się połamać na jego twarzy... Chociaż jakbym wygieła trochę ręke...
-Może lepiej sie prześpij- Jego głęboki męski głos wyrwał mnie z mojego pałacu. Tak nazywałam miejsce gdzie odpływam kiedy myśle. Kiedy myśle na przykład o tym, że potrafiłabym przemeblować jego twarz na jakieś miliard sposobów. Arogancki dupek.
-Czemu miałabym iść spać?- Spytałam wkońcu.
-Długa droga przed nami, sądze że jakieś 6 godzin. Śpij, jesteś bezpieczna- Nie musiał mówić nic więcej, odwróciłam głowe w stronę okna i zasnełam...
*Zdanie "pierdo*nąć go w ryj" niezbyt pasowało do jego przystojnej twarzy.
** Bilbo mieszkał w takim cosiu podobnym do bunkru, nie?
niedziela, 20 lipca 2014
Rozdział 4
Jak tylko weszłam do szkoły Castiel żucił mi sie na szyje.
-Hej brachu, What the Fuck?
-Cześć Scarlett- Powiedział swoim uroczym głosem Cas. Za nim stał Jace. Teraz to ja żuciłam mu się na szyje
-Hej
-Hej, dzisiaj tak późno?- Spytał
-No, autobus mi uciekł- Odpowiedziałam. Pogadaliśmy jeszcze chwilke i rozeszliśmy sie na lekcje.
Na następnej przerwie podbiegłam do Anny
-Pokłóciłam sie z Dominikiem, to koniec. Moje serce zajmuje tylko... Sama wiesz kto.
-No chyba żartujesz Scar- Odpowiedziała Anna
-Tak, a tak btw to jedziesz jutro do Gali?-Miałam na myśli galerię handlową do której często jeździliśmy bez pieniędzy i na gape. Tak samo zagadałam do Kaspra, Casa, Sary i Jace'a. Reszta dnia mineła szybko. Nadszedł wieczór. Nareszcie, poszłam pod prysznic. Stojąc wpół nago w łazience zaczełam zmywać makijaż. W końcu sie rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Szlag! Skończył się szampon. No nic, wykompałam sie i ubrałam. Tym razem bokserki moro i ciemno-zielona podkoszulka. Następnego dnia (sobota) walentynki. I wiedziałam o tym. Wstałam równo o 09:00. Poszłam do łazienki, podkręciłam włosy. Umalowałam sie, czarne grube rzęsy, czarno-szare cienie i lekka szminka.Poszłam sie ubrać, czarne poprzecierane jeansy, koszulka szara z czerwonym napisem AC/DC z szerokimi dziurami na ramiona, za naszyjnik ubrałam pentagram na rzemyku. Na końcu zjadłam śniadanie i pojechałam do galerii.Tam spotkałam sie z wszystkimi. Od początku Jace chodził koło mnie i gadał tylko ze mną. No dobra nie tylko, ale przeważnie. Kiedy usiedliśmy w Savannie odrazu podzielilśmy sie na krzesła. Ja i Jace usiedli razem na kanapie. Kasper na kanapie razem z kurtkami a Cas obok na krześle. W pewnym momencie Jace przybliżył sie do mnie, siedzieliśmy tak blisko przez pare minut aż wkońcu objął mnie w pasie a ja położyłam mu głowe na ramieniu. Dla mnie było to coś cudownego. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas aż wypiłam kawe i poszlismy dalej. Chwilke pochodziliśmy i usiedliśmy na kanapie w kfc. Siadając zobaczyłam ręke Jace'a. Usiadłam tak by jej nie przygnieść ale on sie przysunął i objął mnie.Prawą ręką najpierw jadł. Potem powędrował na moją noge i wodził nią w góre i w dół, jednocześnie kładąc głowę na mym ramieniu. Byłam podniecona ale nie wiedziałam co zrobić więc oparłam sie o niego. Prawie leżeliśmy na kanapie. Wtedy Kasper zawołał
-Dobra zakochańce, ja lece.
-Ja też sie zbieram- Powiedział Cas.
I tak zostali sami. Sarah, Jace i ja. Przyjaciółka usiadła naprzeciwko nas i mówiła o różnych rzeczach ale ja poza Jacem nie widziałam świata. Delikatnie mnie obejmował i gładził moją ręke. Poszliśmy znowu do savanny. W tej galerii nie ma nic ciekawego. Tym razem Sarah zamówiła sobie loda. Ja usiadłam razem z Jacem naprzeciw Sary. Chłopak położył głowe na moim ramieniu i złapał mnie za dłoń.Oparłam sie o niego i rozmawialiśmy razem ze Sarą.
-Pocałuj ją!- Krzykneła Sarah
-Sarah, weź On ma dziewczyne- Powiedziałam.
-No właśnie. A siedzi tu z nami. W walentynki! -Odpowiedziała mi pyskata przyjaciółka. Czegoś ją jednak nauczyłam. Pomyślałam, że Jace coś powie ale zamiast tego zwyczajnie pocałował mnie w policzek. Był to cud. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam smutna i szczęśliwa naraz. W tym momencie poszedł do toalety.
-Nie uwierzysz- Powiedziała Sarah
-Co?
-Kiedy zostawiliśmy cie na chwilkę, spytałam sie go, czy mu sie podobasz. Odpowiedział, że strasznie i, że chce cie pocałować w usta.- Nic nie odpowiedziałam bo Jace wrócił. Ułożył sie jak poprzednio
-Nadal jesteś ze swoją laską?- Spytała Sarah.
-Tjaa, ale niedługo z nią zrywam i będę z inną.- Wtedy mocniej mnie przytulił. Jakby już wiedział kto będzie tą następną. Ja mimo wszystko tylko sie uśmiechnełam, chociarz miałam ochote krzyczeć "Tak!". W głębi duszy czułam, że to najlepsze co mogło sie wydażyć. Nagle zauważyłam kątem oka. Prawie przegapiłam taką ważną rzecz. Stał tam! Przyglądał sie wszystkiemu. Beszczelnie patrzył sie i uśmiechał. Jakby mówił "Dobrze ci idzie, nie zepsuj tego". Ale to nie o to chodziło. Miał coś w spodniach. Brzmi to dwuznacznie, ale zauważyłam drewnianą rączke. To był nóż, albo coś w ten deseń. Byłam tego pewna. Wystraszyłam sie, "Spokojnie, jest tu zadużo ludzi... Nic nie zrobi... Jace mnie obroni..." Powtarzałam w kółko w myślach, ale nieznajomy nadal się patrzył. Nie zdejmują swoich okularów leniwie odwrócił sie i wszedł w jakąś alejke pełną ludzi. "Przypadek... to był telefon... patrzył sie na kogoś innego".W tym momencie poczułam jak Jace podnosi głowe.
-To nie jest aby Drake?- Obie spojrzałyśmy sie.Nie znałam go, ale za to Sarah odrazu zaczeła krzyczeć. "Baran, olewa Sare" pomyślałam kiedy przeszedł obok Savanny. Ale Jace nie położył już głowy na moim ramieniu. Teraz ja przejeła tą pozycje. Sarah pobiegła za Drake'iem. Zostawiła kurtke, więc wróci. W tym momencie Jace zaczął jedną ręką gładzić moją noge, a drugą dalej delikatnie trzymał moją dłoń i bawił sie pierścionkiem.
-Cobra, ładne.-Powiedział gdy tylko dobrał się do pierścionka
-Mhm- Powiedziałam delikatnie kryjąc swoje podniecenie tym jak mnie złapał. Jak delikatnie mnie obejmował. Jak moje brązowe włosy opadały na jego ramie. Próbowałam wypatrzeć moje czerwone pasemko które gdzieś znikneło.
-Wiesz, że kiedyś na wycieczce(...)- Zaczął opowiadać różne historie. Niektóre wcale nie były śmieszne, albo po prostu ich nie rozumiałam. Ale musiałam sie śmiać. Poprostu musiałam. Opowiadając historie zaczął delikatnie podnosić moją bluzke. Podniósł ją zaledwie z jednego boku, pare centymetrów. Ale sam dotyk jego dłoni na mojej gołej skórze, wprowadził mnie w nieprawdopodobny stan. Byłam podniecona. Bardzo. Było mi strasznie gorąco od jego uścisku. Jego dłoń wędrowała w góre i w dół po mojej nodze. Delikatnie, nie wiedząc kiedy podniosłam głowe pozwalając Jace'owi położyć sie na moim delikatnym, i białym ramieniu. Delikatnie muskał je wargami. To było cudowne, niesamowite. W tym momencie wróciła Sarah
-Co tam gołąbeczki?- Troche mi zajeło zanim doszłam do siebie. Kiedy to zrobiłam, lekko odgarnełam grzywke, żeby nie udeżyć Jace'a i włączyłam sie do rozmowy. Porozmawialiśmy chwile i wtedy dostałam telefon.
-Przepraszam was- Powiedziałam i odeszła trochę dalej. Nieznany numer.
-...
-Halo?-Odezwałam sie jako pierwsza
-...
-Halo, jest tam ktoś?
-Czekam...- Powiedział tajemniczy, aczkolwiek cudowny głęboki męski.
-Myślisz że to jest zabawne- Powiedziałam lekko przestraszona.
-...
Rozłączyłam sie. Wracając, nadal miałam dziwne obawy, że to nie był poprostu żart.
-Kto to był?-Spytała Sarah
-Głuchy tel... Chwilka sms.-Sięgnełam po telefon. "Wracaj" głosiła wiadomość. Nieznany numer...
-Ej ludziska, ja musze lecieć sorka. Pa- Poczym wstałam i wyszłam z galerii. To nie było normane, że na zawołanie nieznajomego zostawiałam znajomych.
-Nie krzycz. Nic sie nie dzieje. Jest okey.-Powtarzałam...
-Hej brachu, What the Fuck?
-Cześć Scarlett- Powiedział swoim uroczym głosem Cas. Za nim stał Jace. Teraz to ja żuciłam mu się na szyje
-Hej
-Hej, dzisiaj tak późno?- Spytał
-No, autobus mi uciekł- Odpowiedziałam. Pogadaliśmy jeszcze chwilke i rozeszliśmy sie na lekcje.
Na następnej przerwie podbiegłam do Anny
-Pokłóciłam sie z Dominikiem, to koniec. Moje serce zajmuje tylko... Sama wiesz kto.
-No chyba żartujesz Scar- Odpowiedziała Anna
-Tak, a tak btw to jedziesz jutro do Gali?-Miałam na myśli galerię handlową do której często jeździliśmy bez pieniędzy i na gape. Tak samo zagadałam do Kaspra, Casa, Sary i Jace'a. Reszta dnia mineła szybko. Nadszedł wieczór. Nareszcie, poszłam pod prysznic. Stojąc wpół nago w łazience zaczełam zmywać makijaż. W końcu sie rozebrałam i wskoczyłam pod prysznic. Szlag! Skończył się szampon. No nic, wykompałam sie i ubrałam. Tym razem bokserki moro i ciemno-zielona podkoszulka. Następnego dnia (sobota) walentynki. I wiedziałam o tym. Wstałam równo o 09:00. Poszłam do łazienki, podkręciłam włosy. Umalowałam sie, czarne grube rzęsy, czarno-szare cienie i lekka szminka.Poszłam sie ubrać, czarne poprzecierane jeansy, koszulka szara z czerwonym napisem AC/DC z szerokimi dziurami na ramiona, za naszyjnik ubrałam pentagram na rzemyku. Na końcu zjadłam śniadanie i pojechałam do galerii.Tam spotkałam sie z wszystkimi. Od początku Jace chodził koło mnie i gadał tylko ze mną. No dobra nie tylko, ale przeważnie. Kiedy usiedliśmy w Savannie odrazu podzielilśmy sie na krzesła. Ja i Jace usiedli razem na kanapie. Kasper na kanapie razem z kurtkami a Cas obok na krześle. W pewnym momencie Jace przybliżył sie do mnie, siedzieliśmy tak blisko przez pare minut aż wkońcu objął mnie w pasie a ja położyłam mu głowe na ramieniu. Dla mnie było to coś cudownego. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas aż wypiłam kawe i poszlismy dalej. Chwilke pochodziliśmy i usiedliśmy na kanapie w kfc. Siadając zobaczyłam ręke Jace'a. Usiadłam tak by jej nie przygnieść ale on sie przysunął i objął mnie.Prawą ręką najpierw jadł. Potem powędrował na moją noge i wodził nią w góre i w dół, jednocześnie kładąc głowę na mym ramieniu. Byłam podniecona ale nie wiedziałam co zrobić więc oparłam sie o niego. Prawie leżeliśmy na kanapie. Wtedy Kasper zawołał
-Dobra zakochańce, ja lece.
-Ja też sie zbieram- Powiedział Cas.
I tak zostali sami. Sarah, Jace i ja. Przyjaciółka usiadła naprzeciwko nas i mówiła o różnych rzeczach ale ja poza Jacem nie widziałam świata. Delikatnie mnie obejmował i gładził moją ręke. Poszliśmy znowu do savanny. W tej galerii nie ma nic ciekawego. Tym razem Sarah zamówiła sobie loda. Ja usiadłam razem z Jacem naprzeciw Sary. Chłopak położył głowe na moim ramieniu i złapał mnie za dłoń.Oparłam sie o niego i rozmawialiśmy razem ze Sarą.
-Pocałuj ją!- Krzykneła Sarah
-Sarah, weź On ma dziewczyne- Powiedziałam.
-No właśnie. A siedzi tu z nami. W walentynki! -Odpowiedziała mi pyskata przyjaciółka. Czegoś ją jednak nauczyłam. Pomyślałam, że Jace coś powie ale zamiast tego zwyczajnie pocałował mnie w policzek. Był to cud. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam smutna i szczęśliwa naraz. W tym momencie poszedł do toalety.
-Nie uwierzysz- Powiedziała Sarah
-Co?
-Kiedy zostawiliśmy cie na chwilkę, spytałam sie go, czy mu sie podobasz. Odpowiedział, że strasznie i, że chce cie pocałować w usta.- Nic nie odpowiedziałam bo Jace wrócił. Ułożył sie jak poprzednio
-Nadal jesteś ze swoją laską?- Spytała Sarah.
-Tjaa, ale niedługo z nią zrywam i będę z inną.- Wtedy mocniej mnie przytulił. Jakby już wiedział kto będzie tą następną. Ja mimo wszystko tylko sie uśmiechnełam, chociarz miałam ochote krzyczeć "Tak!". W głębi duszy czułam, że to najlepsze co mogło sie wydażyć. Nagle zauważyłam kątem oka. Prawie przegapiłam taką ważną rzecz. Stał tam! Przyglądał sie wszystkiemu. Beszczelnie patrzył sie i uśmiechał. Jakby mówił "Dobrze ci idzie, nie zepsuj tego". Ale to nie o to chodziło. Miał coś w spodniach. Brzmi to dwuznacznie, ale zauważyłam drewnianą rączke. To był nóż, albo coś w ten deseń. Byłam tego pewna. Wystraszyłam sie, "Spokojnie, jest tu zadużo ludzi... Nic nie zrobi... Jace mnie obroni..." Powtarzałam w kółko w myślach, ale nieznajomy nadal się patrzył. Nie zdejmują swoich okularów leniwie odwrócił sie i wszedł w jakąś alejke pełną ludzi. "Przypadek... to był telefon... patrzył sie na kogoś innego".W tym momencie poczułam jak Jace podnosi głowe.
-To nie jest aby Drake?- Obie spojrzałyśmy sie.Nie znałam go, ale za to Sarah odrazu zaczeła krzyczeć. "Baran, olewa Sare" pomyślałam kiedy przeszedł obok Savanny. Ale Jace nie położył już głowy na moim ramieniu. Teraz ja przejeła tą pozycje. Sarah pobiegła za Drake'iem. Zostawiła kurtke, więc wróci. W tym momencie Jace zaczął jedną ręką gładzić moją noge, a drugą dalej delikatnie trzymał moją dłoń i bawił sie pierścionkiem.
-Cobra, ładne.-Powiedział gdy tylko dobrał się do pierścionka
-Mhm- Powiedziałam delikatnie kryjąc swoje podniecenie tym jak mnie złapał. Jak delikatnie mnie obejmował. Jak moje brązowe włosy opadały na jego ramie. Próbowałam wypatrzeć moje czerwone pasemko które gdzieś znikneło.
-Wiesz, że kiedyś na wycieczce(...)- Zaczął opowiadać różne historie. Niektóre wcale nie były śmieszne, albo po prostu ich nie rozumiałam. Ale musiałam sie śmiać. Poprostu musiałam. Opowiadając historie zaczął delikatnie podnosić moją bluzke. Podniósł ją zaledwie z jednego boku, pare centymetrów. Ale sam dotyk jego dłoni na mojej gołej skórze, wprowadził mnie w nieprawdopodobny stan. Byłam podniecona. Bardzo. Było mi strasznie gorąco od jego uścisku. Jego dłoń wędrowała w góre i w dół po mojej nodze. Delikatnie, nie wiedząc kiedy podniosłam głowe pozwalając Jace'owi położyć sie na moim delikatnym, i białym ramieniu. Delikatnie muskał je wargami. To było cudowne, niesamowite. W tym momencie wróciła Sarah
-Co tam gołąbeczki?- Troche mi zajeło zanim doszłam do siebie. Kiedy to zrobiłam, lekko odgarnełam grzywke, żeby nie udeżyć Jace'a i włączyłam sie do rozmowy. Porozmawialiśmy chwile i wtedy dostałam telefon.
-Przepraszam was- Powiedziałam i odeszła trochę dalej. Nieznany numer.
-...
-Halo?-Odezwałam sie jako pierwsza
-...
-Halo, jest tam ktoś?
-Czekam...- Powiedział tajemniczy, aczkolwiek cudowny głęboki męski.
-Myślisz że to jest zabawne- Powiedziałam lekko przestraszona.
-...
Rozłączyłam sie. Wracając, nadal miałam dziwne obawy, że to nie był poprostu żart.
-Kto to był?-Spytała Sarah
-Głuchy tel... Chwilka sms.-Sięgnełam po telefon. "Wracaj" głosiła wiadomość. Nieznany numer...
-Ej ludziska, ja musze lecieć sorka. Pa- Poczym wstałam i wyszłam z galerii. To nie było normane, że na zawołanie nieznajomego zostawiałam znajomych.
-Nie krzycz. Nic sie nie dzieje. Jest okey.-Powtarzałam...
Subskrybuj:
Posty (Atom)